Epilog

1.4K 104 12
                                    

To już jest koniec tejże historii ;-; Również ubolewam, ale startuje już dziś z drugą częścią, a za tydzień lub dwa z kolejną historią. Tym razem nie ma tam Londynu, polki ani problemów aktorskich. Kolejne opowiadanie jakie zamierzam stworzyć, będzie o streferach i ogólnie o strefie. Może pierwsza część nie będzie za bardzo odbiegała od innych opowiadań, ale kolejne z pewnością już tak. =) Co do tego opowiadania. Cieszę się, że zostaliście ze mną aż do epilogu. =) Niech ten grudzień idzie szybciej =< 




Delikatna muzyka leciała z głośników. Lekki i cichy szum wiaterku, dawał o sobie znać. Ten dzień, który tak kochałam, właśnie nadszedł. Kolorowe migoczące światełka idealnie ozdabiały okazałe drzewko stojące na samym końcu salonu. Lekki szum, parę chwil. Godzina szósta po południu, a na dworze już ciemno. Brakowało mi obecności Agi, która pewnie teraz piecze ciasteczka z (mam nadzieję) swoją przyszłą teściową.  Kurczę. Co ja mam począć? Jak spędzić te święta, by czuć się dobrze?  Wzięłam komórkę i zadzwoniłam. 

- Dylan? 

- No cześć. - Jego miły i serdeczny ton od razu mnie zmylił. Coś było nie tak, skoro jeszcze go tu nie ma.

- Gdzie się podziewasz? Myślałam, że przyjdziesz i mi pomożesz. - Fuknęłam, całkowicie bezradnie. 

- Nie mogę. - Wydawało mi się, że aż dławi się ze śmiechu, ale mi nie było do śmiechu. To wcale nie było śmieszne. 

- Ok. - Burknęłam i wyłączyłam się szybko. Chwila. Wystarczyła tylko chwila. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że Dylan zrobił mi kawał i teraz stoi pod drzwiami, ale prawda okazała się inna. Pędząc do drzwi potykałam się o własne nogi. Otworzyłam je na oścież gotowa na niego się wydrzeć, ale przede mną stał blondyn z czekoladowymi tęczówkami, pięknym uśmiechem i kuszącymi włosami. On. 

- Thomas? - Zapytałam jak ta ostatnia idiotka. 

- Pójdziesz gdzieś ze mną? - Zapytał, bez przywitania. 

- Teraz? Tak teraz? - Uniosłam brwi do góry. 

Skinął na mnie głową. Ubrałam szybko buty i zamykając  drzwi wyszłam za nim. Nie wzięłam kurtki, bo w tej chwili nie myślałam normalnie. Poszedł na zasypaną śniegiem ulicę. Wokół nas zrobiło się tak magicznie. Na każdym drzewie wisiały na bezlistnych gałązkach lampki. Oświetlały wszystko wokół. Stał i patrzył na mnie. 

- Tutaj? Wyciągnąłeś mnie na ulicę. 

Spuścił głowę i głęboko odetchnął. Podniósł znowu wzrok na mnie. 

- Ponieważ są dzisiaj święta, a w święta mówi się zawsze prawdę, chciałbym ci coś wyznać. 

Nie odezwałam się. Czekałam. Cierpliwie i wiecie co? Nawet nie czułam przeszywającego mnie na wskroś zimna. 

- Wiem, że masz do mnie żal. Powinnaś mieć. W pełni na to zasłużyłem, ale mimo wszystko mam nadzieję... - Wyciągnął zza pleców małe, obite czerwonych puszkiem pudełeczko. - ... że ci się spodoba. - Wręczył mi je i spojrzał na mnie z nadzieją. Otworzyłam je i zobaczyłam naszyjnik. Od górnego wieczka odpadła mała karteczka. Wzięłam ją i rozwinęłam jej zmięte końce, przykrywające tekst. 

"Na święta, chcę ci powiedzieć, że zawsze, nieodwołalnie i w pełni... Cię Kocham." 

Spojrzałam na niego, a na mojej twarzy wykwitł uśmiech. W jednej chwili wszystko zaczęło mieć swój własny sens. On. Ja. Wszystko co mnie otaczało. 

- Hmm .. no chyba sama rozumiesz... 

- Thomas, to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek dostałam. - Podeszłam parę kroków bliżej. - I najpiękniejsza, jaką mogłam dostać, bo... 

Nie pozwolił mi dokończyć. Zrobiło mi się tak ciepło. Jego ręka na mojej tali, drugą mocno mnie do siebie przyciągnął. Jego wargi muskające moje usta. Ciepły oddech mieszający się z tym, co w tym momencie czułam. Wszystko eksplodowało. Wybuchło. Delikatne muśnięcia się nasiliły i teraz czułam prawdziwą słodycz. Wsunęłam rękę w jego włosy, stanęłam na palcach, by móc jak najdłużej czuć tę przyjemność. Delikatny wiaterek i śnieżynki, które wokół nas fruwały. Odwzajemniłam pocałunek z takim zapałem z jakim on mnie całował. I nie chciałam kończyć. Bez odrywania ust ode mnie ściągnął kurtkę i opatulił mnie nią. Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił go kolejnym krótkim pocałunkiem. Zawisłam mu na szyi, szepcząc mu do ucha tak ważne dla mnie słowa. 

- Też cię kocham Thomas. 

Uśmiechnęłam się słodko patrząc na niego. On również posyłał mi uśmiech, tak dla mnie cudowny. Odciągnął mi włosy i zapiął łańcuszek, po czym ujął moją dłoń. 

- Chodź. Już na nas czekają. 

- Co? Kto na nas czeka? - Zdziwiona zrobiłam podejrzliwą minę. 

- Chodź. - Pociągnął mnie lekko, ale ja stawiłam mały opór. 

- Ale, Dylan...- Przypomniałam sobie o nim dopiero teraz. 

- On też już tam jest. Może ci wyjaśnię później. - Uśmiechnął się ponownie. 

- Thomas? 

- Tak? 

- Dlaczego teraz? - Zapytałam. - Dlaczego teraz wyjawiłeś mi to, czego nie potrafiłeś wcześniej?

- Bo zdałem sobie sprawę, że to co do ciebie czuję, warte jest walki. - Pocałował mnie krótko i przyciągnął do siebie, tak, bym nie mogła mu się wyrwać. - A teraz, moja księżniczko, chodź, bo za chwilę pojawi się pierwsza gwiazdka. 

Uśmiechnęłam się i poszłam za nim, w kierunku domu. Domu, w którym czułam już czułam się członkiem rodziny.


Still worth fighting for/ T.B.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz