Część 4 - Operacja 'Mahazary', fragment 2

46 6 0
                                    

Uderzyłem o maskę samochodu. Wgniotła się dość mocno. Kobieta, która prowadziła samochód, wyszła z niego i uciekła z krzykiem. Sam skupiłem się na tym, co leżało na mnie... a nie miałem pojęcia co to było. Budową ciała przypominało goryla. Miało białą skórę pozbawioną sierści z czerwonymi znakami na brzuchu. Wyposażone było w ogromne i ostre pazury oraz zęby. Podniosło się nade mną, i potrzęsło głową, by odzyskać w pełni przytomność. Ja, niestety, tak zrobić nie mogłem. Wszystko co widziałem było rozmazane, dopóki to coś nie zaryczało. Dźwięk, jaki przy tym powstał, przyszył mnie na wskroś. Strach spędził mi mgłę sprzed oczu. Tak, bałem się... Pierwszy raz w życiu naprawdę się bałem. Zacząłem się nerwowo rozglądać za czymś, co by mi pomogło. W samochodzie ujrzałem jakąś deskę leżącą na miejscu przedniego pasażera. Spróbowałem po nią sięgnąć, jednak była za daleko. Bestia wyczuła moje ruchy i przesunęła się lekko. Wykorzystałem to i kopnąłem ją. W ostatniej chwili odskoczyła unikając mojego ciosu. Kiedy tylko opadła na ziemię, błyskawicznie skoczyła ponownie w moją stronę. Szybko przesunąłem się i wyciągnąłem deskę. Zasłoniłem się ją... W dokładnie tym samym momencie bestia upadła na mnie. Starała się przegryźć mi gardło, ale teraz walczył z moją osłoną. Nie należał do najsilniejszych, ale trochę ważył. Po kilku minutach udało mi się go odepchnąć. Podniosłem się szybko, wydobyłem nóż i zaatakowałem. Zanurzyłem mój bagnet aż po same jelce. Bestia ryknęła z bólu. Z trudem powstrzymałem się przed zakryciem uszu. Kiedy tylko nacisk bestii osłabł, wyciągnąłem nóż i wbiłem go w cielsko bestii jeszcze kilka razy. W końcu padła sztywno na ziemi. Zsunąłem się z maski samochodu i stanąłem na nogi. Początkowo prawie się przewróciłem, jednak szybko odzyskałem równowagę. Rozejrzałem się. Ulica nagle opustoszała. Kiedy bestia zaatakowała, wszyscy uciekli. Włączyłem mikrofon ukryty pod kołnierzem.

-Skrytobójcy, obiór! Tu Wilczek, odbiór!

Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. W oddali słyszałem koguty policyjne. Nie wiedziałem dokąd uciec. Mój scout złamał się przy upadku, a pistoletem niewiele zdziałam... sniperką zresztą też nie, w takiej sytuacji. Nerwowo rozglądałem się za jakąś drogą ucieczki... na marne.

-Wilczek! - Stanąłem jak wryty. Głos Leisy przepełniony był strachem, ulgą i zdziwieniem. - Przeżyłeś? Nic ci nie jest?

-A miałem zginąć?

-Jeszcze chyba nikt nie przeżył walki z Kaarratem.

-Kaarratem? To jest to coś co na mnie skoczyło?

-Tak. Wybacz, że ci nie pomogłam, ale był jeszcze. Musiałam uciekać.

-Tak, dobra.

-Gdzie jesteś?

-Tam, gdzie spadłem. Otoczony przez policję. Jakieś pomysły?

-Chwileczkę, wysyłam mapę do twojego GPS. W ten sposób dasz radę dojść do podziemnych tuneli, a tamtymi wyjść na obrzeża miasta.

-Dzięki. - Już wyciągnąłem telefon i biegłem wskazywaną przez niego drogą. - Ten Kaarrat... co to do cholery w ogóle jest?

-Mutanci stworzeni przez Mordreda...

-Mordreda!?

-Znasz go? Przecież...

-Brałem udział w operacji, której celem była osoba o pseudonimie Mordred. Osobiście go zabiłem.

-Ah... A więc... Mordred panuje nam miastem. Prezydentem jest Orak, ale to Mordred pociąga za sznurki. Mahazary to jeden z jego ludzi.

-Rozumiem. Jestem w połowie drogi.

-Widzę, czekam na ciebie na końcu tunelu.


Virtual Wolves ForcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz