Część 5 - Operacja 'Mahazary', fragment 3

39 5 0
                                    

Biegłem ile sił w nogach miałem. Wyciągnąłem prawą rękę za siebie i oddałem kilka strzałów. Gdzieś z tyłu rozległ się przeraźliwy piskoryk, który słyszałem już jakieś trzy razy. Wtedy też pistolet zaczął cykać, sygnalizując, że skończyły się naboje. Wściekły omal go nie wyrzuciłem. Schowałem go do pokrowca na nodze i skupiłem się na biegu. Widziałem już wyjście z tunelu. Krata była podniesiona i zablokowana. Wybiegłem... i zacząłem machać kurczowo wszystkimi kończynami. Znalazłem się w powietrzu, na wysokości koło pięciu metrów. Kiedy dotknąłem ziemi, potknąłem się i upadłem jak długi. Gdzieś za mną padło kilka strzałów i dało się słychać odgłos zatrzaskiwanej kraty. Obróciłem się na plecy. Stała nade mną Leisa w szarym płaszczu. Musiałem zmrużyć oczy, gdyż stała akurat pod słońce. Wyciągnęła do mnie rękę. Chwyciłem ją i z wdzięcznością dałem jej pomóc mi wstać. Zachwiałem się lekko, ale dziewczyna zdążyła mnie złapać. Uśmiechnęła się lekko.

-Cieszę się, że żyjesz.

-Dzięki tobie... Nie zapomnę tego. Mam u ciebie dług.

-Teraz musimy się jakoś dostać do Drako i Merka. Rachunki uregulujemy potem.

-Racja. - Uwolniłem się z jej uścisku. - Ruszajmy.

Leisa tylko skinęła głową i pobiegła. Dotrzymywałem jej kroku. Co chwilę zerkała na mnie, czy czasem nie biegnie zbyt szybko. Po około godzinie biegu dotarliśmy do niewielkiego domku. Zatrzymaliśmy się na skraju ogrodu. Oparłem się o płot i starałem się uspokoić oddech. Leisa uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę budynku. Po chwili dołączyłem do niej, już spokojny. Uchyliła delikatnie drzwi i zajrzała do środka. Dała mi ręką znak bym za nią podążał i weszła do środka. Wyciągnąłem pistolet, przeładowałem go i ruszyłem. Pokierowała nas przez cały dom do tylnych ogrodów. Tam zobaczyliśmy Merka. Leżał postrzelony na ziemi. Podbiegłem do niego.

-Uciekł... Maha...zary... Drak...o... u...dało... mu się... wskoczyć... do... argh... do helikoptera... polecieli na... północ... do... Mesterer...

Po tych słowach zemdlał. Cały czas uciskałem jego ranę, lecz nawet mimo to mocno krwawiła. Po chwili Leisa podeszła do nas z kawałkiem w miarę czystego materiału i zaczęła opatrywać Merka.

-Drako dostał się do helikoptera Mahazarego i polecieli do Mesterer. Jeśli żyje, to znaczy, że ma niesamowite szczęście.

-Będzie trzeba się tam udać. Wezwij ludzi od Oraka. Niech przyjadą tu i zabiorą Merka w bezpieczne miejsce. My musimy ruszać w drogę. Spokojnym marszem dojdziemy tam za tydzień...

-Gdzieś z boku budynku widziałem coś, co wyglądało mi na garaż. Może tam coś będzie?

I faktycznie było... lecz nie samochód... tylko czołg... najprawdziwszy z najprawdziwszych. W środku znajdowała się informacja, że czołg miał być przeznaczony dla jakiejś grupy terrorystów nazywających się Krwawymi Karabinami...


Virtual Wolves ForcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz