Rozdział 30 - Walka

1.1K 90 3
                                    

Po raz ostatni rzuciłam okiem na chłopaków, po czym wzbiłam się wyżej. Mój koszmar zrobił to samo. Zapadła cisza, którą chwilę potem przerwał krzyk koszmar ego Vincent'a, po czym wszyscy rzucili się w wir walki. Moja przeciwniczka zaatakowała pierwsza. Zwinnie uniknęłam ciosu i wykonując beczkę, zaatakowałam. Trafiłam ją ogonem w środek głowy. Rozległo się ciche łupnięcie złamanych kości. Mimo tego mój koszmar zaatakował z całą siłą mojej niszczycielskiej natury. Trafił mnie w rękę, którą bezlitośnie złamał. Wrzasnęłam z bólu. Zacisnąwszy zęby, rzuciłam się na niego i przejechałam paznokciami po jego gardle, rozcinają mu je aż do tchawicy, którą widziałam wyraźnie przez braki skóry. Ponowiłam atak, tym razem kierując się na klatkę piersiową. Przeciwniczka nie zdążyła nawet zareagować. Z ogromną siłą przebiłam jej lewe płuco i uszkodziłam aortę. Spadła na ziemię z hukiem. Moja prawa dłoń była cała we krwi, jednak miałam ważniejsze sprawy na głowie. Kątem oka zauważyłam, jak Scott przecina na pół swojego przeciwnika.

~ O dwóch mniej... Teraz wszystko zależy od Mike'a, Jeremy'ego i Vincent'a.

Nagle spostrzegłam, jak Vin zaczyna się chwiać, a po chwili upada na jedno kolano. Trzymał się za bok, a między palcami przelewała się czerwona ciecz...

- Nie ! - krzyknęłam i wylądowałam tuż obok niego - Vinny, nic ci nie jest ? - zapytałam z rozpaczą.

- N...Nie... - odpowiedział szeptem - Dam radę...

- Widzę, że twój przyjaciel pomału traci życie, próbując mnie zniszczyć - zaśmiał się złowieszczo koszmarny Vin - I pamiętaj, że nie możesz mnie zaatakować smoku...

Tu mnie miał. Mogłam pomóc Vincent'owi, ale nie mogłam zranić ani zaatakować jego przeciwnika. Nagle tuż obok nas pojawiły się dwie kałuże krwi. Spojrzałam na lewo. Mike'owi udało się pokonać swój koszmar. Odwróciłam głowę na prawo i ujrzałam straszny widok. Jeremy miał wszędzie rozcięcia, a z rany na klatce piersiowej wylewała się krew. Mike wrzasnął, po czym rzucił się na koszmar ego Jeremy'ego. Zatrzymałam go.

- Nie możesz go zaatakować, bo złamiesz zasady ! - powiedziałam stanowczo.

- W dupie mam zasady! - krzyknął ze łzami w oczach Mike - JEREMY !!

Chłopak pomału odwrócił się w naszym kierunku, co wykorzystał jego przeciwnik. Koszmar zaatakował szybko. Jer upadł na kolana, po czym zwymiotował krwią.

- NIEEEEE !!!! - wrzasnął Mike - JEREMY !!!

Wyszarpnął się z mojego chwytu i upadł przy przyjacielu. Podeszłam po cichu do nich. Mike'y płakał. Łzy leciały z jego oczu i spadały delikatnie na twarz leżącego na jego kolanach chłopaka. Odwróciłam się, a palące poczucie winy sprawiło, że moja druga natura dała o sobie znać.

- Wyzywam was - powiedziałam głośno, po czym spojrzałam na koszmary - Wyzywam was na pojedynek ! Przegrany.. Umiera. Podczas walki mam prawo zabić was oboje, tak samo jak wy mnie. Przeżyje albo ja... Albo wy.

Wszyscy, łącznie z animatronami, spojrzeli na mnie zdziwieni.

- Ty na naszą dwójkę... - zaśmiał się koszmarny Vin - Dlaczego by nie... Wyzwanie przyjęte, walczymy teraz, zero zasad, kto umrze przegrywa.

- Erm... Ale to chyba oczywiste, że jak się zginę to przegram nie ? - powiedziałam, mimo iż było to oczywiste.

- Mniejsza, zaczynamy - wysyczał koszmarny Jeremy i naskoczył na mnie.

*perspektywa Vincent'a*

Poczułem, jak ktoś podnosi mnie z ziemi i niesie mnie pod jedno z drzew. Spojrzałem w górę i zobaczyłem dół maski Złotego Freddy'ego. Położył mnie ostrożnie między dwoma wystającymi korzeniami. Podszedł do mnie Scott i bez słowa zaczął mnie dopatrywać. Kątem oka zauważyłem, jak koszmarny Jeremy rzuca się na Mayah. Nagle przypomniałem sobie o kimś, o kim nie powinienem zapomnieć.

- Co z Jeremy'm ? - zapytałem szybko opatrującego mnie przyjaciela.

- Jest ciężko, ale Chica potrafi uzdrawiać, i obiecała się nim zająć najlepiej jak potrafi - odpowiedział.

Odetchnąłem lekko. Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. Nagle rozległ się wrzask. Ja i Scott natychmiast spojrzeliśmy w kierunku walczących. Mayah stała naprzeciw mojemu koszmarowi, a koszmar Jeremy'ego pomału obracał się w popiół. Westchnąłem. Wiem, że teraz będzie jej ciężko wygrać, ale wierzę w nią. Nagle poczułem wewnątrz siebie jakąś dziwną siłę. Nagle Maya rzuciła się na koszmar, po czym oboje zaczęli walczyć wręcz. Wiedziałem, że dziewczyna nie ma z nim szans. Skupiłem się.

~ Proszę, niech Mayah wygra... Proszę...

Nagle poczułem, jak prawie cała ta energia pomału mnie opuszcza. Widziałem, jak jej wstęga wije się pomału w kierunku walczących. Pasmo oderwało się ode mnie, a ja poczułem się nagle słabo. Starałem się nie zamykać oczu. Energia zniknęła mi z oczu. Wtedy rozległ się wstrząs. Wszyscy, łącznie z animatronami, spojrzeli na May'ę. Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Struga światła pomału unosiła zdziwioną dziewczynę do góry. Nagle rozbłysło oślepiające światło. Gdy zaczęło pomału zanikać, zauważyłam dziwne stworzenie stojące naprzeciw mojemu koszmarowi. Pył, który wzniósł się podczas wybuchu światła, opadł, odsłaniając sylwetkę... Smoka. Stał na tylnych łapach, był wysoki na jakieś 3 metry. Miał granitową barwę łusek. Patrzyłem z zaciekawieniem na to mityczne stworzenie. Nagle coś sobie uświadomiłem. Zacząłem nerwowo się rozglądać, jednak nigdzie nie mogłem jej dostrzec. Mój koszmar stał oniemały ze zdumienia, co wykorzystał smok, atakując szybko i zwinnie. Bez trudu pazury bestii przebiły klatkę piersiową koszmaru. Gad wyszarpnął szpony z koszmarnego mnie, po czym podpalił go. Spojrzał w moim kierunku. Zaczął pomału się przybliżać. Spanikowany rozejrzałem się. Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy leżeli nieprzytomni. Gad stanął przedemną. Spojrzałem mu w oczy. Dostrzegłem tam dobroć i... troskę ? Nagle coś sobie uświadomiłem.

- Mayah ? - zapytałem cicho.

Stworzenie kiwnęło głową.

~ Czy... Czy ona zostanie taka... Na zawsze ?

Moje myśli wnet się rozwiały, gdy smok zaczął emanować jasnym światłem. Gdy zgasło, zamiast smoka przedemną klęczała Mayah. Przytuliłem ją.

- Już dobrze - usłyszałem jej szept.

*wracamy do Mayah*

Puściłam delikatnie Vinca. Spojrzałam na niego z radością.

- Udało nam się - powiedziałam radośnie.

- Tak... Zaraz... Co z Jeremy'm ? - zapytałam zaniepokojona.

- Chica się nim zajęła, nie musisz się martwić - uśmiechnął się.

Odetchnęłam z ulgą. Nagle podszedł do mnie Freddy.

- Dziękujemy wam wszystkim za pomoc - powiedział - Na nas, to znaczy na dusze, już czas... Mamy nadzieję, że oni nie wrócą.

- My również - uśmiechnęłam się - Będzie mi brakowało takich zwariowanych przygód - zaśmiałam się.

- Żegnajcie...

Dusza uniosła się z kostiumu i poszybowała do góry. Po chwili dołączyły do niej cztery pozostałe. Wzleciałam na ich wysokość. Pomachałam im z uśmiechem. One odwzajemniły gest, po czym poleciały wyżej, aż znikły mi z oczu. Zwróciłam na ziemię do Vincent'a. Razem podeszliśmy do reszty i skierowaliśmy się do domów. Ja jednak zwróciłam do Vinny'ego, aby zasnąć otulina jego ramionami.


===============================================

1005 słów ! Postanowiłam nieco to streścić, ale wszystko ma ład i skład :P Przepraszam za ewentualne błędy i powtórzenia :/ I pamiętać : to jeszcze nie koniec tej książki ! Jeszcze czekać na was będzie... epilog ? Czy prolog ? Napiszcie mi, bo nie wiem nigdy które jest gdzie xD I udało mi się w miarę szybko się wywiązać z obietnicy skończenia tego przed końcem miesiąca ! I za niedługo czeka was, tak jak mówiłam, mały konkursik :D Za niedługo powinna się ukazać u mnie publikacja "Konkursy", tam wszystko będzie :D Myślę, że to chyba tyle... Do zobaczenia za niedługo w prologu/epilogu czy jak temu tam jest, weny wszystkim, i dobranoc/dobrego dnia :P


Zagubiona w życiu - opowiadanie FNaFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz