Jego wyraz twarzy prześladował mnie co noc. Do wyjazdu pozostał tydzień. Byłem już z grubsza spakowany. Mieszkaniem do naszego powrotu miał zajmować się Chen i Kai. Nie miałem zamiaru zostawać tam na zawsze, a taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć.
Mimo to nie byłem w pełni szczęśliwy. Tak naprawdę w ogóle tego nie czułem.
Wszystko za sprawą tej jednej, cholernie ważnej dla mnie osoby.
Nie odzywał się.
Nie przychodził do szkoły.
Nie odbierał od nikogo.
Martwiłem się, ale wiedziałem że to właśnie ja jestem tego przyczyną.
Wiele razy miałem ochotę pójść do jego domu i nie patrząc na nic, rzucić się w jego ramiona.
Pragnąłem tego tak samo mocno, jak i jego szczęścia.
Jego przyszłość.
To mnie powstrzymywało.
Przyjaciele mówili, że ta decyzja rani nie tylko Chanyeola, ale także mnie.
Przecież o tym wiedziałem, najlepiej z nich wszystkich. Takie gadanie tylko mnie irytowało, a i tak ciągle chodziłem poddenerwowany.Dawno mnie tu nie było. Kiedyś często przemierzałem tą drogę. Było mi trochę wstyd, nie powinienem tego zaniedbywać.
W końcu byłem na miejscu.
Trochę tu zarosło.
Powyrywałem kilka większych chwastów i przetarłem nagrobek.
-Cześć mamo, cześć tato-szepnąłem.-Przepraszam, że was nie odwiedzałem, ale wy i tak wszystko wiecie, prawda? Zawsze tak było. Myślę, że polubilibyście Chanyeola.
Ja bardzo go lubię...-westchnąłem ciężko.
Chwilę milczałem, dopóki nie przypomniałem sobie, co przyniosłem że sobą.
Ułożyłem na płycie dwie białe róże.
W moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
-Naprawdę nie mogę się doczekać wyjazdu do Stanów. Tak bardzo chcę tam już być.
W tle tylko szum wiatru.
Prychnąłem, ocierając jedną zbłąkaną łzę.
-Nawet wy wiecie, że to kłamstwo.
Wziąłem głęboki wdech i wydech. Stałem tak jeszcze kilka minut, tępo wpatrując się w miejsce pochówku moich rodziców.
-Obiecuję, że wrócę cały i zdrowy. Może nawet sławny?-uśmiechnąłem się delikatnie.-Będę opiekować się Taehyungiem, mimo że to jego rola, jak zawsze. Czekajcie na mnie.
Ostatnie spojrzenie i znów wracałem do rzeczywistości. Tam na cmentarzu, zawsze czułem się jak w szklanej kuli. Nie liczył się czas czy otoczenie. Byłem tylko ja i oni.
W tej chwili chciałem bardzo mocno jednej rzeczy, jednego zapewnienia, jednego zdania...
To dobra decyzja, Baekhyun.
Bardzo chciałem to usłyszeć. Chociaż nie umiałem przekonać nawet siebie.
Wiedziałem, że będzie mi brakować tego wielkoluda z obowiązkowym szerokim uśmiechem na ustach. Już brakowało.
Co zatem będzie dalej?-To twój ostatni dzień w szkole, Baek-przypomniała mi Natt.
-No-westchnąłem.-Chyba nawet będę tęsknił.
Nie zdążyłem uniknąć pięści dziewczyny.
-Za co to?!-spojrzałem na nią wilkiem, masując obolałe miejsce.
-Żadne chyba, Byun Baek!-zawołała.-Ja będę tęsknić najbardziej-powiedziała, po czym mocno mnie przytuliła.
Wtuliłem się w nią, wdychając jej zapach.
Dobrze, że Chen ją miał.
-Może już starczy? Przecież Ameryka nie jest wcale tak daleko, zawsze możemy go odwiedzić-wtrącił w końcu Jongdae.
Zaśmiałem się.
-Racja, chętnie. Zapraszam was jak już się ogarnę-spojrzałem po ich twarzach.
Będzie mi ich strasznie brakować.
-Ale przyślesz nam jakąś pocztówkę?-zapytał Lulu, który wyglądał jakby miał się rozpłakać.
-Najlepiej z dolarami w środku-dodał Sehun, na co odpowiedziało mu mordercze spojrzenie jego chłopaka.
Wszyscy łącznie ze mną wybuchli śmiechem.
-Nie martw się, umma. Będę pisał i dzwonił, że jeszcze będziesz miał ochotę wyrzucić telefon i komputer przez okno.
-Żartujesz?-prychnął.-Sehun zawsze jest pod ręką-mruknął.
-Ej!-zawołał blondyn.
Divy będzie mi też bardzo brakować. Przywiązałem się do nich wszystkich. Chciałbym zabrać kogoś ze sobą, najlepiej Chena i...
No tak.
Chena.
I wtedy padło pytanie.
-Ktoś wie, co dzieje się z Chanyeolem?-odezwał się Xiumin.
Praktycznie wszystkie pary oczu wbiły się w moją osobę. Jedyne na coś było mnie stać w tamtym momencie to spuszczenie wzroku na podłogę.
Nie wiedziałem.
Powinienem.
Powinienem do niego pójść, ale nie potrafiłem.
Wiedziałem, że jeśli tylko go zobaczę, jeśli tylko usłyszę 'zostań'... to to zrobię.W dzień mojego wylotu pogoda była okropna. Padał deszcz i było straszliwie zimno.
Nawet niebo było przeciwne.
Wszystko traktowałem jako znak sprzeciwu.
Bezsens.
Nie chciałem rozklejać się na lotnisku, dlatego z wszystkimi pożegnałem się dzień wcześniej.
Jedynie Chen przyjechał ze mną i bratem. On był praktycznie naszą rodziną. Taehyung też traktował go jak brata.
-Na pewno macie wszystko?-upewnił się.
-Oczywiście-odparł Tae.
-Wciąż nie do końca to do mnie dociera...-westchnąłem.
-Nie dziwię się...-odpowiedział.
To nie była dobra atmosfera na rozmowy.
-To wy się pożegnajcie, a ja poczekam w tej kawiarni. Jedna z kelnerek pożerała mnie wzrokiem niczym ja sushi-powiedział i odszedł we wspomnianym kierunku.
-Ten to ma teksty-zaśmiał się szatyn.
-Chen-zacząłem poważnym tonem.
-Wiem, o co chcesz zapytać-przerwał mi.-I odpowiedź brzmi tak. Chanyeol wie kiedy i o której dokładnie wyjeżdzasz.
Skinąłem.
No tak. Czego ja się spodziewałem?
Tego że przybiegnie w ostatniej chwili i mnie zatrzyma?
Chyba tak.
Liczyłem na to, że mimo wszystko będzie mu zależeć na tym, abym został.
Nie powinienem być zawiedziony. Powinienem się tego spodziewać. To właśnie tak miało być, prawda?
Tylko dlaczego wciąż czułem, że zamiast wydostać się z bagna, ja dalej w nim drążę?
I to na własne życzenie?
Nasz związek nie był łatwy. Zawsze było coś. Jednak nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Parkiem.
Nie można żałować prawdziwej pierwszej miłości.
Bo tym był dla mnie Park Chanyeol.
Szczerze mówiąc, błędem jest użycie czasu przeszłego. On zawsze nią będzie, nawet tysiące kilometrów ode mnie.
Czułem, że nie pożegnałem się z nim właściwie. Jakby nie patrzeć, w ogóle tego nie zrobiłem.
Może tak będzie łatwiej?
Myślę, że słowo 'żegnaj' nie przeszło by mi przez gardło.
Z głośników rozległ się komunikat dla wszystkich pasażerów lotu do Stanów, aby udali się na odprawę jak najszybciej.
-Do zobaczenia, Chen.
-Do zobaczenia, Baek. Uważaj na siebie.
Przytuliliśmy się i ruszyłem.
Obróciłem się.
Ten ostatni raz.
I wciąż nie udało mi się go zobaczyć.
CZYTASZ
Are u kidding me (Baekyeol)
FanficParings: baekyeol/chanbaek, kaibaek, hunhan Okładka utworzona przez xtysiax