Rozdział I

81 11 31
                                    

-Ile można się ubierać? Kobieto pospiesz się, mieszkam na zadupiu. Tu nie ma metra, które jeździ co dwie minuty. Jest jeden pociąg na godzinę, jak się spóźnimy to zapewniam że Tolbert nie będzie zadowolona i na dzień dobry weźmie Cię do odpowiedzi-krzyknęła Evelyn zza drzwi. Był poniedziałek, a ja po nieprzespanej nocy spędzonej z Evelyn próbowałam doprowadzić się do porządku.
-Jakbym nie wiedziała. Już wychodzę- odpowiedziałam po raz ostatni patrząc w lustro i wyszłam z łazienki.
-Dla kogo ty się tak odstawiasz?- zapytała patrząc na mnie z niedowierzaniem. Spojrzałam na swój strój- szkolny mundurek raczej nie był prowokujący.
Zbyłam jej pytanie i wypiłam dwa ostanie łyki kawy.

***

-Do odpowiedzi przyjdzie...- słysząc głos nauczycielki klasa zamilkła.
Błagam nie ja, tylko nie ja, nauczę się na następną lekcję...- myślałam czekając na decyzje nauczycielki.
-Może...który dzisiaj? 16 listopada? Dobrze, w takim razie numerek szesnasty... Stephanie Morgan. Zapraszam.
Cholera. Cholera, cholera, cholera. Oczywiście, musiała wziąć akurat mnie, największego kretyna z fizyki po nieprzespanej nocy.
Wstałam i podeszłam do biurka. Oczy wszystkich uczniów zwróciły się na mnie.
-Morgan, jaka jest trzecia zasada dynamiki Newtona?
-Yyy...- zasada dynamiki? To było coś takiego?
-Nie umiesz. Zero. Niezły początek. Dobrze. Rozwiąż zadanie. Morgan, dyktuje zadanie, może łaskawie podeszłabyś do tablicy zamiast gapić się w ścianę?
Bez słowa podeszłam do tablicy i chwyciłam marker.
-Samochód porusza się z przyspieszeniem o wartości 0,2 m/s2 gdy silnik działa siłą równą 0,6kN. Jaką siła musi działać silnik, aby prędkość tego samochodu wzrosła o 45 m/s w czasie 2,5 minut?

***
-Jestem udupiona. Kolejna jedynka.
-Było się uczyć wzorków a nie wżerać chipsy i robić maseczki- powiedziała Adelaide kiedy wychodziłyśmy z klasy.
-Nadal jesteś zazdrosna? Kobieto robiłyśmy prezentację.
-Jasne, jasne, prezentację- powiedziała ze śmiechem. Adelaide była moją najlepszą przyjaciółką od jakichś czterech lat. Dobrze wiedziałam, że była po prostu zazdrosna. Cała Adelaide...
-O, Jacob- usłyszałam radosny głos przyjaciółki, która sekundę później już była w jego ramionach.
Jacob. Jest spoko gościem, ale siedzenie z nimi na każdej przerwie i patrzenie jak bardzo są w sobie zakochani, po jakimś czasie robi się męczące. Tym bardziej jeśli w waszej przyjaźni to ty jesteś tą biedną, wieczną singielką.
-To ja idę już na lekcje, Caldwell- powiedziałam do przyjaciółki, która i tak od paru sekund miała mnie gdzieś i weszłam po schodach kierując się do sali od matematyki.
Adelaide wbiegła do klasy pare minut po dzwonku. Jej włosy były w nieładzie, a twarz miała koloru dojrzałej truskawki, żeby nie powiedzieć buraka.
-Przepraszam za spóźnienie- powiedziała zdyszana- byłam w toalecie.
-Siadaj, Caldwell. Identyfikator na stole- powiedział nauczyciel matematyki, pan Upton.
Miałam nie wnikać w to co się działo pare minut wcześniej. Ale kiedy Adelaide usiadła koło mnie i ujrzała mój pytający wzrok którego nie zdołałam powstrzymać, z tyłu zeszytu napisała ołówkiem cztery słowa: JACOB JEST TAKI CUDOWNY...
Okej, to się zaczyna robić dziwne.
W połowie lekcji rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili pojawił się w nich wysoki blondyn, chyba z trzeciej klasy.
-Pani Tolbert prosi na rozmowę Stephanie- powiedział znudzonym głosem.
Drzwi się zamknęły i znowu oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Świetnie, opieprz od Tolbert to jest to.
-Najchętniej bym Cię nie puścił, ale skoro chodzi o Tolbert to nie chcę narobić sobie kłopotów. Lepiej już idź- powiedział pan Upton.
Wstałam i wyszłam z klasy udając się w stronę sali fizycznej.
Zapukałam do drzwi.
-Wejdź- usłyszałam głos nauczycielki. Weszłam do klasy.
-Panna Morgan nie jest najlepsza z fizyki-usłyszałam podchodząc do biurka nauczycielki. Ah, te motywujące słowa od razu na wstępie- Ba, nawet podstawy u niej leżą. Ponieważ będąc na takim poziomie nie przejdzie do następnej klasy, chciałabym Cię prosić, Williamie, żebyś pomógł jej opanować materiał.
No nie, to są chyba jakieś żarty. Jakiś zadufany w sobie koleś ma mnie uczyć. Cudownie.
-Yy oczywiście, pani profesor- powiedział ktoś z tylu sali. Spojrzałam w tamtym kierunku. W ostatniej ławce, w samym rogu klasy siedział wysoki szatyn z porażająco zielonymi oczami. Nie wyglądał na zainteresowanego zajęciami, a w jego dłoni była komórka dlatego jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że to właśnie on ma mnie uczyć. Nasze spojrzenia spotkały się na niecałą sekundę. Odwróciłam wzrok.
-Morgan, jak widzę już zainteresowałaś się Williamem- w klasie rozległy się ciche śmiechy- To bardzo dobrze. Przynajmniej bedziesz wiedziec jak wygląda, więc może jakoś go znajdziesz. By sprawdzić jak Wam idzie, będę Cię pytać na każdej lekcji. Możesz już iść.
Zamykając drzwi do sali po raz ostatni spojrzałam wgłąb klasy. Chłopak z zielonymi tęczówkami wpatrywał się we mnie intensywnie.

___________________________

Pierwszy rozdział! Jak wam się podoba? :)

Face the truthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz