Rozdział II

80 10 9
                                    

-Dużą mochę poproszę- powiedziałam do uśmiechniętej baristki kładąc banknot na ladzie.
-Okej, jak masz na imię?- zapytała.
-Stephanie.
Po paru minutach wreszcie mogłam delektować się moją ulubioną kawą. Była 7:40, a ja czekałam na Adelaide w Starbucksie. Miałyśmy pogadać o jej randce z Jacobem. Podobno było "magicznie".
Z mojej torby rozległ się odgłos przychodzącego sms'a. Wyjęłam komórkę spodziewając się wiadomości od przyjaciółki. Pewnie jak zwykle zaspała.
Ku mojemu zaskoczeniu na ekranie wyświetlił się tekst: Masz jedną nową wiadomość od: Numer nieznany.
Przejechałam palcem po ekranie i weszłam w wiadomości aby przeczytać tą najnowszą.
Smacznego, skarbie. Jesteś chyba jedną z niewielu osób, które piją to gówno.  Twoja mamusia też je lubiła.
Nie przejmując się zbytnio tą dziwną wiadomością, wrzuciłam telefon do torby i przywołałam na twarz uśmiech, by nie wystraszyć Adelaide.

***

-Morgan, pozwól do mnie- powiedziała pani Tolbert rozpoczynając lekcję. Westchnęłam i podeszłam do biurka.
-Czy zgłosiłaś się już do Williama?-zapytała nauczycielka patrząc na mnie tymi swoimi małymi oczami jak u ptaka. Czasami to było przerażajace.
-Yyy...-zaczęłam próbując na szybko wymyślić jakąś wymówkę. Od ostatniej rozmowy z panią od fizyki minęły trzy dni, a ja nadal nie umówiłam się na korki z tym całym Williamem i prawdę mówiąc nie miałam zamiaru.
-Morgan, ja nie żartuje. Prawdę mówiąc powinnam Cię zacząć pytać już na tej lekcji, ale dam Ci ostatnią szansę. Nie oczekuj cudów na poniedziałkowych zajęciach. Siadaj.
Odwróciłam się i wróciłam na swoje miejsce. Na mojej ławce leżała złożona kartka. Charakter pisma Adelaide.
Spojrzałam na nauczycielkę, ale na szczęście była zbyt zajęta liczeniem prędkości czegoś ciała A, więc raczej nie zwracała na mnie uwagi. Rozłożyłam kartkę.
Idź lepiej do tego Williama bo w poniedziałek Tolbert zapyta Cię tak, że się nie pozbierasz. Chcesz mieć jeszcze większą awanturę w domu?
No tak, kochana przyjaciółka. Chwyciłam długopis i szybko odpisałam.
Jakby go to cokolwiek obchodziło. Nawet nie wiem czy pamięta, że ma córkę.
Zwinęłam kartkę w kulkę i rzuciłam na drugi koniec sali.
Nigdy nie słynęłam z dobrego cela, ale nigdy nie było aż tak z tym tak źle jak w tej chwili. Oczywiście kulka wylądowała pod stopami nauczycielki. Shit.
W klasie rozległy się śmiechy kiedy Tolbert z westchnieniem podniosła kartkę z podłogi.
-No, czyja to sprawka?- zapytała omiatając wzrokiem klasę.- Przyznać się bez bicia- dodała widząc, że nikt nie zamierzał się przyznać.
Nauczycielka jak widać postanowiła sobie, że nie zacznie prowadzić lekcji dopóki nie znajdzie sprawcy. Stwierdziłam wiec, ze lepiej sie przyznać i miec święty spokój niż tkwić w tej niezręcznej ciszy.
Westchnęłam i wstałam. Po raz kolejny w ciagu tego tygodnia wszyscy na mnie spojrzeli. Zaczynałam sie przyzwyczajać.
-To moja kartka, pani profesor- powiedziałam znudzonym głosem. Miałam już dość nieprzyjemnych wydarzeń z fizyczką w roli głównej.
-Proszę, proszę. Mogłam sie tego spodziewać. Naprawde chcesz miec u mnie na pieńku, Morgan. Nie uczysz się, załatwiam ci korepetytora i nawet z tego nie skorzystasz, już nie mowię o podziękowaniu, a teraz piszesz liściki. Dosyć tego. Od następnej lekcji obowiązkowo Cię pytam, a to- podrzuciła, po czym zręcznie złapała papierową kulkę- wyrzucam i mam nadzieję, że taka sytuacja nie będzie miała więcej miejsca.
-Oczywiście, pani profesor- powiedziałam.
-Siadaj, Morgan- dopowiedziała wrzucając kulkę do kosza.

***

-Ogarnij się i idź wreszcie do tego Williama- mówiła Adelaide wychodząc z klasy- Mówiłam Ci to wcześniej, ale oczywiście Ty wiesz najlepiej. I tak masz szczęście, że nie wylądowałaś u dyrektora, biorąc pod uwagę jej stosunek do ciebie. No, i twój do niej.
Szczerze mówiąc tez byłam zaskoczona reakcją Tolbert. Może jednak nie nienawidzi mnie aż tak bardzo.
-Wiem, muszę tylko go gdzieś znaleźć. Nawet nie wiem z jakiej jest klasy.
-Coś się wymyśli. Idę na siatkę, widzimy się po przerwie- powiedziała Adelaide i ruszyła w kierunku schodów.
Usiadłam na parapecie i zajęłam się moim ulubionym zajęciem podczas długiej przerwy- obserwowaniem uczniów.
Ktoś kiedyś powiedział, że po butach poznasz człowieka. Chodząc do tej szkoły zdałam sobie sprawę, że to prawda. Pomimo tego, że mieliśmy określony mundurek i pod tym względem wszyscy wyglądali tak samo, buty mogliśmy nosić dowolne. Łatwo więc było poznać, czy osoba z którą rozmawiasz pierwszy raz w życiu jest na kacu po wczorajszej "ostrej" imprezie z resztą szkolnych fejmów, czy boi się własnego cienia a wolny czas spędza przed komputerem szukając przyjaciół pod cudzą osobowością.
-Stephanie w swoim żywiole, co?- czyjś głos wyrwał mnie z zadumy i przywrócił do rzeczywistości. Skupiona nad bójką dwóch pierwszaków nie zauważyłam, że obok mnie usiadł Edmund, kolega z równoległej klasy. Spoglądał na mnie uśmiechnięty.
-Żebyś wiedział. Obserwowanie ludzi jest fascynujące. Powinieneś kiedyś spróbować- odpowiedziałam ze śmiechem.
-Z przyjemnością bym Ci potowarzyszył, ale za parę minut jest dzwonek, a ja mam geografię. Dobrze wiesz jak pyta pan Swallow.
-Niestety wiem- powiedziałam przypominając sobie jedną z pierwszych lekcji geografii w tym roku.
-No właśnie. To na razie, widzimy się na obiedzie- powiedział Edmund wstając i wbiegł po schodach.
Westchnęłam i spojrzałam na duży zegar wiszący na środku korytarza. Za dwie minuty miała zacząć się lekcja, a była to chemia więc wolałam się nie spóźnić. Wstałam i przepychając się przez tłum uczniów ruszyłam w stronę pracowni.
Pogrążona w rozmyślaniu nad tym czy zgłosić brak pracy domowej czy nie nie zauważyłam, że wpadłam na jakiegoś chłopaka.
-Uważaj jak chodzisz, co?- zapytał ze złością podnosząc swoje książki z podłogi, które w wyniku zderzenia naszych ciał spadły na ziemię.
-Przepraszam- powiedziałam zakłopotana. To jednak było nic w porównaniu z zaskoczeniem kiedy ujrzałam jego przerażajaco zielone tęczówki.
William.
-Co się tak gapisz?-zapytał, a ja uświadomiłam sobie, że od paru sekund się w niego wpatrywałam. Świetnie.
-Umm...może nie pamiętasz ale jestem Stephanie- niepewnie zaczęłam mając nadzieję, że nagle sobie przypomni kim jestem i nie bede musiała mowić więcej. Niestety, William chyba nie słynął z dobrej pamięci do twarzy. Westchnęłam.- Tolbert sprowadziła mnie na waszą lekcję trzy dni temu...
-Oh...racja. Pamiętam. To ty jesteś tym jełopem z fizyki, tak?- zapytał.
Coraz lepiej. Jestem znana jako jełop z fizyki. Dziękuję bardzo, pani profesor.
-Tak. To ja. Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale sytuacja mnie do tego zmusiła. Chciałam zapytać, czy chciałbys może...
-Iść z Tobą na randkę? Wielkie dzięki- powiedział a na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. I dołeczki w policzkach. O. Mój. Boże.
-Yyy...miałam na myśli korki z fizyki- powiedziałam zakłopotana i spojrzałam na swoje buty by ukryć rumieńce na policzkach.
-Przecież wiem. Przyjdź pod salę od biologii po 7 lekcji, jakoś się zgadamy. Muszę lecieć, cześć!- rzucił i szybkim krokiem zszedł po schodach.
-Cześć...- powiedziałam po chwili i z zażenowaniem zdałam sobie sprawę, że zaczęła sie lekcja, a ja stałam sama na korytarzu.

Face the truthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz