Rozdział IV

77 13 11
                                    

Brzmienie budzika. Najbardziej irytujący dźwięk na świecie, zdolny popsuć człowiekowi humor jeszcze zanim otworzy oczy.
Wyciągnęłam rękę w bok i z całej siły walnęłam w urządzenie. Pod wpływem uderzenia budzik spadł na ziemię i zderzył się z drewnianą posadzką. Przynajmniej się wyłączył.
Wstając z łóżka czułam, że ten dzień nie będzie...dobrym dniem. Na dworze padał deszcz, ja spałam trzy godziny, bolała mnie głowa i oczywiście niczego się nie nauczyłam.
Zeszłam na dół i zrobiłam sobie mocną kawę. Jeśli to mi nie doda energii, to już nic mi nie pomoże.
Tylko zjedz śniadanie!- taką wiadomość codziennie dostaję od Adelaide. Nie lubię jeść rano, ale ta dziewczyna zmusza mnie do tego każdego ranka. Jeśli nie wyślę jej filmiku na którym coś jem, nie odczepi się i będzie dzwonić i dzwonić dopóki z ustami pełnymi grzanek z dżemem nie powiem jej "Tak, było pyszne".
Nie miałam ochoty wysłuchiwać jak bardzo ważne dla organizmu jest śniadanie, dlatego zrobiłam sobie jajecznicę i grzanki, nagrałam filmik i poszłam na górę wziąć prysznic. Cieszyłam się, że jest piątek i wreszcie nie muszę wkładać mundurka. Wyjęłam z szafy pierwsze lepsze spodnie, białą koszulkę i czarny sweter i zeszłam na dół.
Pięć minut później wyszłam z domu i skierowałam się na przystanek. Pomimo wczesnej pory, po ulicach krążyło już wiele samochodów, które co jakiś czas wjeżdżały w kałużę ochlapując wszystko dookoła. Byłam już prawie na miejscu kiedy stałam się ofiarą czarnego, idealnie czystego auta. Zatrzymując się na przejściu dla pieszych wjechało w błoto, które po chwili wylądowało na moich jasnych spodniach.
-Cholera!- krzyknęłam.- Jak jeździsz, baranie?-mruknęłam i już miałam odchodzić kiedy odezwał się kierowca samochodu.
-O nie, księżniczka się pobrudziła? Jakże mi przykro. Zaproponowałbym podwózkę, ale nie wiem czy moja karoca spełnia najwyższe standardy- spojrzałam wgłąb samochodu chcąc się upewnić, że nie mylę się co do tożsamości kierowcy. Tak, to był William we własnej osobie.
-To są chyba jakieś żarty- powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
-Ależ skąd! Jeśli księżniczka pozwoli, chciałbym...
-Przymknij się- przerwałam mu i ruszyłam przed siebie. Cała w błocie, w złym humorze, ale z małym uśmiechem na ustach. Tak, takie rzeczy przydarzają się tylko mnie.

***

-Boże, kobieto, ile dzisiaj spałaś?- zapytała Adelaide przeglądając się w lustrze. Kiedy zobaczyła mnie w szatni, szybko pobiegła do szafki, wyjęła zapasowe spodnie które zawsze miała schowane po pewnej nieprzyjemnej przygodzie i zaprowadziła do łazienki. Jezu, kocham tę dziewczynę.- Wyglądasz strasznie.
Spojrzałam w lustro. Podkrążone oczy, włosy w nieładzie, blada twarz. Trzeba było coś z tym zrobić.
-Trzy godziny-powiedziałam wyjmując z torby przyjaciółki kosmetyki i szczotkę i zaczęłam doprowadzać się do porządku.
-Uczyłaś się? Przecież hiszpański dobrze Ci idzie.
-Znasz mnie, więc po co się w ogóle pytasz?-powiedziałam ze śmiechem.
-No tak, racja. Nie jesteś mną, żeby zarywać noce dla nauki.
Spojrzałam w lustro. Makijaż potrafi zdziałać cuda.
-Od razu lepiej- powiedziałam i
oddałam Adelaide kosmetyki.

***

-Wegetariańskie, poproszę- powiedziałam do kucharki. Chwilę później odebrałam swój posiłek. Czy to jest...ryż owinięty kapustą?
Spróbowałam swojego dania. Chwilę później usłyszałam głośny śmiech Evelyn siedzącej na przeciwko mnie.
-No co?-spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
-Po co Ty bierzesz tą paszę dla królików? Przestań w końcu udawać wegetariankę i zacznij jeść to pyszne mięsko- powiedziała a ja zaczęłam się śmiać. Słowo "mięsko" zawsze mnie śmieszyło. Tak samo jak "siarczan".
-Głupia, dobrze wiesz, że nie bawię się w wegetarianizm, ale kiedy patrzę na te wasze kotleciki, zaczynam się zastanawiać czy to aby na pewno jest wieprzowina-odpowiedziałam. Fakt, nie byłam wegetarianką, ale jakoś nigdy nie przepadałam za mięsem. Za stołówkowym tym bardziej.
-Jasne, jasne. O, hej Louis- powiedziała do chłopaka z o rok starszej klasy, który chwilę wcześniej usiadł koło nas.
-Cześć, dziewczyny- uśmiechnął się szeroko.- Jak tam? Steph, słyszałem, że Tolbert się na Ciebie uwzięła?
-Można tak powiedzieć-odpowiedziałam.
-Współczuję.
-Jakoś daję radę. A jak u Ciebie?
-Nic nowego. Urządzam jutro imprezę, może wpadniecie?
-Jasne! Ja w to wchodzę, a ty, Evelyn?- spojrzałam na dziewczynę. Nagle zainteresowała się swoim obiadem.
-Umm...jasne. Przyjdę- powiedziała nadal nie unosząc głowy znad talerza, zapewne chcąc ukryć rumieńce na twarzy. Niestety nieudolnie. Jestem pewna, że gdybym stanęła na drugim końcu sali twarz Evelyn nadal wyróżniałaby się z tłumu uczniów. Postanowiłam dać jej spokój i nie męczyć pytaniami.
-To super, zgadamy się jakoś na przerwie i powiem Wam co i jak. Ja spadam, za chwilę kartkówka z chemii, o której kompletnie zapomniałem. Do zobaczenia.
Louis wstał i poszedł odłożyć talerz. Policzki Evelyn stopniowo traciły czerwoną barwę.

***

Minuty ostatniej lekcji dłużyły się nieubłaganie. Lubiłam angielski, bo mieliśmy fajną nauczycielkę. Tego dnia jednak jej nie było i mieliśmy zastępstwo z panem Morrisonem. Gość miał beznadziejny akcent, a jego lekcje były tak nudne, że miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Na szczęście "męczył go okropny ból głowy" więc puścił nam film. O delfinach. Serio, kto normalny puszcza nastolatkom film o delfinach i oczekuje, że będą się nim zachwycać?
Wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać Facebook'a. Po chwili dostałam wiadomość.
Hejka, czyli przychodzicie? -napisał Louis.
Jasne, tylko napisz co i jak- odpowiedziałam. Chwilę później dostałam wiadomość ze wszystkimi ważnymi informacjami.
Wybiegłam z klasy praktycznie równo z dzwonkiem. Udałam się do szatni, włożyłam płaszczyk i szybko wyszłam ze szkoły.
Jak to miałam w zwyczaju czekałam na dziedzińcu przed szkołą na znajomych.
Po chwili przyszła Evelyn, a za nią biegła Victoria. Razem poszłyśmy na autobus.
Prawie byłyśmy na przystanku, kiedy spostrzegłam znajomą mi osobę siedzącą na krawężniku. Twarz miała zakrytą dłońmi. Czy to...Adelaide?
-Idźcie, dogonię Was- powiedziałam do dziewczyn i podeszłam do brunetki.
-Hej, co jest?- zapytałam i usiadłam obok niej. Podniosła głowę ukazując twarz mokrą od łez.
-Ja...Jacob...-zaczęła Adelaide, ale wymawiając imię chłopaka zaniosła się płaczem.
Zerwali.
-Dobra, laska, wstawaj- powiedziałam i pomogłam dziewczynie się podnieść. Złapałam ją za rękę i ruszyłam w stronę przystanku.- Dzisiaj u mnie nocujesz.

Taa... To będzie długa, bezsenna noc.

Face the truthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz