Rozdział III

84 13 15
                                    

Sala biologiczna znajdowała się na samej górze, co oznaczało, że dla mojego "korepetytora" musiałam pokonać trzy piętra. Kiedy wreszcie cała spocona dotarłam na górę, pod kaloryferem spostrzegłam kilku chłopców oglądających coś na telefonie, co jakiś czas wybuchających śmiechem. Po ich prawej stronie siedziała kolejna grupka. Od razu zauważyłam wśród nich Williama- siedział na stosie plecaków z puszką coli w ręku i głośno oceniał przechodzące obok niego dziewczyny. Jego koledzy najwyraźniej również nie widzieli w tym nic złego, ponieważ zachowywali się identycznie. Z wielką chęcią zrobiłabym im teraz zdjęcie i wstawiła na jakikolwiek portal społecznościowy z podpisem: Król William i jego przydupasy.
Westchnęłam i z niechęcią do nich podeszłam.
-Hej, William- powiedziałam stając przed chłopakiem.
-O, Will, nowa koleżanka? Czyżby kolejna na liście dziewczyn do zaliczenia?- zapytał jeden z chłopaków, na co reszta zareagowała śmiechem. Z zażenowaniem przewróciłam oczami.
-Słuchaj, nie przyszłam tu po to, żeby wysłuchiwać niezwykle dowcipnych żartów twoich kumpli. Byłabym niezmiernie wdzięczna gdybyś ruszył tą swoją arogancką dupę, wstał i ustalił ze mną termin korków- powiedziałam zirytowana zachowaniem Williama i jego kolegów. Te całe korepetycje nie były moim pomysłem i gdyby nie pani Tolbert nie musiałabym za nim latać.
-Dobra, laska, spokojnie- powiedział William wstając. Przynajmniej mogłam spojrzeć mu w oczy. Nie żebym chciała się w nie wpatrywać, oczywiście.- Załatwmy to szybko i sprawnie- znaczące chrząknięcia i zduszone śmiechy chłopców nie były dla mnie zaskoczeniem. Czy oni ze wszystkim mają skojarzenia?- Spotkamy się dwa, może trzy razy i będziemy mieli to z głowy. Tobie Tolbert da spokój, ja u niej zaplusuję. Widzimy się o 17 u Ciebie, podeślij mi adres- powiedział William po czym podyktował mi swój numer.

***

-Ehh, Adelaide. Przecież jeszcze wczoraj było między Wami "cudownie". Jutro pewnie wszystko się wyjaśni, jak zwykle z resztą, nie przejmuj się- słysząc moje słowa przyjaciółka rozpłakała się jeszcze bardziej. Zadzwoniła do mnie jakiś czas temu mówiąc, że pokłóciła się z Jacobem i prawie zerwali. Prawie zerwali po raz...czwarty?
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, więc wstałam z kanapy i ruszyłam w kierunku wejścia, po drodze oblewając się herbatą.
-Cholera...Muszę kończyć, odezwę się potem- pożegnałam Adelaide.
Dźwięk dzwonka zabrzmiał po raz drugi.
-No już, już!-krzyknęłam zdenerwowana niecierpliwoscią gościa. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Williama.
-Oh...to Ty- powiedziałam dyskretnie patrząc w lustro. Szare dresy, biała koszulka z ogromną plamą po herbacie i gniazdo na głowie. Pamiętam, że kiedy byłam mała moja mama zawsze chciała żebym wyglądała najlepiej przyjmując gości lub wybierając się z wizytą. Dobrze, że mnie teraz nie widzi- Jesteś wcześniej.
-Wcześniej?-zapytał William spoglądając na zegarek. -Jest 17:30.
-Oh, okay- no tak, zagadałam się z Adelaide- wchodź.
Chłopak wszedł do środka i zdjął puchową kurtkę w kolorze butelkowej zieleni, która swoją drogą podkreślała barwę jego oczu.
-Napijesz się czegoś?- zapytałam w drodze do kuchni.
-Yy, poproszę herbatę. Tylko w kubku, nie znoszę filiżanek.
-To tak jak ja- powiedziałam z uśmiechem.

***

Przez całe korepetycje starałam się być miła dla Williama. Skoro i tak byłam skazana na te korki, po co pogarszać sytuację? Niestety, mój "nauczyciel" nie wpadł na ten sam pomysł i chociaż na początku był miły, przestał być uprzejmy kiedy zaczęliśmy rozwiązywać zadania i poznał moje niesamowite zdolności fizyczne. Byłam naprawdę szczęśliwa kiedy William oznajmił, że musi już iść. Te dwie godziny były męczarnią i totalną stratą czasu, ponieważ, jak się można było spodziewać, niczego się nie nauczyłam.
-Przyznaj się. Myślałeś, że Tolbert przesadziła z moimi "zerowymi umiejętnościami", ale po tej lekcji zmieniłeś zdanie?- zapytałam odprowadzając Williama do wyjścia.
-Chciałbym powiedzieć, że widziałem gorsze przypadki, ale niestety nie mogę- powiedział uśmiechając się.
-Taka moja natura.
-Popracujemy nad nią- odpowiedział zakładając kurtkę. Przeczesał włosy palcami i chwycił plecak.- Ja już lecę, odezwę się co do następnego spotkania.
-Jasne, do zobaczenia- pożegnałam się z kolegą i zamknęłam drzwi.
Wróciłam do salonu i chwyciłam komórkę. Oprócz kilku wiadomości od Adelaide, których nawet nie miałam zamiaru otwierać, była tam jedna której nadawcy nie znałam.
Gdyby Twój ojciec był teraz w domu, może patrząc na Williama przypomniał by sobie kolegę z przed lat?
Na komórce widoczne były odciski moich palców, które pod wpływem przerażenia były mokre od potu. Szybko wyłączyłam telefon i rozejrzałam się po domu. Nie po raz pierwszy marzyłam o szybkim powrocie taty do domu. Niestety bezskutecznie.

***
Oglądając Dr House'a nie mogłam się w ogóle skupić, bo w głowie ciągle tkwiła mi dziwna wiadomość którą dostałam godzinę temu. Byłam nią przerażona, tym bardziej, że brzmiała trochę jak z serii Pretty Little Liars. W końcu doszłam do wniosku, że ktoś sobie po prostu robi żarty.
Była 22 kiedy mój tata wrócił do domu. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. Zawsze tak wracał.
-Hej, Steph- powiedział wchodząc do salonu i wyciągając się na kanapie.
-Cześć- odpowiedziałam i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Wolałam wkuwać nocą, a że następnego dnia miałam sprawdzian, uznałam że dawka kofeiny dobrze mi zrobi.
Kiedy wróciłam mój tata już siedział pochylony nad komputerem.
-Serio, tato?- zapytałam zirytowana.- Wychodzisz o szóstej, wracasz w nocy, a kiedy już jesteś w domu to i tak pracujesz.
-Steph, wiesz, że muszę...- zaczął się tłumaczyć ojciec. Zawsze ta sama śpiewka, znałam ją aż za dobrze.- Chciałbym, żeby niczego Ci nie brakowało...
-Jakbyś nie zauważył to czegoś mi brakuje, ale jak widać tego nie możesz mi dać. Chciałabym, żebyś choć raz nie miał mnie w dupie, żebyś...
-Stephanie, jak ty się wyrażasz?!- przerwał mi z oburzeniem.
Zaśmiałam się. Ta sytuacja była komiczna.
-Najwyraźniej nikt mnie nie nauczył dobrego wysławiania się. Nie miał kto mnie nauczyć.
Postawiłam ze złością kubek z kawą na stole. Nie dbałam o to, że pół napoju wylało się na powierzchnię drewnianego blatu. Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam po schodach na górę najszybciej jak potrafiłam. Nie myślałam o konsekwencjach takiego zachowania- byłam świadoma, że mój tata i tak nie będzie zajmował sobie tym głowy. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, miejscu do którego nigdy nie wchodzi i ukryć twarz mokrą od łez w poduszce. Po raz kolejny.

__________________________

No i mamy kolejny rozdział! Dedykuję go dziewczynie, która zmotywowała mnie do wstawienia tu tego opowiadania i swoim oczekiwaniem na kolejne rozdziały sprawia, że zaczynam myśleć że może nie piszę aż tak źle- tak, mówię o Tobie, Asia :*
Piszcie, komentujcie i dawajcie gwiazdki :)
Buziaki :*

Face the truthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz