Jest dopiero 6 rano. Mama dzisiaj znowu idzie na dzień więc James wrócił już do domu.
Nagle usłyszałam trzask zabitego talerza w kuchni, pewnie je śniadanie.
Nałożyłam czarną koszule i czarne porwane rurki. Zrobiłam makijaż i poszłam na dół.
- Hej. - Powiedziałam radośnie i usiadłam przy blacie.
- No heeej. - Powiedział ziewając.
- Co na śniadanie?
- naleśniki. - Odpowiedział już o wiele radośniej.- ale dwa mi uciekły, możesz pozbierać?
- Jasne. - Szybko wstałam i zaczęłam zbierać resztki jedzenia i talerza z podłogi do kosza.Zjedliśmy razem, a potem pozmywałam po nas.
- James?
- Tak?
- Mogę dziś nie iść do szkoły? Wybrałabym się na zakupy, bo wczoraj był Alex no i wiesz...
- Nie no, spoko. I tak omawianie PSO ci się nie przyda. Nobo po co wiedzieć z kim ma się lekcje i jak dany nauczyciel ocenia i czego wymaga. To takie zbędne. - Ten sarkazm mnie przytłoczył, ale obiecałam sobie, że będę silna .
- Okej, spiszę wszystko co zapisali w zeszycie z dzisiejszego dnia.
- Ale nie poznasz nauczycieli...
- Alex mi pomoże...
- Ok. Nie Idź. Masz jeszcze 50 dolarów na torbę, nie będziesz ze starą chodzić. - Puścił mi oczko i poszedł na górę.
- Dziękuję! - Krzyknęłam za nim i założyłam buty. Zgarnęłam torbę i poszłam na przystanek.Czekałam 10 minut zanim autobus przyjechał, ale gdy tak siedziałam uświadomiłam sobie że pomimo tego, że mama nie odezwała się do mnie przez jakieś 2 dni jestem w dużo lepszym humorze. No i Alex przyjechał.
Jestem już pod galerią. Wchodzę do środka i na mojej twarzy automatycznie pojawia się uśmiech.
Musze kupić książki i torbę, a za resztę kupię sobie jakieś ubrania.
O już widzę Alexa. Tak, tak wspólne wagary.
No, ale to początek roku, a Alex lubi robić ze mną zakupy.
- Hej piękna, czemu tak na czarno. Ktoś umarł? - Zaczął rechotać.
- Nie... - W skrócie odpowiedziałam mu o co chodzi i dlaczego chcę się zmienić.
- Nie pozwolisz już sobie w kaszkę dmuchać co?- poruszał zabawnie brwiami.
- Nie pozwolę żeby ktokolwiek chciał mnie zapytać o moje siniaki.
- Okej, znaczy będzie z ciebie taka BedGirl?
- A co nie wierzysz?
- Nie wiem, znam tylko małą Rosy którą trzeba bronić przed całym światem...
- Nie chce już tak, chcę sama się bronić.
- Okej, okej. Chodźmy po te książki.
- Ok.No i kupiliśmy 5 książek, nic ciekawego. Matematyka, geografia, biologia, fizyka i francuski.
- To teraz po torbę.
- Czarną oczywiście?
- Mhmm, czy może plecak?
- Kwestia wygody.
- Jak myślisz, co wybiorę?
- Plecak. Najlepiej coś w rodzaju skóry...- spojrzał na mnie pytająco...
- trafiłeś... Już niczego przed tobą nie ukryje.- ciężko westchnęłam.
- Znam cie ma wylot.
- Dobra no to może tutaj?
- Ok.
- Może ten? - Pokazałam na skórzany zaciągany plecak.
- Niee... Chodźmy dalej.
- Ok.
- Pamiętasz, jak bawiliśmy się, że jesteś Potterem, a ja Lili?
- Taak, jakbym mógł zapomnieć?
- To był najlepszy czas w moim życiu.
- Cieszę się, że tak uważasz... Rosy???
- Tak?
- Chodźmy na lody...
- A w jakim sensie? - spojrzałam znacząco.
- W tym o smaku truskawkowym w polewie czekoladowej. Do JEDZENIA.- Mocno zaakcentował ostatnie słowo.Potem już tylko śmieliśmy się i gadaliśmy.
W końcu znalazłam odpowiedni plecak. Nie był w zasadzie skórzany, ale czarny z Nike. Spodobał mi się.
- To teraz gdzie idziemy? - Alex spojrzał na mnie unosząc śmiesznie brwi.
- Tam -wskazałam na sklep z typowo młodzieżowymi ubraniami.
- Okej, mam zaczekać?
- No co ty! Idziesz ze mną. Pomożesz mi coś wybrać. - Jego mina mówiła wszystko.
- No dobra. To ja idę na bluzki a ty na spodnie.
- Okej.Krążyliśmy tak chwilę i gdy znalazłam fajne rurki przy mnie pojawił się Alex z chyba 10 bluzkami.
- To wszytko, tylko tyle? - Zapytałam a mój głos był przesiąknięty sarkazmem
- Lecisz do przymierzalni mała.
- Tak.Większość typów odsłaniała mi ręce, albo plecy. Nie podobało mi się to.
- O to musisz wziąć! - Wparował mi do przymierzalni Alex gdy akurat zdejmowałam bluzkę...
- Oj, przepraszam.
- Nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się dla otuchy i Alex wyszedł.Czarna bluzeczka była śliczna. Na ramiączkach, odsłaniająca pępek i z dużym wycięciem na ręce.
Tylko ten różowy stanik. Ught... Mama mi go kupiła, w zemście za trójkę z matmy. Nie jest zły, ale do takiej bluzki to ja nie mam nic stosownego.
- I jak?- Zapytałam mojego przyjaciela.
- Ślicznie, weś ją.
- Ale...
- Żadnych " ale ".Więc przebrałam się i poszłam do kasy. Wzięłam jeszcze jasne dżinsy z rozcięciem na kolanach.
- No i super. Teraz idziesz ze mną. - To był raczej rozkaz niż propozycja.
- A gdzie idziemy?
- Tam- stanęliśmy przed sklepem z bielizną.
- Ty chyba sobie jaja robisz...
- Jestem śmiertelnie poważny. To będzie Twój pierwszy krok ku dorosłości.
- Zostań.
- Nie martw się nie miałem zamiaru wchodzić.Weszłam więc i nieco zakłopotana podeszłam do młodej kobiety.
- W czym mogę pomóc?
- Szukam czegoś do tej bluzeczki...- pokazałam pani moją nową bluzkę.
- Jasne, może to?- kobieta pokazała mi śliczny, czarny, koronkowy biustonosz.
- Chyba o coś takiego mi chodziło. - Ustaliłam rozmiar i poszłam do kasy.Kiedy wyszłam ze sklepu Alex poszedł do mnie z rurkami z kremem.
- I co kupiłaś?
- W domu ci pokaże. Jeszcze jakieś kosmetyki.
- Ok, ale po co. Masz ich tak dużo.
- Kupie kredkę do oczu i jakiś balsam do ust, bo stary się skończył.
- Jasne.Poszło szybko i sprawnie. Wróciliśmy do domu, a ja rozpakowałam zakupy.
- To co sobie tam kupiłaś?
- To- i rzuciłam torebką w mojego przyjaciela.
- Łoł, no to teraz się nie odgonisz od chłopaków.
- Kto by chciał takie coś jak ja?
- Nwm... Np. Leon?
- Pff... No coś ty. Nie. Chyba nie... - A może jednak?~ Szykuje dla was mini maraton jutro. Dziękuję, do jutra xxx.
Zostaw po sobie⭐~
CZYTASZ
Sixteen years old
Teen FictionTo niesamowite jak wszystko może się zmienić... Z dobrego w źle i... Ze złego na jeszcze gorsze. Lecz mimo wszystko każdy jest panem własnego losu, ja nie... Mam na imię Rose, mam przyjaciela Alexa, rodziców lekarzy, dom, chodzę do szkoły. Czy co...