5. Zakupy

54 7 2
                                    

Jest dopiero 6 rano. Mama dzisiaj znowu idzie na dzień więc James wrócił już do domu.

Nagle usłyszałam trzask zabitego talerza w kuchni, pewnie je śniadanie.
Nałożyłam czarną koszule i czarne porwane rurki. Zrobiłam makijaż i poszłam na dół.
- Hej. - Powiedziałam radośnie i usiadłam przy blacie.
- No heeej. - Powiedział ziewając.
- Co na śniadanie?
- naleśniki. - Odpowiedział już o wiele radośniej.- ale dwa mi uciekły, możesz pozbierać?
- Jasne. - Szybko wstałam i zaczęłam zbierać resztki jedzenia i talerza z podłogi do kosza.

Zjedliśmy razem, a potem pozmywałam po nas.

- James?
- Tak?
- Mogę dziś nie iść do szkoły? Wybrałabym się na zakupy, bo wczoraj był Alex no i wiesz...
- Nie no, spoko. I tak omawianie PSO ci się nie przyda. Nobo po co wiedzieć z kim ma się lekcje i jak dany nauczyciel ocenia i czego wymaga. To takie zbędne. - Ten sarkazm mnie przytłoczył, ale obiecałam sobie, że będę silna .
- Okej, spiszę wszystko co zapisali w zeszycie z dzisiejszego dnia.
- Ale nie poznasz nauczycieli...
- Alex mi pomoże...
- Ok. Nie Idź. Masz jeszcze 50 dolarów na torbę, nie będziesz ze starą chodzić. - Puścił mi oczko i poszedł na górę.
- Dziękuję! - Krzyknęłam za nim i założyłam buty. Zgarnęłam torbę i poszłam na przystanek.

Czekałam 10 minut zanim autobus przyjechał, ale gdy tak siedziałam uświadomiłam sobie że pomimo tego, że mama nie odezwała się do mnie przez jakieś 2 dni jestem w dużo lepszym humorze. No i Alex przyjechał.

Jestem już pod galerią. Wchodzę do środka i na mojej twarzy automatycznie pojawia się uśmiech.

Musze kupić książki i torbę, a za resztę kupię sobie jakieś ubrania.

O już widzę Alexa. Tak, tak wspólne wagary.

No, ale to początek roku, a Alex lubi robić ze mną zakupy.

- Hej piękna, czemu tak na czarno. Ktoś umarł? - Zaczął rechotać.
- Nie... - W skrócie odpowiedziałam mu o co chodzi i dlaczego chcę się zmienić.
- Nie pozwolisz już sobie w kaszkę dmuchać co?- poruszał zabawnie brwiami.
- Nie pozwolę żeby ktokolwiek chciał mnie zapytać o moje siniaki.
- Okej, znaczy będzie z ciebie taka BedGirl?
- A co nie wierzysz?
- Nie wiem, znam tylko małą Rosy którą trzeba bronić przed całym światem...
- Nie chce już tak, chcę sama się bronić.
- Okej, okej. Chodźmy po te książki.
- Ok.

No i kupiliśmy 5 książek, nic ciekawego. Matematyka, geografia, biologia, fizyka i francuski.

- To teraz po torbę.
- Czarną oczywiście?
- Mhmm, czy może plecak?
- Kwestia wygody.
- Jak myślisz, co wybiorę?
- Plecak. Najlepiej coś w rodzaju skóry...- spojrzał na mnie pytająco...
- trafiłeś... Już niczego przed tobą nie ukryje.- ciężko westchnęłam.
- Znam cie ma wylot.
- Dobra no to może tutaj?
- Ok.
- Może ten? - Pokazałam na skórzany zaciągany plecak.
- Niee... Chodźmy dalej.
- Ok.
- Pamiętasz, jak bawiliśmy się, że jesteś Potterem, a ja Lili?
- Taak, jakbym mógł zapomnieć?
- To był najlepszy czas w moim życiu.
- Cieszę się, że tak uważasz... Rosy???
- Tak?
- Chodźmy na lody...
- A w jakim sensie? - spojrzałam znacząco.
- W tym o smaku truskawkowym w polewie czekoladowej. Do JEDZENIA.- Mocno zaakcentował ostatnie słowo.

Potem już tylko śmieliśmy się i gadaliśmy.

W końcu znalazłam odpowiedni plecak. Nie był w zasadzie skórzany, ale czarny z Nike. Spodobał mi się.

- To teraz gdzie idziemy? - Alex spojrzał na mnie unosząc śmiesznie brwi.
- Tam -wskazałam na sklep z typowo młodzieżowymi ubraniami.
- Okej, mam zaczekać?
- No co ty! Idziesz ze mną. Pomożesz mi coś wybrać. - Jego mina mówiła wszystko.
- No dobra. To ja idę na bluzki a ty na spodnie.
- Okej.

Krążyliśmy tak chwilę i gdy znalazłam fajne rurki przy mnie pojawił się Alex z chyba 10 bluzkami.

- To wszytko, tylko tyle? - Zapytałam a mój głos był przesiąknięty sarkazmem
- Lecisz do przymierzalni mała.
- Tak.

Większość typów odsłaniała mi ręce, albo plecy. Nie podobało mi się to.

- O to musisz wziąć! - Wparował mi do przymierzalni Alex gdy akurat zdejmowałam bluzkę...
- Oj, przepraszam.
- Nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się dla otuchy i Alex wyszedł.

Czarna bluzeczka była śliczna. Na ramiączkach, odsłaniająca pępek i z dużym wycięciem na ręce.

Tylko ten różowy stanik. Ught... Mama mi go kupiła, w zemście za trójkę z matmy. Nie jest zły, ale do takiej bluzki to ja nie mam nic stosownego.

- I jak?- Zapytałam mojego przyjaciela.
- Ślicznie, weś ją.
- Ale...
- Żadnych " ale ".

Więc przebrałam się i poszłam do kasy. Wzięłam jeszcze jasne dżinsy z rozcięciem na kolanach.

- No i super. Teraz idziesz ze mną. - To był raczej rozkaz niż propozycja.
- A gdzie idziemy?
- Tam- stanęliśmy przed sklepem z bielizną.
- Ty chyba sobie jaja robisz...
- Jestem śmiertelnie poważny. To będzie Twój pierwszy krok ku dorosłości.
- Zostań.
- Nie martw się nie miałem zamiaru wchodzić.

Weszłam więc i nieco zakłopotana podeszłam do młodej kobiety.

- W czym mogę pomóc?
- Szukam czegoś do tej bluzeczki...- pokazałam pani moją nową bluzkę.
- Jasne, może to?- kobieta pokazała mi śliczny, czarny, koronkowy biustonosz.
- Chyba o coś takiego mi chodziło. - Ustaliłam rozmiar i poszłam do kasy.

Kiedy wyszłam ze sklepu Alex poszedł do mnie z rurkami z kremem.
- I co kupiłaś?
- W domu ci pokaże. Jeszcze jakieś kosmetyki.
- Ok, ale po co. Masz ich tak dużo.
- Kupie kredkę do oczu i jakiś balsam do ust, bo stary się skończył.
- Jasne.

Poszło szybko i sprawnie. Wróciliśmy do domu, a ja rozpakowałam zakupy.
- To co sobie tam kupiłaś?
- To- i rzuciłam torebką w mojego przyjaciela.
- Łoł, no to teraz się nie odgonisz od chłopaków.
- Kto by chciał takie coś jak ja?
- Nwm... Np. Leon?
- Pff... No coś ty. Nie. Chyba nie... - A może jednak?

~ Szykuje dla was mini maraton jutro. Dziękuję, do jutra xxx.
Zostaw po sobie~

Sixteen years oldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz