Lekko otworzyłam powieki. Ujrzałam bardzo wysoki sufit. Zobaczyłam też, przez mgłę, jakiegoś dużego człowieka chodzącego obok mnie. Wszystko mnie bolało, najbardziej głowa i zwichnięta kostka. Byłam cała spocona,z trudem łapałam oddech.
- Kim.. ty...- zdołała wysapać.
- Spokojnie- odpowiedział łagodny, głęboki męski głos. Przyłożył mi rękę do czoła aż jęknęłam z bólu.
Siłą woli otworzyłam szerzej oczy,a z widoku zniknęła mgła. Nade mną stał potężny mężczyzna o oczach w kolorze miodowego brązu. Długie, lekko poplątane, czarne włosy z swymi pasemkami,długie brwi złączyły się z włosami. Był bardzo wysoki. Podobnych ludzi widziałam TAM...
- Drasnął cię w czoło orczy miecz, czyli miecz zatruty- przemówił- Ale całe szczęście udało się usunąć truciznę z organizmu i przeżyjesz. Zostanie ci tylko wyraźny ślad...
- Moi rodzice...- chlipnęłam z oczami pełnymi łez.
Wpuścił głowę że smutną miną. Przekręciłam się plecami do niego i rozpłakałam się. Straciłam ich. Straciłam wszystko!
To nie był jeden raz, ryczałam cały rok. W tym czasie poznałam gospodarza domu w którym byłam. Nazywał się Beorn. Powiedział też, że ci których tam widziałam, to jego rodzina. Zrobiło mi się przykro. Mimo iż byłam mała zrozumiam, że jedziemy na tym samym wózku.
Minęło kilka lat i teraz mam trzydzieści pięć lat (czyli piętnastolatka). Pozbierałam się psychicznie, tylko dlatego, bo oni pewnie by tego nie chcieli.
- Mamo, tato- szepnęłam patrząc w niebo z wojowniczą miną- Nie zawiodę was.
Po tych słowach wzięłam łuk, kołczan ze strzałami oraz miecz i wyszłam na świerze powietrze, by trochę poćwiczyć. Poćwiczyć? Nie, przypomnieć jak się walczy, bo przecież z pięć lat przed moimi dwudziestoma urodzinami ojciec i matka nauczyli mnie perfekcyjnie walczyć. W tajemnicy wam powiem, że mama nauczyła mnie sztuki walk i karate. Gdzie się po dzieje? Czy zostanę z Beornem, który jest dla mnie jak ojciec? Na pewno nie mam już innej rodziny?...
Zaraz, zaraz...! A Bofur? Mój kochany kuzynek! Ale nawet nie wiem gdzie teraz jest... Odpuścić? Pff.. to do mnie nie podobne!!
- Naprawdę musisz jechać?- spytał że smutkiem w oczach Beorn, kiedy wsiadłem na zaplanowanego konia uzupełniona w jedzenie, pieniądze i broń,czyli łuk strzały dwa sztyletu i miecz.
- Muszę- wypowiedzialam to z bólem- to moja ostatnia rodzina.
Objęła mocno jego szyję.
- Zawsze będziesz moim przybranym ojcem- szepnęłam- i chodź by miało minąć tysiąc lat, wrócę tu.
- A ja nigdy nie zapomnę swojej podopiecznej- powiedział puszczając mnie- Uważaj na siebie i obym kiedyś znów cię ujrzał.
Usmiechnęłam się do niego promienie. W głębi duszy płakałam, że odchodzę, ale przecież nie na zawsze!
- A więc żegnaj Selly Sherll, córki Syrwila i Seleny- zawołał za mną, kiedy wystartowała galopem. Odwróciła się na chwilę by mu pomagać.
Mówiłam że kiedyś tu wrócę. Tydzień później ujrzałam dom Beorna z drugiej strony niż kiedy wyjeżdżałam. Śmiał się ze mnie, ja się rumieniłam i pomieszkałam U niego kolejny tydzień. Wyposażył mnie w mapy i inne ustrojstwa i naprawdę ruszyłam.
Przede mną świat. Historia dopisze ciąg dalszy, bo to nie koniec.
CZYTASZ
(Nie)zwykła Podróż
Фанфик(***)- Kiedy odjechałaś tak strasznie się o Ciebie bałem. (...) Miałem ochotę wskoczyć na konia i jechać za Tobą... ale pomyślałem, że możesz nie chcieć mnie znać. - Nawet nie wiesz co ja przeżywałam.- powiedziała- Płakałam nocami. Chciałam wrócić...