Rozdział 4

1.9K 105 1
                                    

Obrażenia schowałam się do jakiegoś pomieszczenia. Przypominał on ni salonik ni bibliotekę. Każdą wolną powierzchnię kremowej ściany zajmowały; wysokie do sufitu regały wypchane książkami i ksiegami, wielkie biurko, na którym leżały mapy i ogółem panował kompletny nie porządek. Na samym środku pokoju stał stolik do kawy wykonany z ciemnego drewna, a przy nim stała sofa i dwa fotele obłożone bordową tapicerką. Ten kolor idealnie skąponował się z puchowym dywanem.
Usiadłam na pufie od jednego z foteli. Machałam nerwowo stopą. Wiedziałam, że czeka mnie nieprzyjemna rozmowa. Ale jak trzeba będzie zrobić ostrą awanturę, jestem do dyspozycji.
Doczekałam się go. Krasnolud wszedł do pokoju z (jak zawsze) grobową miną.
- Więc słucham- zaczęłam wstając- Jakie są twoje argumenty, dla których nie pod piszesz mojego kontraktu.
Thorin wyjął mój pergamin i zaczął go czytać na głos.

>Kontrakt Selly Sherll <
Ja, Selly, córka Syrwila i Seleny, wezmę udział w waszej przygodzie, jeżeli zgodzicie się na poniższe warunki》
× jeżeli coś mi będzie grozić, nie pomagacie mi tylko ratujecie siebie.
× jeżeli uda nam się zwyciężyć, nie chcę żadnej nagrody pieniężnej ani żadnej innej.
× ja będę waszą tarczą ochronną, nie na odwrót.
× nie będziecie odpowiadać za moje rany i inne uszkodzenia ciała z zewnątrz i wewnątrz (Nie rządam odszkodowania!!!)

Jeśli znajdą się jeszcze jakieś punkty upomne się o nie.

- I co w nim jest nie tak?- zirytowałam się- Jest jakiś błąd ortograficzny?
- Dobrze wiesz, że nie oto chodzi!...
- Więc o co? No, oświeć mnie!
- Nie zgadzam się na to, żeby ktokolwiek poświęcał za nas życie.
- A kto mi zabroni?- wzruszyłam ramionami.
- A jak coś ci się stanie?!
- Boże mój o co ci chodzi?! Co za różnica co mi się stanie?
- Bardzo duża!
Wiedziałam że tak będzie.
Do pokoju wszedł Gandalf, najwyraźniej skończył rozmowę z Bilbem. Patrzył zdezoriętowany raz na mnie raz na Thorina. Ale to nam nie przeszkadzało, bo dalej na siebie krzyczeliśmy.
- Mam ci przypomnieć co się stało 70 lat temu?!
- Dobrze pamiętam co stało się 70 lat temu!! Szukałam swojego kuzyna i zostałam zraniona no i co z tego?!
- Gdyby nie my umarłabyś!
- Równie dobrze mogłabym umrzeć tam gdzie leżałam. Tylko szkoda że nie znalazłabym Bofura.
- A co to ma do rzeczy?
- Przynajmniej nikt by nie powiedział, że nie próbowałam!!!
- I tak potrafisz o siebie zadbać- pokiwał głową krasnolud.
- A co byś zrobił w mojej sytuacji?!! Uciekłabym może?! Jesteś niesamowity!
Wow, jeszcze nigdy nie wypowiedziałam tylu słów na raz.
Thorin spojrzał błagalnie na czarodzieja. Ten westchnął ciężko.
- Wszyscy dobrze wiemy, że krasnoludy są uparte. Ale Selly jest też pół elfem- przemówił. Patrzyłam na niego wyczekująco.- ... Myślę Selly, że Thorin ma trochę racji.
- Nic o mnie nie wiecie- warknęłam. Po chwili się uspokoiłam- Nie ufacie mi, albo nie chcecie ufać...
- Selly...
- Ja to rozumiem- przerwała mu- chciałam tylko zrobić z siebie jakiś pożytek... Ale widać na marne.
Zapadła cisza. Ale spokojnie. Ziarno zasiane a plon już wschodzi.
Ciszę przerwało kolejne westchnęcie Gandalfa. Chwycił za pióro i wziął kartkę z rąk Thorina. W uśmiechem patrzyłam jak ją podpisuje. Krasnolud patrzył na to z niedowierzaniem. Nasze oczy były utkwione w nim. W końcu Thorin przewrócił oczami i również ją podpisał. Podszedł do mnie by ją mi zwrócić.
- Nie myśl, że na pewno będę przestrzegać pierwszego i trzeciego pod punktu- szepnął mi do ucha a po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz.
W skowronkach opuściła pomieszczenie i skierowałem się do pokoju z płonącym kominkiem, gdzie aktualnie siedziały krasnoludy.
- Masz gadane- powiedział Balin.
- Co? Słyszeliście?
- Trudno było nieusłyszeć.
- Ale zgodzili się- dopytał się Ori.
- Tak...
Do pokoju wszedł Thorin.
- Ale jak to, Thorinie?- oburzył się Dwalin stojący pod ścianą.- Czyli idzie z nami?! Miało być żadnych bab na naszej męskiej wyprawie...
Trach! W ścianę obok głowy krasnoluda wbił się sztylet.
- Powtórz to- warknęłam zabijając go wzrokiem.
Dwalin spojrzał dziwnie na resztę.
- Ale... Nic nie będę powtarzał!- warknął do mnie.
Trach! Drugi sztylet po drugiej stronie jego głowy.
- Dobrze, dobrze, dobrze- powiedział unosząc dłonie.
- Selly, nie widzę powodu, żeby...
- ZAMKNIJ SIĘ!!!- krzyknęliśmy na Bofura jednocześnie.
- Ale...
- ZAMKNIJ SIĘ!!!
- Wygrałaś.- zwrócił się do mnie Dwalin.- Odwołuje to.. Ale nie myśl, że Cię przeproszę!
Trzeci sztylet tuż nad nim.
- Dobrze SORRY!- zawołał wkurzony- Wystarczy?!
- I o to chodziło- uśmiechnęłam się chowają z powrotem sztylet trzymany do kolejnego rzuty.
- To super- burknął.
- Widzisz, młody?- zwróciłam się do Oriego- Tak się niszczy leszczy.
KRASNOLUD pokiwał grzecznie głową. Natomiast Dwalin strzelił focha.
Wyjęłam z mojej fioletowej torebki duży szkocownik. Nigdy nikomu to nie pozazywałam. Chyba że przyjaciołom.
Podałam go Balinowi.
- Co to?
- Tu rysuję to, co widzę. Może tu być coś, co Was zainteresuje.
Bez słowa białowłosy otworzył pierwszą stronę. Zeszły się wszystkie krasnoludy, nawet wciąż zfochowany Dwalin. Ja w tym czasie podeszłam do ściany w którą były wbite sztyletu, wyjęłam je i za pomocą różdżki naprawiłam dziury, które zrobiły.
- Byłaś aż pod samą bramą?- spytały z szokowane krasnoludy.
Stanelam przy nich by się lepiej przyjrzeć. Na rysunku była narysowana brama, jako wejście do Ereboru. Narysowałam to i pocieniowałam, jakby to było zdjęcie, wyglądał on bardzo realistycznie. Nie chwaląc się, wszystko tak rysuję.
- Tak, a co?
- Nie bałaś się?
- Czego? Smoka? Chyba nie myślisz, że by się nagle obudził i mnie pożarł- zachichotałam.

Spojrzeli na mnie z podziwem. Ja zajęła się przeszukiwanie mojej torebki za czymś, co mogłoby się przydać do mojego planu.
- Na Durina!- zawołali nagle wszyscy.
- Co znowu?- westchnełam.
- Ty to widziałaś?
- Ale co?
- Smoka!!
- CO?!
Dosłownie wyrwałam im szkocownik z rąk. Na jednej stronie był lecący smok, któremu świecił się brzuch a z paszczy wykonywał się ogień a na drugiej, również smoka a pod nim płonące miasto... Zerknęłam na datę w rogu kartki: 2881r.
Z wrażenia aż usiadłam.
- To Smaug?- spytałam cicho, choć i tak znałam odpowiedź.
Pochyliłam głowę ukrywając twarz w dłoniach.
- Przepraszam- szepnęłam.
- Hej, nie przepraszaj- pocieszył mnie Dori głosząc uspokajająco po plecach- Nie mogłaś nic zrobić. To nie twoja wina. To nie wina żadnego z nas.
Ale beznadzieja.
Nic już nie mówiliśmy, schowałam szkicownik do torebki. Gdybym wcześniej wiedziała że to on...
Później krasnoludy paląc fajki zaczęły śpiewać, nie za głośno, jakąś pieśń. Siedziałam w fotelu z podkulonymi nogami wsłuchując się w nią. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.

(Nie)zwykła PodróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz