Rozdział 8

1.6K 95 0
                                    

Przez chwilę trwała cisza. Po chwili przerwali ją radosnymi okrzykami krasnoludy.
- Udało się!- pisnęłam skacząc jak małe dziecko na widok lizaka.
- No ba! Przecież moje plany zawsze się udają- powiedział Hobbit z wielkim bananem na twarzy.
M

ocno się wyściskaliśmy.
- Trzeba by pomóc tym biedakom, nieprawdaż?- spytałam z udawanym zastanowieniem.
- No nie wiem?- specjalnie się zawahał.
- Co tak stoicie? Pomóżcie nam!- krzyknął Dwalin.
- Wiesz, w życiu nie ma nic za darmo- zauważyłam uśmiechając się.
- Nawet o tym nie myśl!!
Spojrzeliśmy na siebie z Bilbem i parsknęliśmy śmiechem.
Gdy uwoliniliśmy nieboraków z worków, słońce było wysoko na niebie. Thorin rozmawiał z Gandalfem a ja zobaczyłam na ziemi... czapkę Bofura. To moje święto!
Podniosłam ją i otrzepałam. Z wierzchu była wykonana z brązowej skóry a w środku miała szare futerko. Na czole była zawinięte, więc było je widać. Po bokach odstawały jej wygięte klapki na uszy (Chyba tak to się nazywa). Założyłam ją na głowę. Nie no, ładnie mi w niej.
- Hej! Oddaj mi czapkę!- uwaga, Bofur.
Odwróciłam się gwałtownie.
- Słucham? Ja nie mam żadnej czapki! O co ci chodzi?!
- No weź! Oddaj ją!
- Znalezione nie kradzione- uśmiechnęłam się słodko i odmaszerowałam.
Chodziliśmy po okolicy szukając jaskini trollów. I znaleźliśmy.
- Co tak śmierdzi?- zmarszczył nos Ori.
Ja aż swój zatkałam.
- Tu są ich skarby. Uważajcie czego dotykacie!- ostrzegł czarodziej.
Przez chwilę było słychać kaszlenie i jęki obrzydzenia.
Hmm, co ja mogę powiedzieć o tej wielkiej, podziemnej, zapleśniałej dziurze: gdziekolwiek się nie spojrzy, po ziemi walają się jakieś rupiecie, jakieś skrzynie, szmaty i jakieś materiały, beczki, żywność i złoto rozsypane w końcie. Wszystko było przykryte pajęczyną.
Do złota podszedł min. Bofur, Gloin i Ori.
- Szkoda to tak wszystko zostawić- zauważył.
Gloin pootwierał małe skrzynki wypchane złotymi rzeczami.
- A jak ktoś to rozkradnie?
- Słusznie.- poparł go plomiennorudy- Nori!
- Tak?
- Daj łopatę.
Natomiast Thorin i Gandalf rozglądalo się za jakąś bronią. Krasnolud znalazł coś ciekawego. Dwa miecze obrośnięte białymi nićmi, widać po nich, że pięknie wykute.
- Tych mieczy nie zrobił żaden troll- powiedział patrząc raz na jednego raz na drugiego.
Podszedł do niego czarodziej. Thorin podał mu bardziej smuklejszy miecz. Gandalf przejrzał się rękojeściu.
- I spod ręki żadnego człowieka też nie wyszły.
Ostrożnie wysunął kawałek ostrza. Otworzył szerzej oczy.
- Zostały wykute w Gondolinie- ręka Thorina zawisła nad rękojeścią swojego miecz- Przez elfy zwane Wysokimi w Pierwszej Erze.
Krasnolud chciał odłożyć miecz.
- Nie znam lepszego ostrza- powstrzymał go.
Thorin spojrzał na niego spode łba i sam wysunął kawałek srebrnego, lśniącego ostrza.
Spojrzałam co robi reszta. Wykopali dół w ziemi, wsadzili do niego skrzynkę i teraz wsypują do niego z powrotem ziemię. Uniosłam brew.
- Zakładamy lokatę długo terminową- wyjaśnił Gloin.
Parsknęłam śmiechem a Dwalin stojący obok pokręcił głową.
- Dobrze, zabieramy się stąd.
Z wielką chęcią.
Wyszłam na powierzchnię i zaczęrpnęłam świeżego powietrza. Zauważyłam, że Gandalf dał Hobbitowi jakiś miecz. To dobrze będzie miał czym ćwiczyć.
- Ktoś się zbliża!- krzyknął ktoś.
- Gotujcie broń!- zawołał czarodziej.
Pobiegłam za wszystkimi. W naszą stronę coś jechało: jakiś pojazd zaprzężony w... króliki?
- Złodzieje, mordercy, bandyci!- krzyknął niski starzec ubrany w brązowe i zielone szaty z dziwaczną czapką na głowie. On kierował tą.. platformą z zającami.
A właśnie, gdzie jest moja czapka?!
Spojrzałam z nienawiścią na kuzyna a on uśmiechnął się do mnie słodko.
Ów karłem był nie kto inny jak Radagast Bury. Ponoć szukał Gandalfa więc odeszli na bok porozmawiać. Ja w tym czasie pieściłam te urocze zwierzątka. Robiłam to dyskretnie, bo gdyby Radagast to zobaczył to chyba by mnie udusił. Mówi, że przez to są rozkojarzone i wolniej biegają.
Minęło ponad pięć minut. Nagle usłyszeliśmy jakieś wycie. Gwałtownie się podniosłam wyciągając łuk i nakładając na chęciwę strzałę.
-- Czy to był wilk. Tu są wilki?- spytał przestraszony jak i zdziwiony Hobbit.
- Wilk? Nie, to nie był wilk- odpowiedział mu Bofur ze zmarszczonymi brwiami.
Na wzniesieniu za ich plecami pojawił się olbrzymi, wilczy łeb. Wszyscy się w tamtą stronę odwrócili. Czarny warg wykonał skok i rzucił się na jednego z krasnoludów. Thorin w porę wbił w jego ciało swoje nowe ostrze. Ale za nim pojawił się kolejny.
- Kili! Zabij go!- krzyknął.
Brunet naciągnął strzałę i wycelował. Ale nie jego strzała trafiła zwierzę. Lecz moja. Stałam na skale, więc byłam wyżej od reszty.
- A wyglądasz na taką co nie lubi zabijać zwierząt- zauważył Bilbo.
- Bo nie lubię- mruknęłam zeskakując na ziemię.
- Wargowie! To znaczy, że horda orków jest niedaleko- powiedział wódz wyjmując miecz z nieżywego warga.
- Orków?- powtórzył Hobbit.
- Komu powiedziałeś o naszej wyprawie poza swoimi ludźmi?!- spytał agresywnie Gandalf wychodząc na przeciw Thorinowi.
- Nikomu...
- Komu powiedziałeś?!!
- Nikomu przysięgam!
Czarodziej sapnął gniewnie.
- Na Durina, co się tutaj dzieje?- spytał krasnolud.
- Ktoś na was poluje.
Lekko zbladłam.
- Musimy się stąd wynosić- powiedział Dwalin.
- Nie damy rady!- zawołał Ori przybiegając niewiadomo skąd razem z Bifurem.- Nie mamy kucyków! Zniknęły.
Extra. Westchnęłam zirytowana. Oj Elen, czego ja Cię uczyłam?
- Odciągne ich uwagę- wtrącił się Radagast.
To on tu dalej jest?!
- To Wargowie z Gundabadu, w mig cię dogonią- opanował to Gandalf.
- A to króliki z Rozgobell- Nie dawał za wygraną.
Szary czarodziej znów na niego spojrzał.
- Więc niech próbują gonić- dodał Radagast uśmiechając się.

Wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Sama nie pamiętam szczegółów. Pamiętam tylko, że Radagast odjechał zajmując pozycję a my schowalaśmy się za ogromną skałą na jakimś wzgórzystym pustkowiu gdzie nie było niczego prócz skał. Mieliśmy czekać aż Bury odjedzie goniony przez wrogów.
- Szybko!- zawołał Gandalf.
I zaczęła się ucieczka. Biegaliśmy a ja miałam małe wrażenie, że kręcimy się w kółko. Z każdej strony słychać było wycie i powarknięcia wielkich wilków.
Nagle chyba jeden z nich nas wyczuł. Schowaliśmy się pod ogromnym głazem. Warg z kreaturą na niego wlazł. Na szczęście nas nie zauważył. Wszystko było by dobrze, gdyby Kili nagle odskoczył i strzelił w warga i orka strzałą. Co z tego że ork nie zatrąbił w róg, skoro jego krzyki i warknięcia warga oraz szczęk mieczy słychać było na kilometr!
Wycie wargów ponowiło się. Biegli tu. Czułam to.
- Uciekać!- krzyknął Gandalf.
To co było przed chwilą to był Pikuś. Teraz dopiero zaczęł się prawdziwy pościg! Biegliśmy teraz przez teren, który zdawał się być o lekko pomarańczowym gruncie A z niego wyrastały pojedyńcze świerki.
A ja, jak zwykle, musiałam wpaść w dołek i się wyglebać. W kostce poczułam ostry ból. Nikt nie zauważył mojego upadku prócz Bilba. Pobiegł do mnie. Reszta zniknęła.
- W pożądku?- spytał pomagając mi wstać.
Pokiwałam głową krzywiąc się. Nie mogłam ustać na lewej nodze. Staliśmy niedaleko świerkowego lasu, skąd dobiegły dziwne dźwięki. Kiedy tam spojrzeliśmy, ujrzeliśmy coś, przez co zamarliśmy.

(Nie)zwykła PodróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz