Siedzi na jednym z kilku foteli w poczekalni i przygląda się ogromnej tablicy, na której stale zmieniają się dane. Numery lotów, nazwy lotów, godziny lotów i inne ważne informacje dla ludzi chcących dostać się do innego miejsca na ziemi lub czekają na bliskich, właśnie stamtąd wracających. Louis nie ma jednak zamiaru lecieć w nieznane dotąd zakątki kuli ziemskiej, nie czeka na bliską osobę. On po prostu chce wrócić do domu. Samolot do Anglii, dokładniej Londynu, startuje dopiero o trzeciej. Po południu? Nie. Jest ta pieprzona noc, której chłopak nienawidzi ponad wszystko. Wie jednak, że wybranie samolotu w nocy, jest lepszą opcją niż ruszanie się gdziekolwiek wcześnie rano. Poza tym... Skoro i tak nie śpi, to dlaczego miałby nie skorzystać z okazji i polecieć wcześniej? I co miałby robić z czasem? Spędzać na jakiejś ławce w parku? Bo przecież już wymeldował się z hotelu. Nie ma gdzie wracać. A jego samolot według danych będzie za nie całe pół godziny.
Niespokojnie kręci się na miejscu i spogląda na ogromny elektroniczny zegar nad tablicą. Dochodzi godzina druga trzydzieści siedem. Telefon już spoczywa w dłoni chłopaka, mimo, iż już od dobrych kilku dni próbuje przestać go używać. Co w tym przeszkadza? Każda kolejna próba kończy się cichym głosem w głowie "Wiesz, że nie dasz rady" i kolejnym nagraniem na sekretarce Harrego. Tak musi być i tym razem. Louis po prostu nie jest w stanie zmienić tego co zwyczajnie weszło mu w nawyk. Tak jak nie potrafi pozbyć się wspomnień, uczucia tęsknoty i miłości. To po prostu niemożliwe.
Więc kiedy wybija ta godzina, chłopak wyciąga z kieszeni IPhone'a i wybiera numer. "Hej, um, nagraj się, najlepiej zaśpiewaj dla mnie" Jak zawsze.
"Hello, to znów ja" rozgląda się w okół i kiedy ma pewność, że blisko niego nie ma praktycznie nikogo kontynuuje "Bo wiesz... Jestem na lotnisku, lecę do domu... I tak się zastanawiam" zagryza wargę tym samym, próbując wygrać z chęcią rozpoczęcia fali szlochu i łez. Jest do cholery w miejscu publicznym. " Czy kiedykolwiek udało Ci się wyrwać z tego miasta, w którym... Tak naprawdę do niczego nie doszło? Nie było mnie trzy lata... Opuściłeś Londyn?" mówi już łamiącym się głosem, że strachem, iż jego ukochany naprawdę mógł wyjechać "Boję się, że tak" kaszle by poprawić barwę głosu i nie brzmieć tak źle jak mu się wydaje. W głośnikach na całym lotnisku słychać głos kobiety informującej pasażerów samolotu mającego lecieć do Londynu o skierowanie się już do bramek. Louis wstaje, zaciskając usta "Harry... " urywa, czując, że nie da rady wygrać z uczuciem bólu i załamania "Nie jest tajemnicą, że nam obojgu kończy się czas. I nie chodzi o mój pieprzony lot" kończy wciskając czerwoną słuchawkę i wycierając rękawem bluzy łzy, które właśnie pojawiły się na policzkach.
______________________
Lou :'(