Drzwi windy otwierają się, a on dziękuję w duchu za to, że krótki przejazd w tej metalowej puszcze nie wywołał wymiotów. Nigdy tak naprawdę nie lubił wind. Najczęściej używał ich tylko dlatego, że Harry nie chciał iść po schodach. Czyli zbyt często. Tu właśnie znajdował się haczyk. Z ukochanym czuł się inaczej. Bezpiecznie, dobrze. A sam? Był tylko małym, słabym chłopcem z Doncaster. A nienawidził kiedy go za takiego uważano. Dawniej. Teraz miał szczerze gdzieś co myślą inni ludzie. Przyzwyczaił się do wyglądu jakby martwej osoby i stylu bycia ducha. On istniał ale tak jakby go wcale nie było. I to było dobre. Bo w taki sposób już nikomu nie mógł zrobić krzywdy. Nikomu nie mógł złamać serca.
Przekręcił dwukrotnie kluczykiem, ale drzwi nie ustąpiły. Popchnął je pozostałą ilością siły, a kiedy zamek nie puścił, postanowił przekręcić jeszcze raz. Tym razem w dobrą stronę.... Dostał się do pokoju i pierwsze co zrobił to rzucił się na łóżko, kompletnie nie zwracając uwagi ile pracy ktoś włożył w pościelenie mebla. Przyłożył głowę do miękkiego i przyjemnego materiału, dopiero po chwili zauważając która jest godzina. Wszystko przez zegarek w leżącym obok, rozładowującym się telefonie. Czyżby druga trzydzieści sześć? Nie uwierzyłby, że jest tak późno, gdyby nie przypomniał sobie, że około dwudziestu minut siedział w łazience na lotnisku i gdyby ponad godzinę nie stał w korkach. Przymknął na chwilę zmęczone powieki, kiedy poczuł jak telefon wibruje obok jego głowy. Spojrzał na urządzenie i całą uwagę skupił na godzinie, a mianowicie drugiej trzydzieści siedem, kompletnie ignorując wiadomość od operatora sieci. Przygryzł zdenerwowany wargę. Wystarczyło sięgnąć. Pięć procent baterii wystarczyło na nagranie jednej krótkiej wiadomości. Na powiedzenie krótkiego przepraszam. Jednak tak jak zawsze próbował się powstrzymać. Próbował zignorować wewnętrzną potrzebę usłyszenia chociażby głosu Harrego w sekretarce, wspomnienia go. Gdyby się udało byłby to pierwszy krok w stronę dalszego życia. Jednak dla niego było najwidoczniej nieosiągalne, bo po kilku sekundach, przymykając zmęczone oczy, sięgnął po urządzenie.
Wpisał krótki kod i już zaraz usłyszał utęsknione po tych kilku godzinach słowa "Hej, um, nagraj się, najlepiej zaśpiewaj dla mnie". Z westchnieniem wstał i otworzył drzwi balkonowe przez dłuższy czas milcząc. Wyszedł na zewnątrz i uspokajał się, oglądając panoramę Londynu nocą. Wreszcie był gotowy by znów zacząć.
"Hello z drugiej strony" szepnął rozkoszując się dźwiękami, jakby cichnącymi, jadących samochodów oraz szumu wiatru."Wiesz, to co wcześniej wygadywałem to zwykłe bzdury. Teraz już wiem, że cię tam nie było." Przeciera dłonią oczy "Zaczynam trochę zwariować" z jego ust wypada cichy śmiech wyrażający zażenowanie i rozczarowanie własną osobą. "Przepraszam za tamto, właściwe... Może i dzwoniłem już tysiąc razy by ci powiedzieć.... To głupie słowo, często jest ostatnio powtarzam prawda?" po jego niemal bladym, porcelanowym policzku spływa jedna, jedyna łza. "Przepraszam za wszystko co zrobiłem. I chociaż gdy dzwonię ty wydajesz się nie być w domu.... Wydajesz się ignorować moje wszystkie słowa, w których prosiłem o wybaczenie... Po prostu... Nie ważne, Harry. Niedługo przestanę cię nękać, obiecuję" ostanie słowa powtarza jak mantrę w swojej głowie, kończąc rozmowę.
_____________________________
Lou, nie rób nic pochopnie