Londyn, Anglia. Klub Daiquiri. 05.07.2014. 3:30
Trzy lata, cztery miesiące, tydzień, szesnaście dni, trzy godziny, trzydzieści minut i pięć sekund wcześniej...
Niebieskie, Czerwone, Zielone, Fioletowe i Żółte reflektory oświetlają ogromny parkiet na środku pomieszczenia. W jednym z najbardziej popularnych klubów w Londynie. W Daiquiri, ta wielka impreza zaczęła się zaledwie dwie godziny temu, a tłumy ludzi pchały niemal drzwiami i oknami by wejść do środka. Nie dla wszystkich jednak dozwolone są przywileje sławnych i bogatych ludzi, których lokal najczęściej gości. Najznakomitszych drinków i napojów w mieście mogą skosztować tylko nieliczni. I tylko o określonej godzinie. Danego dnia. Gdyby wejść do środka po prostu w ciągu dnia, może stwarzać pozory zwykłego miejsca do zabawy. Jednak nocą wypełnia się porządnymi gośćmi, najlepszym alkoholem i wyszukaną muzyką. Tak jak dzisiaj. Piątego lipca, wyprawia tu swoje urodziny jeden z bogatszych ludzi w Londynie. Mężczyzna o imieniu Rick Minrow, z imienia i swojej pokaźniej liczby pieniędzy mało znany. Bardziej rozpoznawalny jako jeden z najlepszych przyjaciół sławnego Harry'ego Styles'a, także obecnego tu dzisiaj wraz ze swoim mężem Louis'em Tomlinson'em. Są niemal honorowymi gośćmi, z powodu bliskości z gospodarzem. Razem z nim oczywiście bawią się w najlepsze od dwóch godzin i trzydziestu minut, pijąc i tańcząc za zdrowie przyjaciela. Żaden jeszcze nie wie w jakich skutkach zostawi ich ten niezapomniany wieczór i jakże równie wspaniała impreza.Chłopak zgrabnie wymija kolejnych ludzi, zaciskając telefon w dłoni. Za wszelką cenę próbuję się przedostać na drugą stronę lokalu i tym samym dodzwonić do ukochanego. Kolejny raz wybiera zapisany na pierwszej pozycji w liście kontaktów numer i wsłuchuje się w głos sekretarki, próbując przekrzyczeć tłumy, śpiewających do jednej z piosenek Rihanny ludzi. Na próżno jak można się domyślić. Nie słyszy kompletnie nic, a Louis'a nie ma nigdzie w zasięgu wzroku. Nawet na drugim końcu klubu. Nawet na zewnątrz. Harry przestraszony, zrezygnowany i niezwykle zdenerwowany jednocześnie wraca do środka, kierując powolne kroki w stronę baru. Nieznani pijani ludzie co jakiś czas popychają go, lub nieświadomie ocierają się o jego ciało, wywołując lekkie obrzydzenie, ale i zirytowanie. Nerwy Styles'a są na skraju wytrzymałości. Dochodzi do tego, że ma ochotę krzyczeć. Nie ze zdenerwowania, ale ze zwykłej paniki i strachu o swojego męża, który jakąś godzinę temu poszedł do łazienki i najwidoczniej zgubił drogę powrotną. Chyba lepiej byłoby gdyby rzeczywiście ją zgubił.
Chłopak przeczesuje dłonią kosmyki swoich ciemnych długich włosów, jeszcze raz rozglądając się wokół. Nie zauważa jednak nic specjalnego, dopóki jego zaciekawione spojrzenie nie wędruje na blat baru. A bardziej znajdujące się tam osoby. Poznaje obie, ale jakoś średnio może uwierzyć niemylnemu zwykle zmysłowi wzroku. Może to alkohol już miesza mu w głowie po tylu godzinach? Dobrze by było... Dla pewności podchodzi bliżej, a wtedy jest już pewny. Ten obraz zabiera mu oddech. Uderza z całą możliwą siłą i paraliżuje od stóp do głów, przez co stoi w miejscu nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu.
Na ladzie, pomiędzy butelkami i pustymi szklankami po alkoholu siedzi średniego wzrostu blondynka. Jej nogi oplatają ciało, stojącego naprzeciw bruneta. On natomiast wodzi rękami po jej udach, biodrach, biuście i każdy kto na to patrzy, może śmiało stwierdzić, że tylko ubrania przeszkadzają im w dojściu do czegoś więcej. Ciasno zbliżone ze sobą ciała, ocierają się o siebie. Usta przylegają zgrabnie, a języki wykonują nawzajem kolejne ruchy, próbując dalej w każdy możliwy jeszcze sposób zniwelować jakąkolwiek pozostałą bliskość. Nie widać, żeby któreś z dwójki miało jakiekolwiek przeciwwskazania co do zaistniałej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Nie wiadomo dlaczego napawają się nią. Można jednak zauważyć, że dziewczyna, znana dobrze wszystkim jako Briana Jungwirth, wyciąga więcej satysfakcji z tego co się dzieje. Jest stale uśmiechnięta i wyciąga wszelkie możliwe korzyści, w pewien sposób popychając biednego Louis'a do dalszych czynów. On, pijany, niemal niczego nieświadomy, nie zdaje sobie sprawy z wbitego w jego plecy wzroku męża i tego, jakie to wszystko konsekwencje za sobą poniesie.Koniec końców to właśnie dziewczyna zauważa stojącego przed nimi Harry'ego. Ostatni raz, ostrożnie przygryza dolną wargę chłopaka i puszcza go wolno, chcącego więcej i wpatrzonego nieprzytomnie w blondynkę. Idealnie wykonała swój plan przyciągnięcia go do siebie i zwiedzenia na tą właśnie stronę. Louis zdezorientowany, przesuwa dłonią po jej udzie i odwraca wzrok, gdzie Briana, niby przerażona spogląda na szatyna. Otwiera szeroko oczy, zbierając do jednego wszystkie porozrzucane myśli. Momentalnie trzeźwieje, a jego organizm nabiera nieznanej dotąd energii i siły, by móc oderwać się od dziewczyny i zrobić niepewny krok w przód w stronę Harry'ego. Wyciąga dłoń w jego stronę, jednak Styles jedynie zaciska usta w wąską linię, unosząc ręce w górę i odsuwając się na o wiele bezpieczniejszą odległość.
- Harry - zaczyna cicho Louis, po raz kolejny, próbując zbliżyć się do ukochanego.
Muzyka wokół robi się jakby cichsza, a wrzaski ludzi niemal znikają. Świat jakby staje w miejscu dla tej dwójki, którą w jednej chwili zaczyna oddzielać ogromna, wysoka i gruba bariera. Nigdy nic ich nie dzieliło... Aż do tej felernej chwili. Ciekawostka.. Wybiła właśnie 3:37.
- Nie dotykaj mnie - syczy szatyn przez zaciśnięte zęby.
Jego serce nie łamie się, a zaciska jedynie w nieznanym dotąd dziwnym, przeszywającym bólu. Brunet natomiast obserwując zmieniającą się z minuty na minutę twarz męża i opadającą w nierównomiernym tempie jego klatkę piersiową, wie co właśnie zrobił. Dociera do niego co dzieje się wokół, przywracając wszystkie możliwe zmysły do życia.- Hazz - próbuje po raz kolejny, chcąc podejść bliżej, jednak Styles tym razem go odpycha.
Sytuacja jest niemal tak napięta między tą dwójką, że staje się namacalna. W każdy możliwy sposób można wyczuć jak źle jest.- Wiedziałem - szatyn kręci głową, co dla jego ukochanego jest kompletnie zagmatwane i niezrozumiałe - Widziałem, że w końcu do tego dojdzie, a mimo wszystko tak długo ufałem ci i kochałem ponad wszystko jak głupi. Wyciągałem dłoń po każdej kłótni, robiłem wszystko byś był szczęśliwy, a na twojej twarzy gościł uśmiech nawet w tych najgorszych chwilach. Kiedy ludzie z modestu zmuszali nas do ukrywania uczuć, zawsze szukałem chwili by złamać te głupie zakazy, tą głupią przykrywkę - wzdycha, zagryzając usta - Ale teraz już widzę, że tak długo się myliłem. W tych wszystkich sytuacjach, we wszystkich dniach naszego związku, w dniu zawarcia naszego małżeństwa, to ja byłem przykrywką, prawda? Miałem być po prostu szczęśliwy i dobrze grać światową gwiazdę, tak?
Tomlinson wciąga gwałtownie powietrze nie mogąc uwierzyć w to słyszy. Czy przez te wszystkie lata jego jedyna wielka miłość czekała tylko na jeden błąd, jedno wychylenie z posad idealnego, cudownego związku by udowodnić swoje zarzuty? Czy naprawdę Harry nigdy mu nie ufał?
- Nie, to nie tak jak myślisz - zaprzecza szybko, chcąc jakoś wszystko wytłumaczyć, jednak język plącze mu się niesamowicie nie dając nawet szansy.- Przestań, proszę - odzywa się błagalnym tonem szatyn - Nie chce żebyś mnie jeszcze kiedykolwiek okłamał. Nie chce żebyś mnie kiedykolwiek dotknął. Nie chce żebyś musiał udawać. Nie chce żebyś musiał grać zakochanego i wymyślać lub wmawiać sobie jakiekolwiek najmniejsze uczucia do mnie. Ja już nie chce, Louis - tłumaczy powoli by tylko nie doprowadzić się do łez, w rezultacie doprowadza do nich tylko swojego męża - Nie chce ciebie. Nie chce nas. Nie chce tej całej chorej gry.
- C-co? - szepcze roztrzęsionym głosem już niemal kompletnie bezsilnie.
- To koniec - odpowiada krótko - Nie chce cię widzieć, czuć, słyszeć, smakować, już nigdy więcej - kończy - Żegnaj, kochanie, mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy
Po tych słowach zostawia bruneta jak i wszystkie zebrane wokół osoby w kompletnym osłupieniu. Po prostu wychodzi niewzruszony z klubu, nie odwracając się za siebie i nie zwracając uwagi na wołanie Liam'a. Opuszcza najgorzej jak dotąd zapamiętane miejsce z uszkodzonym poważnie sercem.
Drobny, bezsilny chłopiec z Doncaster pada na kolana, zanosząc się głośnym płaczem i nieznaną dotąd ogromną histerią. Z każdą sekundą jest coraz gorzej. Dociera do niego to co zrobił. Jak to wyglądało. Uderza w niego każde pojedyncze słowo, najważniejszej dla siebie osoby. Alkohol wyparowuje z organizmu zostawiając nieznaną wcześniej pustkę, skazując Louis'a na trzeźwe myślenie. I kolejne lata, miesiące, tygodnie, dni, godziny, sekundy płacenia za swój błąd.Aż do chwili obecnej....
No to ten... Tak. :)