9. Ohh, Anymore.

141 16 15
                                    

Odsłonił rolety, przyjmując na twarz gorące, poranne promienie słońca. Nawet tak znikomy kontakt ze światłem ranił jego wzrok. Wiedział jednak, że jeśli on nie wpuścić światła  do pokoju, prędzej czy później zrobi to pokojówka. Wtedy mogłoby być gorzej. O wiele.
Zakłada szybko na siebie bluzę, z logo starej szkoły. Liceum, do którego chodził. I w duchu uśmiecha się, że ma ją wszędzie ze sobą. Jest na tyle ciepła, że nawet w najgorszą pogodę może go ogrzać. Tak jak dzisiaj, gdy po deszczu wyszło słońce i pokazał się chłodny wiatr. To go jednak nie powstrzyma przed wyjściem na miasto i skorzystaniem z apteki znajdującej się za rogiem. Czemu by miało? Żywioły nie są na tyle mocne by zniszczyć jego starannie ułożony plan na ten dzień. Nic takie nie jest. Nie tego dnia.
Wzdycha cicho, patrząc na swoje odbicie w lustrze, po raz kolejny zauważając ten opłakany stan. Chyba nawet prysznic tego ranka nie pomógł, bo nie ważne jak bardzo by się starał. I tak będzie wyglądał jak chodzący trup. On już po prostu taki jest i nic nie da się zrobić. Dlatego nawet nie próbuje. Roztrzepuje jedynie dłonią włosy i zarzuca kaptur na głowę, wychodząc z apartamentu. Jak zawsze nie zamyka drzwi. Nie robi tego, ponieważ nie ma nic wartościowego. Trochę pieniędzy. Tylko czym jest gotówka w jego obecnej sytuacji? Właśnie. Kompletnie niczym.
Przechodzi więc przez korytarz i po chwili znajduje w windzie. Cicho grająca muzyka nie przeszkadza już tak jak kiedyś, na początku. Dawniej to najcichszy dźwięk był udręką, hałasem. Teraz jest po prostu niczym. Kolejnym pustym zjawiskiem, które nie rusza, a tym bardziej nie wywołuje żadnych zbędnych uczuć u Louis'a.
Chłopak szybszym krokiem wychodzi z windy, omijając recepcję. Niemal niezauważalnie. Nie kłopocąc się by oddać klucz czy zamienić z kobietą za kontuarem nawet słowo. Chce jak najszybciej zdobyć to czego potrzebuje. Nie może marnować czasu, kiedy wszystko jest tak zaplanowane. Bo czas ucieka. A nie tak łatwo się go zyskuje.
Przechodzi na drugą stronę ulicy, podczas drogi rozglądając się dookoła. Niedaleko widać London Eye. Trochę dalej jeden z bardziej znanych klubów w centrum miasta. Sklep muzyczny. Długa wąska uliczka, prowadząca do parku. A wszystko przypomina tylko o jednej ważnej osobie. Louis stara się blokować wszystkie wspomnienia pojawiające się w myślach. Ignorować obrazy, które podsuwa wyobraźnia. Zapomnieć o wszystkim dobrym co mogłoby go powstrzymać. On musi wreszcie dać spokój. Przestać nękać Harry'ego. Dać mu żyć. Jednak ciągle dzwoniąc, myśląc.. żyjąc, oddychając, to będzie niemożliwe. A wie, że Styles właśnie tego chciał. Tamtego wieczoru, kiedy wykrzyczał mu całą prawdę w twarz. Te tak bardzo raniące słowa. Lou właśnie je zrozumiał i dopóki mózg chciał spełnić jedno z marzeń ukochanego. Zniknąć. Uczynić jego życie lepszym. Takim, jakie powinno być zawsze, ale nie mogło właśnie z winy jego obecności. Felerny błąd przywiał go na świat i potem także to życia Harry'ego - jak myślał. Bo czy mylił się? Przecież wszystko co stało się między dwójką było złe. Wmawiał sobie to, a resztki szczęścia ulatywały z każdą sekundą. Oddechem. Myślą. Ruchem. Bo Louis nie chciał pamiętać, że znaczył dla kogoś coś ważnego. I powoli już zaczynał zapominać - kompletnie zaślepiony, okropnym, jednak słusznym poczuciem winy. 

W końcu popycha dosyć ciężkie na wpół szklane drzwi, których plaśnięcie spowodowane zabezpieczeniem, oznajmia o pojawieniu się nowego klienta. Pomieszczenie jest w kolorach bieli i błękitu, a ze wszystkich stron, stojącą na jego środku osobę, otaczają ogromne przepełnione białymi opakowaniami półki. Mały biedny chłopiec z Doncaster czuje się tu bardzo źle. Zakłopotany. Zagubiony. Zmieszany. Zaczęło mu się kręcić w głowie, kiedy przechodził labirynt regałów z różnymi rodzajami leków lub innych specyfików pomagających w zdrowiu. Lub... W jego przypadku, pomagających to zdrowie zrujnować. W końcu szczęśliwym trafem dociera  do czegoś na kształt recepcji, jak ta w hotelu, tylko o wiele większej i także otoczonej małymi opakowaniami, z wypisanymi na nich podejrzanymi nazwami. Żadne jednak nie pasuje do opisu podanego przez lekarza. Więc ruchem dłoni, uderza w mały srebrny dzwoneczek stojący na ladzie. Odczekuje pięć minut i jego oczom ukazuje się młoda, wysoka blondynka z prostymi włosami i spoczywającymi na nosie, niemal idealnie dobranymi okularami. Widać, że nadaje się do tej pracy idealnie. 

Hello? » LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz