II

40 3 0
                                    

Budzę się cała odrętwiała. Nie pamiętam niczego co wydarzyło się w nocy. Łapię się za bolącą głowę i głośno krzyczę. Nic nie wiem. Tylko to, że na pewno nie poszłam spać wcześnie. Nie na tyle, aby nie pamiętać zachodu słońca. Łzy palą mnie w poliki spływając coraz niżej aż plamią mi bluzkę. Nie jestem w stanie unieść ręki i je wytrzeć. Spoglądam na dłuta niedbale pozostawione na stole. Podchodzę i jednym, zamaszystym ruchem ręki zrzucam je na podłogę. Zaraz potem miażdżę je stołem. Nie mogę na nie patrzeć. Cała zapłakana klękam przy moim dziele i zaczynam płakać jeszcze głośniej. Już tego nie kontroluję. Dawno straciłam nad tym panowanie.

Wciągam na siebie zakurzone, wytarte sztruksy i podartą koszulę. Nie mam butów.
Wychodzę jak najszybciej. Spuszczam głowę i nie patrzę na przechodniów, wiem że doprowadziliby do kolejnego wybuchu. Nie mam na to ochoty, jeszcze się nie uspokoiłam po dawnych wydarzeniach. Biegnę tak kolejne dwa kilometry do najbliższej kawiarni. Tam za ladą z przyklejonym uśmiechem do twarzy wita mnie ekspedientka. Pracuje tu tylko jedna kobieta. Ja przychodzę tu codziennie. Mimo to nie pamiętam jak ma na imię. Spoglądam na naszywkę na jej uniformie. Johanne Knight.
-Poproszę kawę i tost z masłem.
Siadam do stolika. Nienawidzę kawy. Smakuje jak żółć. Do tego Johanne zawsze spala tosta i nakłada margarynę, nie masło i chociaż mam na nią alergię, biegam dzień w dzień dwa kilometry, ponieważ płacę za to nie całego funta. Jem co drugi dzień tylko to, aby się utrzymać. Zostało mi mało pieniędzy.

Tak dawno nic nie wyrzeźbiłam.

Johanne przynosi mi zamówienie. Do kawiarni wchodzi mężczyzna. Zawsze tu przychodzi. Zamawia piwo i nigdy go nie pije. Nawet łyka.

Ma rude włosy i z twarzy, ani postury nie jest w żaden sposób ładny, ni przystojny. Jedyne co można pochwalić, to jego wzrost. Ma dobrze ponad 1,9 m. Siedzi pochylony nad szklaną pełną alkoholu niemalże w czystej postaci. Sprzedają tu tylko taki.
Ubrany jest w zwykłe, brązowe spodnie i czerwono-żołtą bluzkę.

Rudzielec podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy. Zawsze się uskarżałam (i nadal to robię), że ludzie zarzadko patrzą na siebie, ale teraz chcę tylko odwrócić głowę. Nie robię tego. Przecież to jest moim celem, aby człowiek spojrzał na bliźniego. Tak?

Ma niebieskie oczy. Są najnormalniejszymi oczami w jakie w życiu patrzyłam, a ja zawsze patrzę prosto w oczy. Kiedyś przez to udziabał mnie pies...

Nagle na jednej tęczówce zauważam jakby cień błysku. Bardzo nie wyraźny. Spuszcza wzrok i znów wlepia ślipia w szklankę.

Biorę parę gryzów chleba i łyk kawy krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.

Przyglądam się rudemu drągalowi jeszcze intensywniej. Nie podoba mu się to. Czuje się nieswojo. O, ludzie, jak mnie to bawi! Naprawdę nie wiem w jaki sposób wytrzymuję nie prychając. Synalek Wesleyów* chyba uciekł z Hogwartu i jeszcze nie przystosował się do mugolskiego świata. Ale typ. Czym dłużej go obserwuję zauważam więcej szczegółów. Jego mowa ciała wybitnie zdradza niebotyczną liczbę kompleksów jaką dźwiga na tych wątłych barkach. Jego oczy znów wędrują w górę i spotykają się z moimi. Są tak smutne! Nie do wiary, że dopiero to zauważyłam! Są głębokie, jak najniższy punkt na Ziemi zalany morzem smutku. Nagle w jego oczach pojawia się coś jeszcze - wściekłość. Już się nie boi, ani nie smuci i coś mi mówi, że wyładuje się na najbliższej, irytującej go osobie. Wstaje, podchodzi do mojego stolika i z impetem odsuwa krzesło naprzeciwko.
- Dlaczego się na mnie gapisz?
- Dlaczego cię to denerwuje?
- Dlaczego odpowiadasz pytaniem, na pytanie?
- Dlaczego nie odpowiesz?
- Dlaczego nie masz butów?
- Mam buty - kłamię.
Rudzielec spogląda na moje bose stopy.
- Nie, nie masz.
- Naprawdę? No coś takiego! Jesteś pierwszą osobą, która to zauważyła, więc to ty je ukradłeś.
- Co...?
- Spokojnie - przerywam mu - nic nikomu nie powiem, jak odkupisz swoje winy. Osiemdziesiąt funtów wystarczy na nowe obuwie. Daj i zapomnimy o sprawie.
- Co...?
Chłopak otworzył portfel. Co za idiota, ale łatwo poszło. Nie do wiary, że tak łatwo zgubił wątek. Trafił się mało inteligenty, smutny, drągal, o zwykłych, niebieskich oczach. To jest za proste.

Wyrywam mu piterałek i uciekam. Wybiega za mną.
- Hej!
Nie odwracam się tylko biegnę ile siły w nogach.
Słyszę za sobą jego głos. Jest blisko. Pieprzone długie nogi! Dlaczego nie wzięłam pod uwagę, że z takimi girami mnie dopadnie.
Już prawie mnie ma. Wtem ustaje w połowie drogi. Nie wiem dlaczego. W ogóle nie ma zadyszki. Oglądam się przez ramię. Po prostu stoi. Wygląda jakby wcale nie przebiegł przed chwilą kilometra. Stoi i patrzy na mnie swoimi smutnymi, niebieskimi oczami.

Nagle czuję ogromny ból w stopach. Patrzę pod nogi. Pokruszona butelka.
- Fak!- krzyczę.- Fak, fak, fak! Fak!
Pomimo to biegnę dalej. Ku mojemu zdziwieniu drągal wznawia pościg. Nie ma bata, pokaleczona daleko nie ucieknę. Mimo to biegnę dalej. Wesley coś krzyczy, ale ból w niemalże całej już teraz dolnej partii ciała zaburza moją percepcję. Nie słyszę jego, nie widzę ludzi, nie czuję nóg. Biegnę, biegnę. Biegnę. Ile już tak biegnę? Nie, teraz już się unoszę. Już nie biegnę, ja lecę. Tracę kontakt ze światem. Ciemność. Ale ja nadal w nią biegnę.

* Wesley'owie- fikcyjna rodzina z serii książek o Harrym Potterze autorstwa J.K. Rowling. Ich cechą rozpoznawczą były rude włosy.

Hogwart- fikcyjna szkoła dla czarodziejów z serii powieści J.K. Rowling o Harrym Potterze.

mugol- nie-czarodziej z serii powieści J.K. Rowling o Harrym Potterze.



Too Cold OutsideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz