III

32 3 0
                                    

Jest taka piosenka... refren idzie jakoś... tak..."Chrześcijanin śpiewa w drodze do nieba" Ja nie śpiewam, czy to znaczy, że idę do piekła? Inna sprawa, że dalsza część tej piosenki brzmi: "Chrześcijanin śpiewa co dnia". Ja nie śpiewam. W ogóle, nigdy nic nie śpiewam. Chyba... Ale czy można mnie nazwać chrześcijanką? Moja wiara składa się z pytań, na które po śmierci z pewnością zażądam odpowiedzi (cytat: Nicholas Sparks Pamiętnik)

Siadam i patrzę prosto przed siebie. Przecieram oczy. Zaraz się porzygam. To wcale nie jest przyjemne...

Wstaję albo unoszę się. Jedno z dwóch. Tak mały wybór!

Słyszę moją ukochaną Wiosnę  Vivaldiego. Coś wspaniałego. Dźwięki skrzypiec kołyszą mną i nakazują ruchy to w jedną, to w drugą stronę. Wiruję wraz z nimi. Całą mnie wypełniają. Początek zawsze kojarzył mi się z barokowym przepychem, panującym na dworach królów angielskich.

"Tak jest Lady Jakaś Tam..." ; "Ależ madam!" ; "Szanowna pani, cóż za cudowna suknia!" ; "Hrabino, nie przystoi pijaństwo w tak ponurych okolicznościach."

Nigdy nie widziałam takiego dworu.

Później Wiosna przechodzi w Zimę. Na przód określiłabym to jako frustrujące nieporozumienie, ale zaważywszy, że jest to moja ulubiona pora roku, nic nie stało mi na przeszkodzie, aby puścić w niepamięć pominięcie dwóch pozostałych utworów.

Zamykam oczy. Znów się kładę. Czuję się swobodnie mając za jedyny obowiązek słuchanie tak przejmującej muzyki. Wprawiam moje ciało w delikatne podrygiwania przy moich ulubionych, dynamicznych momentach.

Popadam w zamyślenie. Po krótkich oględzinach z moim mózgiem, dochodzimy do wniosku, że należy nieco uspokoić bicie serca, gdyż istnieje ciągle rosnące ryzyko, iż wyskoczy mi z piersi.

Następnym utworem jest niezwykle poruszające Lato. Początek zawsze mnie trochę nudzi, za to koniec wynagradza wszystko. Moment kulminacyjny Lata, jest moim ulubionym momentem w koncercie. Mogę tego słuchać dniami i nocami.

Tonę w dźwiękach.

Po wysłuchaniu całości melodia cofa się znów do początku najlepszego elementu. Niesamowite!

Jeszcze raz, i jeszcze raz, i raz, i znowu, i dwa, i trzy, i cztery, i znowu, i w koło...

Teraz kolej na zajmującą Jesień. Grajże skrzypku! Daj tańcować smyczkowi za pan brat ze strunami! Szanuj instrument, szczęściarzu, posiadaczu talentu-diamentu!

Utwór powoli dobiega końca. Nie chcę, aby tak było. Koncert winien trwać! I jeszcze! Wiosna, Lato, Jesień, Zima! Tak bardzo brakuje mi tych słodkich dźwięków. To nie tak miało być! Graj!

Chcę wstać. Nie mogę. Chcę otworzyć oczy. Nie mogę.

Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę. A może teraz? Nie, nadal kicha...  żałosne próby.

Nagle czuję przeszywający ból w łopatkach, rozchodzący się na całą powierzchnie pleców. Krzyczę, ale nic nie słyszę. Wierzgam, płaczę, wołam, skaczę, lecę, beczę, lecę, a potem już tylko spadam. I nic nie rejestruję. Już nic. Nic nie słyszę.

***   ***   ***                                                         ***   ***   ***                                                      ***   ***   ***

Krzyczę. Krzyczę na całe gardło. Teraz już słyszę. Wszystko dookoła. Słyszę swój własny krzyk. To takie męczące. Nadal mnie boli. Opanowuję się na moment. Otwieram oczy. Obraz jest zamazany.

Wytężam wszystkie siły, aby wreszcie ujrzeć jaskinię. Jaskinię. Nie mój przytulny, podziemny kącik. Jaskinię mieszkalną. Kilka poduszek porozrzucanych tu i ówdzie, a na środku jedzenie i parę świeczek porozstawianych, aby jak najlepiej oświetlić klaustrofobiczną przestrzeń.

Spoglądam po sobie. Podarta bluzka. Wytarte portki. Zaglądam do szklanki pozostawionej obok posiłku. Te same poczochrane włosy. A na stopach śliczne, niebieskie, krótkie, podwijane trzewiki. Cudowne. Dotykam lewej sztuki. Takie delikatne, a przy tym ocieplane! Doskonałe na każdą pogodę.

Próbuję wstać. Natychmiast przerywa mi ogromny ból w stopach.  Przez głowę zaczynają przemykać mi obrazy z przeszłych zdarzeń.

Podnoszę się i ignorując piekło powstające pod wpływam najmniejszego stąpnięcia, wybiegam na zewnątrz. Pędzę za najbliższy krzak i wymiotuję. Wpadam w konwulsje. Wycieram twarz rękawem. Próbuję wstać. Zaczepiam kątem bluzki o wystającą gałąź. Koszulka rozrywa się w pół. Wspaniale.

Głośno przeklinam i zajmuję się materiałem, nie zauważając nic przed sobą. Upadam, potykając się o wystający korzeń. Jeszcze raz wstaję, tym razem cała umorusana błotem. Wypluwam resztki ziemi i otrzepuję się. Wracam do jaskini. Siadam i próbuję wszystko sobie poukładać.

Biorę trzy płytkie oddechy. Potem jeden głębszy. Rozglądam się po wnętrzu jeszcze jeden raz. Dopiero teraz zauważam schody, prowadzące na górę. W głowie huczy mi tylko jedno pytanie: w czyjej posiadłości się znalazłam? Miło, że pomyślał o posiłku. Zgarniam kanapkę z tuńczykiem i ruszam swoje cztery litery. W połowie drogi ustaję. Dopadają mnie wątpliwości. Może ja wcale nie chcę widzieć tego, co znajduje się na górze? Wyobrażam sobie same najczarniejsze scenariusze.

Wypadam na zewnątrz. Tam niemalże przewracam rudego drągala. No jasne, że to on! Zataczam się pod wpływem uderzenia. Kanapka wypada mi z ręki. Szykuję się na bliskie (ponowne) spotkanie z glebą, ale coś jakby mnie zatrzymuje. Długonoga wiewióra odstawia mnie stabilnie na dwie nogi. Patrzę w jego plastikowe, zwykłe, niebieskie oczka, zerkające na mnie niepewnie.

Zrywam się do biegu, ale on łapie mnie za nadgarstek, aż za mocno, ale nie zdradzam cierpienia, więc i jego uścisk pozostaje niezmienny. Cofa mi się wszystko jeszcze raz do przełyku i już dłużej nie wytrzymuję. Jeszcze raz szarpię rękę, ale on nie ustaje. Wymiotuję tuż koło jego butów.

Oczy robią mu się okrągłe jak pieniążki ze zdziwienia. Jest zupełnie zdezorientowany. Jeszcze raz szarpię rękę. Nic z tego. Trzyma mnie jeszcze mocniej.

-Fuu... - komentuje.

Wybucham głośnym śmiechem, a on tylko przygląda mi się badawczo, nic nie rozumiejąc, skacząc wzrokiem ode mnie do wymiocin i z powrotem.

----------------------------------------------------------->

Wow! Jak dużo się wydarzyło! Jak myślicie, o co chodziło z tajemniczym snem? Jak dalej potoczą się wydarzenia dotyczące rudzielca? Sama nie mogę się doczekać! Każdy rozdział to kolejna zagadka. ;)

Liczę, że się podobało!

Pozdrowienia! ;*

PS

Pozostaw po sobie gwiazdkę/ komentarz. To naprawdę motywuje. :)



Too Cold OutsideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz