Flash zawsze wygrywa, no prawie zawsze...

1.1K 66 6
                                    

Po tym jak zaprezentowałam swoje moce, ekipa Flasha zdecydowała, że mogę razem z nimi łapać innych meta-ludzi, którzy w odróżnieniu ode mnie, Barry'ego czy Cisco nie czynią że swoimi mocami nic dobrego, a wręcz przeciwnie. Od kilku dni Barry ściga Sea Doga (w tłumaczeniu na język polski to Wilk Morski) i nie może go pokonać. Teraz, kiedy nie ma już problemów ze mną i moimi mocami, musimy w pełni skupić się na naszym meta-człowieku. Od rana licytujemu się pomysłami, w jaki sposób możnaby pokonać osobę, która potrafi kontrolować wodę i sama się w nią zamienić. Caitlin powiedziała mi, że na początku, kiedy jeszcze nie wiedzieli o tym drugim, Barry walczył z Sea Dogiem w najsuchszym miejscu w Central City, gdzie nie ma dostępu do wody. Skończyło się to jednak porażką Flasha i mało brakowało, żeby meta-człowiek go nie utopił.

Naszą burzę mózgów przerwała wizyta jakiegoś mężczyzny i kobiety. Oboje są ciemnoskórzy. On jest wysoki, ma na głowie czarną czapkę, ubrany jest zwyczajnie, jednak pod marynarką zauważyłam broń. Kobieta - a właściwie dziewczyna, wygląda jakby była w podobnym wieku, co ja. Ma dość długie, ciemne włosy i wielkie brązowe oczy. Ubrana jest w elegancką sukienkę i buty na obcasach. Wydaje mi się, że może być córką mężczyzny stojącego koło niej.
- O wiedzę, że macie kolejnego gościa - powiedział mężczyzna patrząc na mnie.
- Tak, Joe - zaczął Barry. - To jest Alexa. Zoom przysłał ją do nas z Ziemi 2, żeby mnie zabiła, ale okazało się, że w swoim świecie przyjazniła się z Jay'em i nie chce mnie zabijać, więc pracuje teraz z nami. Alexo, to jest Joe i Iris. Joe pracuje jako detektyw w policji, a Iris jest dziennikarką i córka Joe'a.
- Miło mi was poznać - powiedziałam uśmiechając się.
- Nam również - Iris odwdzięczyła mój uśmiech.
- Ale nie przyszliśmy tutaj, żeby sobie pogadać - przerwał nam Joe. - Sea Dog tym razem zabił. Utopił swojego "odpowiednika" z naszej Ziemii, Roberta Blackgone'a. Barry musisz go powstrzymać.

Po tym jak to powiedział w laboratorium zapadła cisza. Nikt już nie podawał swoich pomysłów, Cisco nie wymyślał nowych maszyn, które mógłby zbudować. Nagle odezwał się Jay:
- Ale my głupi jesteśmy! Przecież możemy go porazić prądem i pokonać go w dokładnie ten sam sposób, co tego człowieka, który zamieniał się w piasek!
- Faktycznie! - krzyknął Barry. - Cisco, możesz zlokalizować Sea Doga?
- Już się robi - odpowiedział siadając przy komputerze. - Sprawdzę, gdzie jest najwięcej zawartości wody lub pary wodnej w powietrzu. Skoro w przyrodzie jest naturalny obieg wody to musi to wszystko z niego jakoś wyparować... Swoją drogą, musi się chyba bardzo pocić, skoro cały jest z wody i tak to z niego paru... Mam go! Jest w parku przy centrum miasta.

Barry wybiegł z laboratorium jeszcze przed tym jak Cisco zdołał powiedzieć "um miasta". Caitlin włączyła podgląd z kamer na ekranach komputerów, żeby wszyscy mogli oglądać poczynania Flasha. Kiedy dotarł do parku stanął, żeby poszukać Sea Doga, ale nigdzie go nie było. Nagle Barry'ego zalała potężna fala wody i mimowolnie krzyknęłam, widząc to.
- Spokojnie - powiedział Cisco. - To normalne, że na początku obrywa.

Jakoś nie uspokoiły mnie te słowa. Teraz na ekranie widziałam, że nastąpił impas w walce i Barry rozmawia że swoim przeciwnikiem. Niestety wideo z kamer ulicznych nie ma dźwięku, więc nie słyszałam o czym rozmawiają. W końcu Flash zaczął atakować, jednak nadal nie miał przewagi - każdy cios sprawiał jedynie, że uderzone miejsca zamieniały się w wodę. W końcu Barry zdecydował się na finalny krok i pobiegł kilka ulic dalej od parku.
- Będzie piorun! - krzyknął Cisco sięgając po paczkę chipsów.
Miał rację - na ekranie widziałam, jak Barry bierze rozbieg i pędzi z zawrotną szybkością w kierunku meta-człowieka. W końcu rzucił blyskawicą w przeciwnika. Ten chyba jednak zobaczył lub przewidział, co zamierza zrobić Barry i miotnął w niego wodą z pobliskiej sadzawki. Woda zalała Barry'ego, a piorun, który rzucił nie doleciał jeszcze do Sea Doga. W rezultacie Barry poraził prądem sam siebie. Znowu krzyknęłam, ale tym razem Iris też to zrobiła. Spojrzałyśmy na siebie przerażone. Barry upadł na ziemię. Obraz był niewyraźny, ale jestem pewna, że przeszywały go potężne wstrząsy. Caitlin podbiegła do komputera i zaczęła sprawdzać jego funkcje życiowe. Mówiła coś do Cisco jakimś żargonem medycznym - jedyne co z tego zrozumiałam, to że z Barrym jest źle. Nagle na ekranie pojawiła się jeszcze jedna postać, której twarzy nie widziałam, jednak kiedy ujrzał ją Sea Dog uciekł. Tajemnicza postać wzięła leżącego na ziemi Barry'ego i zniknęła z kadru. Według kamer ulicznych kierowała się ku Star Labs. Jednyne co nam pozostało, to czekać.

W końcu postać i Barry dotarli do budynku. Zakapturzony, ubrany na czarno mężczyzna położył chłopaka na stole. Od razu zaopiekowała się nim Caitlin. Joe wyjął swoją broń i wymierzył w głowę przybysza. Ten spokojnie sięgnął po kaptur i wolno zsunął go z głowy. Powoli odwrócił się ku nam. W końcu ujrzęlismy twarz doktora Wellsa. Spojrzałam szybko na Jay'a i zobaczyłam w jego oczach niepokój - w naszym świecie nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi z tym człowiekiem. Po tym jak Joe odbezpieczył broń oraz po tym jak patrzyli na przybysza Cisco, Caitlin i Iris wywnioskowałam, że oni także nie pałają do niego miłością.
- Przecież ty jesteś martwy - powiedział bezbarwnym głosem Cisco.
- Jak widać nie jestem - odpowiedział Wells.
- Nad tym może zastanowimy się później - zaczął Joe, który ciągle celował w głowę doktora. - Teraz pójdziesz ze mną grzecznie do celi, a kiedy Barry wyzdrowieje, zdecydujemy co z tobą zrobić.
Wells bezsłownie się na to zgodził i poszedł razem z detektywem do swojej celi.

Wieczorem było trochę spokojniej. Barry nadal był nieprzytomny, ale Caitlin powiedziała, że się leczy i niedługo się wybudzi. Iris powiedziała, że idzie do domu i zapytała mnie, czy chcę wrócić z nią.
- Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się - Ale na razie to Star Labs jest moim domem.
- Naprawdę? - zdziwiła się. - Wiesz, jeśli chcesz możesz zamieszkać u mnie. Przedtem mieszkałam ze swoim narzeczonym, ale teraz kiedy go nie ma, przydałby mi się jakiś lokator.
Spojrzałam na Jay'a, bo nie chciałam zostawiać go samego w Star Labs.
- Wiesz - zaczął pocierając sobie kark ręką - Właściwie to wynajmuję małą kawalerkę, a mieszkałem tu z tobą przez ten czas, żeby nie było tobie smutno...
- Widzisz! Cudownie się składa - powiedziała Iris. - Możemy zostać lokatorkami.
- No okay - uśmiechnęłam się. Wydaje się być fajna, a trzeba przyznać, że laboratorium nie jest znakomitym mieszkaniem.

Wydaje mi się, że chyba znalazłam pierwszą osobę tutaj, z która mogłabym się naprawdę zaprzyjaźnić.

Impossible is just another Tuesday for usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz