V

632 48 3
                                    

Tydzień minął pod znakiem niepokoju i planowania. Alec wraz z Magnusem sami próbowali wymyślić jakiś sposób na odbicie Bluberrego, jednak i to im nie wychodziło. Co jakiś czas odwiedzała ich Isabell, sama, by doglądać jak idą prace. Chyba jako jedyna z rodziny Lightwood'ów potraktowała sprawę poważnie.

-Nie mamy pojęcia gdzie Camille się zaszyła z Max'em.- Powiedział spokojnie Magnus.- Nie możemy niczego przewidzieć.

-Tam musi być ciemno.- Wtrąciła Isabell.

-W Nowym Jorku jest wiele ciemnych miejsc. Przeszukiwanie każdego z nich zajęłoby nam wieki. Magnus zrobił krótką pauzę. -Ale mam chyba jakiś trop-. Rodzeństwo w tej samej chwili uniosło brwi.- Krótko po tym, jak Max zaginął, wymknąłem się w nocy i postanowiłem pójść "na spacer" śladami Camille. Dotarłem w pewno... Zdecydowanie ciemne miejsce.

-Gdzie?- Od razu zaciekawił sie Alec.

-Cóż, możemy tam pójść.- Zaproponował Bane.

-Czy to jest bezpiecznie?- Zapytała dziewczyna.

-Na litość boską, jesteście Nocnymi Łowcami!

-Nie krzycz na moją siostrę- poprosił zdecydowanie Alec, przez co Magnusowi zrobiło się głupio.

- No dobrze, to inaczej: gdybym nie uznał tego za w miarę bezpieczne, nawet bym wam tego nie zaproponował- uściślił czarownik.

-Może zadzwonię po wsparcie? Jace i Simon na pewno zjawią się tu szybko...

-Nie. Musimy to załatwić sami, a poza tym oni uważają, że mieliśmy omamy.

Wreszcie Izzy się zgodziła. Wiedziała, że ze zdecydowaniem Magnusa nie można walczyć. Gdy on na coś się uparł, to był koniec.

Po chwili wyszli na dwór i podążyli wspólnie po ścieżce, którą 9 lat temu uciekała Camille. Mimo tych wszystkich wiosen, które minęły, czarownik nie zapomniał ani centymetra drogi. Znał ją aż nazbyt dobrze: przez pierwsze dwa lata śniła mu się co noc.

Dotarli do opuszczonego budynku fabryki (jeśli Magnus'a pamięć nie myliła, zamknęli ją w 1968 roku).

-To tu?- Spytała Izzy, i gdy Bane kiwnął głową, popchnęła drzwi. Te jednak ani drgnęły.

-Oj, głupiutka Isabelle- zaśmiał się czarownik.- na to trzeba mieć swój sposób. Nie chcą tu Nocnych Łowców i sami byście tu nie weszli.

Machnął ręka i drzwi odskoczyły z zawiasów ze skrzypnięciem.

Słońce parę sekund później schowało się za horyzontem. Świat był oświetlony jedynie nikłymi już, ostatnimi promieniami.

Weszli do środka, w którym było ciemniej niż w najgłębszym miejscu, w szafie Magnusa.

Z palców czarownika wybuchły płomienie, nadając pomieszczeniu niebieskiego odcienia.

To co tam ujrzeli biło na głowę ich wszystkie przypuszczenia snute przez ubiegły tydzień.

Pierwszym, co rzuciło im się w oczy, była "scena", na której tańczyło kilka kobiet... Delikatnie mówiąc, skromnie ubranych.

Wszystkie meble, które składały się głównie z mahoniowych stołków oraz aksamitnych sof miały odcień czerwieni, co przywodziło na myśl od razu...

-Wampiry.- Powiedział Alec.

Muzyka, której uszy Magnusa dotychczas nie zarejestrowały momentalnie ucichła, a osoby znajdujące się w budynku skierowały swe ślepia, jedno po drugim, w stronę nowych przybyszy.

My Evil Blueberry (malec ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz