IV

837 50 8
                                    

Co jakiś czas błyskawice przecinały nocne niebo Nowego Jorku. Od kilku dni nie chciało przestać padać, co niezwykle irytowało Alec'a. Nie mógł spać przez ciągłe grzmoty dobiegające z dworu, jednak Magnus zdawał się ich nie słyszeć i spał jak zabity.

Nagle na szafce nocnej obok niego rozbrzmiał telefon. Chłopak sięgnął po niego, tak by nie obudzić przy tym czarownika.

-Halo?

-Alec? Gdzie jest Magnus?- Głos należał do Catariny, niebieskiej przyjaciółki czarownika.

-Leży koło mnie, coś się stało?

-Chyba... Chyba znalazłam coś, a raczej kogoś. Proszę, bądźcie jak najszybciej, jestem na 126. Ulicy.

I się rozłączyła. Alec wiedział, iż Catarina nie dzwoniła w środku nocy, jeśli sprawa nie była niezwykle pilna. Zazwyczaj szanowała prywatność Magnusa.

-Magnus... Kochanie... - dotknął ramienia czarownika.- Catarina dzwoniła.

Magnus natychmiast się ocknął.

-Co się dzieje?- zapytał całkowicie przytomnie.

-Sam nie do końca wiem, ale to chyba pilne...

Nie trzeba było więcej nic mówić. Czarownik w ułamku sekundy zerwał się z łóżka. Po chwili byli gotowi do wyjścia.

Biegli średniej szybkości truchtem. Gdyby wiedzieli, co ujrzą, z pewnością przybyliby na miejsce o wiele szybciej.

Catarina ukrywała się za słupem pod napięciem. Niezbyt mądry wybór, biorąc pod uwagę pogodę, skomentował w myślach Alec.

-Co się stało?- Zapytał łagodnie Magnus podchodząc do przyjaciółki.

-Ty mi powiedz.- Wskazała swoim chudym palcem na opuszczony od kilku miesięcy bar.

W tym momencie przez szybę wyleciał jakiś mężczyzna, czarownik, z piętnem w postaci szponów. Uderzył o maskę samochodu, zaparkowanego w połowie na chodniku, powodując w nim sporych rozmiarów wgniecenie. Zakasłał i odwrócił się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Kiedy ujrzał czarowników oraz Nocnego Łowcę, przeraził się jeszcze bardziej i pobiegł w drugą stronę.

-Hej!- zawołał za nim Magnus, tamten jednak nie odwrócił się, tylko jeszcze przyspieszył kroku, jakby chcieli go skrzywdzić.

Wtedy zza roztrzaskanej szyby baru wyłonił się smukły cień z żarzącym się w mroku mieczem.

Alec dobył serafickiego noża, gotów do ataku, jednak gdy tajemnicza osoba weszła w krąg światła rzucanego przez latarnie, omal nie krzyknął.

Postać miała niebieską skórę, rogi i czarne włosy z pasemkami koloru nieba. Magnusowi zaparło dech w piersi jednak Alec rzucił się by uściskać na oko 13 letniego chłopca. Po chwili oboje go obejmowali, jednak on pozostał nadal niewzruszony, nie upuszczając miecza. Podpierał się o niego niczym o zimną, kutą z żelaza laskę.

-Max, Max... Już dobrze, pamiętasz nas?- Alec odgarnął włosy z czoła zaginionego synka.

-Tak. Pamiętam.

Byli tak zaskoczeni, że nie zauważyli obojętności bijącej od niego.

-Gdzie byłeś przez te wszystkie lata?- Alec stracił już rachubę, jak dawno temu Blueberry zaginął.

-Chyba łatwiej byłoby zapytać, gdzie mnie nie było- stwierdził sucho Max.

-Musimy... Zabrać cię do domu- Powiedział Magnus.- pamiętasz nasz dom?

My Evil Blueberry (malec ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz