IX

438 35 0
                                    

                  

Alec siedział w poczekalni na lotnisku. Nie miał pojęcia o moskiewskich czarownikach, więc zdecydował się polecieć samolotem. Nie wiedział również nic o lataniu tymi maszynami, jednak na szczęście ludzie go kierowali do odpowiednich terminali, gdy mówił, że jest w takim miejscu pierwszy raz. Dosyć szybko znalazł samolot bezpośrednio do Nowego Jorku, miał wyruszyć jeszcze tego samego dnia.

Dla zabicia czasu postanowił przejść się po obiekcie, który nawiasem mówiąc był ogromny: masa sklepów, z wygórowanymi cenami i kilka kawiarni.

Przysiadł w końcu w jednej z licznych poczekalni, gdy już zaczynał sądzić, iż trafił przez przypadek do centrum handlowego. Patrzył na odlatujące samoloty i zastanawiał się, gdzie ci wszyscy ludzie się udają.

Trzy godziny, które pozostały do odlotu jego samolotu dłużyły mu się niemiłosiernie. Chciałby przyspieszyć czas, ale oczywiście nie miał takiej mocy. Bezczynnie  wpatrywał się w startujące i lądujące samoloty, a w jego głowie panowała wielka gonitwa myśli.

To musiała być wina Camille. Izzy nie zniknęłaby bez powodu. Nie miała tego w zwyczaju. Niemożliwe wydawały się wszystkie inne scenariusze. Nie mieli żadnych większych wrogów. Tylko Camille mogłaby chcieć ją skrzywdzić, wiedząc, że tym samym skrzywdziłaby Aleca i Magnusa. Pieprzona suka, pomyślał, wyobrażając sobie, jak wyrywa jej te blond kudły.

Z potoku własnych myśli wyrwał go głos mówiący przez radio informujacy o opóźnieniu lotu. Jego lotu.

Zirytowany Alec postanowił udać się do toalety by przemyć zmęczoną twarz. Podniósł bagaże i ruszył w tamtą stronę.

  Nachylił się nad umywalką i chwycił ją oburącz. Woda skapywała z jego twarzy niczym ciepłe łzy.

-Tak po prostu ich zostawiasz?- powiedział damski głos.

Alec odwrócił się szybko, lecz gdy nikogo za sobą nie zobaczył poczuł się zdezorientowany.

-Tu jestem- zachichotała.

Alec odwrócił powoli głowę w kierunku lustra, czyli źródła głosu.

Ujrzał przed sobą piękną, smukłą blondynkę.

Camille.

-Czego chcesz?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.

-Po prostu się zastanawiam dlaczego ich opuszczasz. Czy Magnus ci kiedyś nie wspominał co oznacza twoje imię?- Spojrzała na niego z wywyższeniem.- Obrońca.

-Wcale ich nie opuszczam.

-To co robisz tutaj, na lotnisku?

-A ty co zrobiłaś mojej siostrze?!

-Na razie nic, ale to może się zmienić.- Podeszła w odbiciu do niego.- Alexandrze, gramy po tej samej stronie. Oboje chcemy tego samego.

Dotknęła w odbiciu jego ramienia, co chłopak poczuł, lecz gdy się odwrócił nikogo tam nie było. Wrócił wzrokiem do wampirzycy.

-O czym ty mówisz?- powiedział cicho ale nadal gniewnie.

-Oboje chcemy, aby twoja siostra przeżyła Pròbę.

  Tym razem Nocny Łowca nie wytrzymał. Zamachnął się i pięścią rozbił lustro, setki kawałeczków upadły na podłogę i stopy Aleca.

Chłopak podniósł swoją torbę i wybiegł z pomieszczenia.

Krążył jak oszalały po lotnisku, nie mogąc usiedzieć w miejscu, aż usłyszał informację o swoim locie. Przeszedł odprawę i po jakimś czasie siedział już w samolocie.

My Evil Blueberry (malec ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz