Rozdział 11

154 20 2
                                    

ZPW Jeff

Minął już tydzień, a ona cały czas śpi. Wygląda tak niewinnie. Jej klatka piersiowa powoli unosi się i opada. Gdybym nie wiedział, że jest w śpiączce pomyślałbym, że ma popołudniową drzemkę. Czy kiedykolwiek się obudzi? Czy znowu będę mógł usłyszeć jej słodki głosik, który mówił o nie słodkich rzeczach? Nie chcę jej tracić. Stwierdziłem, że jest dla mnie ważna w momencie gdy ją uratowałem. Nie wiem co robić. Teraz jest kulą u nogi. Niedługo wytropią moją kryjówkę, muszę się przenieść, a z nią na plechach... Mam ochotę kogoś zabić, ale nie mogę zostawić jej dłużej samej. Chyba ucieknę bez niej... Choć nie, wtedy znowu ją mogą złapać... Znowu będzie cierpieć. Nie chcę by cierpiała. Zakończę jej boleści. Zabiję ją. Dam radę. Dla Jodie. Przerzuciłem ją przez ramię i wziąłem nad rzekę, by potem ciało wrzucić do wody. Wyciągnąłem nóż. Jej nóż. Ten, który jej podarowałem. Spojrzałem na niego ze smutkiem. Wpadłem na pomysł, ostatnia nadzieja. Może obudzę ją bólem, jeżeli to się nie uda... To skończę z tym cackaniem. Najpierw przejechałem nożem lekko. Nic się nie działo. Troszkę mocniej. Zacząłem robić to szybciej. Ostatnia rana była już naprawdę głęboka. Nagle po moim policzku spłynęła...łza?! To niemożliwe. Wreszcie, gdy znalazłem osobę, na której mi zależy los mi ją odbiera... Nie to nie los, to ja ją sobie odebrałem... To wszystko moja wina. Raniąc innych, ranię sam siebie. Zabijając rodziców, brata, niewinne dzieciaki, a teraz ją.  Lubię to robić. Ranić siebie. Może i jestem masochistą i sadystą, no i mordercą. Ale to cały ja. Raczej się nie zmienię... Już czas...Jedno pewne cięcie. Robiłem to tysiące razy... Choć teraz jest jakoś inaczej. Biorę nóż i przykładam jej do gardła. Patrzę na jej twarz, naciskam na skórę... Czy ona otwiera oczy? Mrugnęła! Budzi się. Budzi się i widzi, że chciałem ją zabić. Widzi krew na swojej ręce. Niedobrze. 

-To nie tak jak myślisz...

Wstaję jak oparzona, próbuję biedź. Ale nie wstawała od tygodnia, więc zapewne ma trudności z poruszaniem się, w dodatku pewnie wszystko ją boli, szczegółem ręka. Co chwila się przewraca. Łapię ją szybko, trzymając mocno jej ramiona.

-Myślałem, że się nie obudzisz... Chciałem, żebyś nie cierpiała... Zrozum mnie... Zrobiłabyś to samo... Ja...

-K-kim ty jesteś?-zapytała przerażona.

Mój świat runął w jednej chwili. Wiedziałem jedno. Chęć mordu wzrosła.



Zagubione Dusze /Jeff The KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz