Miniaturka#2

309 25 1
                                    

- No, Bączek. Daj trochę ognia.

Smok spojrzał na nią swoimi wielkimi, różowymi ślepiami. Minęły dwa lata, a on wcale się nie zmienił. Tak samo biały, tak samo mały. Tylko łuski miał mocniejsze i grubsze. Zmienił się natomiast jego charakter. Teraz to on bardziej troszczył się o Terrwyn, niż Terrwyn o niego.

Młody gad zionął ogniem na stos gałęzi, a te zapaliły się. Rudowłosa dziewczynka nadziała kawałek upolowanego przez Bączka królika, po czym zaczęła go piec. Każdego dnia starała się odnaleźć na mapie zwędzonej jakimś rycerzom. Jednak nic z mapy nie rozumiała, nic a nic.

Nic dziwnego, pomyślała, akurat tego tata mnie nie nauczył.

Perłowa łza spłynęła jej po policzku na myśl o rodzinie. Smok natychmiast to zauważył i od razu wtulał się w nią. Terrwyn pogłaskała go po łebku, jednocześnie uważając na to, by nie przypalić mięsa.

- To przeszłość - powiedziała stanowczo na głos, chciała dodać sobie otuchy. - Ona nie powróci.

Usłyszała trzaski, potem czyjeś głosy. Bączek jak na zawołanie odwrócił głowę w tym kierunku po czym głośno syknął. Od razu zszedł z jej kolan i popędził w tamtym kierunku. Zaciekawiona dziewczynka przygasiła ognisko i odłożyła patyk z mięsem. Również poszła w ślady małego towarzysza.

Młody gad czekał na nią przy dość starym drzewie z grubym pniem. Terrwyn zrozumiała aluzję. Starając się robić jak najmniej hałasu ukryła się za dębem. Starała się oddychać jak najciszej.

-... I właśnie z tego powodu miałbym ci ją oddać? - usłyszała tak znajomy głos... Do kogo on należał.

- A co byś jeszcze chciał? Warga na łańcuchu zdolnego do polowań? - akurat tego mężczyznę słyszała po raz pierwszy.

- Przydałby się. Porzućmy na bok te żarty. Dobrze wiesz, że jej nie sprzedam. Nawet nie wiem, gdzie ona jest.

- Za pewną cenę wszystko można kupić. Życie twojej najmłodszej i najstarszej córki wisi na włosku...

-... Nie wierzę ci. Pewnie nawet nie wiesz, gdzie one są.

- Jeżeli nie wiem to... Cholera! Sam ją znajdę!

Ciekawość Terrwyn zwyciężyła. Rudowłosa istotka wychyliła się zza drzewa. Zamarła.

Średniego wzrostu czarnowłosy mężczyzna leżał na ziemi, przygnieciony ciężarem bliżej nieznanego jej zwierzęcia. Bardziej była skupiona na czarnowłosym. Blizna na policzku, niebieskie oczy... Tak, wiedziała już, kto to jest.

Ojciec. To jej ojciec.

Zauważyła, jak blondwłosy mężczyzna przebija jej ojca mieczem. Jak gdyby nigdy nic przeszukuje go, okrada. Dziewczynka nie mogła się powstrzymać. Nim zdążyła się zorientować, z jej gardła wydobył się szloch.

Poczuła, jak ląduje na ziemi przygnieciona czymś ciężkim. Pupilek mordercy jej ojca.

Było to stworzenie o długiej, szarej sierści. Na czole tkwił ostry róg, żółte oczy wydawały się zimne i puste. Wyszczerzył na nią swoje kły, wbił mocniej długie pazury w jej ciało. Za mocno. Krzyknęła.

- Koszmar, zostaw! - usłyszała głos blondyna. Stworzenie od razu z niej zeszło. - I twierdził, że nie wie, gdzie jest jego pociecha...

Kątem oka dziewczynka zauważyła, jak ten człowiek do niej podchodzi. Bała się. Nie śmierci, na nią już od dawna była gotowa.

Bała się bólu.

Mężczyzna uklęknął i dotknął jej ramienia.

Nie chciała, żeby ją dotykał.

- Zostaw! - krzyknęła. Morderca poleciał do tyłu i z impetem uderzył w pobliską skałę - jego pupil zrobił to samo.

Zamiast siedzieć tam przez pięć minut i być w szoku, wstała i zaczęła uciekać. Poczuła, jak do oczu cisną się łzy, pozwoliła im płynąć. Nagle potknęła się i upadła. Nic z tego sobie nie zrobiła, podniosła się i biegła dalej. A w głowie jak echo powtarzała się jedna myśl.

On zabił... Zabił go... Zabił mojego ojca.

NieznanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz