Nie jestem pewna, co mnie obudziło. Albo głód, albo suchość w gardle.
Pierwsze, co - a raczej kogo - zobaczyłam, to mężczyzna.Liczne zmarszczki na twarzy, błękite oczy i białe do ramion lekko pofalowane włosy. Skądś go znałam. Ale skąd...
- O! Wstałaś już - uśmiechnął się do mnie. Nie odwzajemniłam uśmiechu. - Musisz uważać na palce, mocno poparzone. Jeżeli będziesz coś mocno ściskać, możesz odczuć ból. Jestem Gaius.
- Terrwyn - mój głos brzmiał nieco oschle. Zawsze tak brzmiał, więc się nie obwiniałam. - Gdzie jestem?
- W Camelocie.
O szlag. Super. Jak Artur mnie pozna... a może już zacznę spisywać testament? A, no tak. Nie mam komu.
- Jutro musisz iść do księcia i powiedzieć mu coś o tych handlarzach niewolnikami - ciągnął, ciągle mi się przyglądając. Musi mnie kojarzyć... - Merlin zaprowadzi cię do komnat księcia.
Merlin. Nie znam, nie kojarzę. Wiem, że muszę wiać. I to jeszcze dziś wieczorem.
- Długo te rany będą się goić?
- Parę tygodni.
Wytrwam ból. Muszę. I uda mi się to.
- Terrwyn, nie rób nic głupiego. Artur ci wybaczył. Nic nie powiedział Utherowi.
Nie tylko o to chodzi. Nie jestem już małą dziewczynką, którą Arthur i Morgana spotkali wtedy w lesie. Jestem kimś znacznie gorszym.
- W takim razie opuszczę Camelot po spotkaniu z nim - oświadczyłam.
*
Pomagałam medykowi w przygotowaniu wywarów. Nagle do komnaty wszedł brunet, nieco chudy o błękitnych oczach i śmiesznych, odstających uszach. Podejrzewałam, że to ten Merlin, który ma mnie zabrać jutro do Artura. Poczułam nieprzyjemny skręt w okolicach żołądka. Nie muszę się tym przejmować, jeszcze nie.
- Cześć - po raz drugi kolejna osoba się do mnie uśmiechnęła. Posłałam mu obojętne spojrzenie, czyli jak dla niego najmilsze. - Merlin - podał mi rękę. Nie uścisnęłam jej.
- Terrwyn.
Czasami miałam wrażenie, że moje imię brzmi tak męsko. Czemu nie mogłam nazywać się inaczej?
- Wiesz, że jutro z rana musisz iść do Artura? - zabrał rękę, a zadał mi pytanie tylko dlatego, żeby ukryć zakłopotanie. A przynajmniej tak podejrzewałam.
- Niestety. Czy Gaius mówił ci, kim jestem? - nie wiem, czemu, ale czułam do chłopaka zaufanie... A Gaius pewnie też.
- To, że zabiłaś człowieka, kiedy byłaś mała? Wiesz, nie jesteś tu bezpieczna. Masz magiczną moc...
- Już nie - przerwałam mu nieco gniewnie. - Wyrzekłam się jej.
Zapanowało milczenie. Dalej pomagałam medykowi, miażdżąc zioła coraz mocniej, nie zważając uwagi na ból. Ale staruszek musiał to zauważyć, bo poprosił, abym przestała i że jest dobrze. Spojrzałam na moją "robotę". Faktycznie, trochę przesadziłam.
- Odstąpię ci komnatę - zaoferował się chłopak. Czułam, że chciał być miły. Tylko, że ja nie jestem i nigdy nie będę.
Zgodziłam się bo wiedziałam, że będę tu tylko jedną noc.
Z niemiłym uczuciem zapadłam w niespokojny sen.
*
- Głowa do góry - chciał mnie pocieszyć Merlin. - Wszystko będzie w porządku.
CZYTASZ
Nieznana
FanficTerrwyn, czyli "waleczna", "dzielna". Nie jestem pewna, czy taka jestem. Wolałam ratować siebie, niż walczyć z grupą mężczyzn, aby ocalić dzieci. Tak nie postąpił by nikt. A teraz wrzeszczę z bólu. Gdybym z nimi walczyła, zginęłabym od razu. I jesz...