"it's over" part IV

653 53 22
                                    

Mężczyzna siedzący na przeciwko niego milczał przez chwilę. Potem wybuchnął głośnym śmiechem i machnął ręką na ludzi mierzących do Zayna z karabinów. Mulat odetchnął z ulgą, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Podobasz mi się młodzieńcze. Myślę, że znajdzie się dla ciebie jakaś robota w mojej... "firmie" - powiedział Campbell i zaśmiał się ze swoich własnych słów. Zayn nie chcąc go obrazić również się śmiał, starając się, by brzmiało to szczerze.
- Jednak jeśli mnie zdradzisz... Będąc szefem mafii wiem co nie co o twoich wyczynach.
Skinął głową na jednego ze swoich goryli, a ten wycelował w ścianę i ostrzelał ją, zostawiając setki małych dziur po kulach. Malik pokiwał głową ze zrozumieniem. Od początku wiedział, że to zadanie będzie niebezpieczne i spodziewał się tego.
- Na razie możesz odejść. Zostaw swój numer telefonu moim pracownikom przy drzwiach. Oczekuje, że zjawisz się na każde moje wezwanie.
Zayn wstał, uścisnął rękę Campbella i jak najszybciej opuścił pomieszczenie, pod eskortą dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Typowe sługusy typowego mafioza. Przy drzwiach Zayn zapisał na kartce numer swojego "służbowego" telefonu. Właściwie nie do końca był to jego służbowy telefon, bo nie pracował dla policji, ale Liam mu go dał, by Malik nie mógł niczego wykombinować. Prawdopodobnie będzie sprawdzał wszystkie połączenia.

Pod budynkiem czekał na niego czarny samochód. Bez słowa wsiadł do środka i zapiął pasy.
- I co? - zapytał Payne, siedzący za kierownicą. W rękach trzymał zamknięta książkę. Malik obrzucił go przelotnym spojrzeniem i zwrócił głowę w stronę szyby.
- Można powiedzieć, że mnie przyjęli. 
Liam zaśmiał się. Rzucił książke na tylne siedzenie i przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Co to miało znaczyć do cholery? - zapytał Zayn - Takie to zabawne?
Payne pokiwał głową, ale po chwili pokręcił nią, wzruszając ramionami.
- Siedzisz tu od dwóch godzin i jedyne co zrobiłeś to przeczytanie tej cholernej książki, więc przestań ze mnie kpić - Malik ofuknął go i skrzyżował ramiona na torsie.
- O cholera. Jesteś przerażony - powiedział Liam, dokładnie studiując mimike twarzy chłopaka, siedzącego obok.
- A ty jesteś popierdolony - odgryzł mu się, nieco wyższym tonem niż zamierzał.
Czy naprawdę wyglądał na przestraszonego? Na pewno nie, a jeśli już to ten, pożal się Boże policjant by tego z niego nie wyczytał.
- I patrz na drogę. Nie chcę zginąć u twojego boku - dodał po chwili, dla pewności, że tamten nie będzie chciał kontynuować tematu. Na nic to się nie zdało.
- Mówię tylko... - zaczął Liam i ignorując westchnięcie Malika mówił dalej.
-...że wyglądasz blado. Z czekolady orzechowej na mleczną.
- No nie. Znowu te twoje rasistowskie żarciki?! - krzyknął Zayn, zaciskając pięści - Za kogo ty się masz?!
- Za kogoś kto wpakuje ci kulkę w łeb jeśli nie przestaniesz na mnie wrzeszczeć.

Campbell nie odezwał się przez tydzień. Zayn cały czas żył pod obserwacją Payne'a, który chodził za nim krok w krok. Na szczęście nie miał ochoty na towarzyszenie mu również w łazience.
Mafia szykowała się na przyjęcie dostawy narkotyków od "chińczyków, japończyków czy innych skośnookich Azjatów" jak to stwierdził Mulat.
- Przecież ty sam jesteś Azjatą - wtrącił Liam, co spotkało się ze śmiechem ze strony kolegów Payne'a, a niezadowoleniem ze strony Zayna.
- Jestem... Brytyjczykiem... ty... CHOLERNY IGNORANCIE!!!
- Powiedział ten co "skośnookich" wrzuca do jednego worka...

Bardzo ciężko było im znaleźć wspólny język, ale trudno się dziwić. Jeden drugiego doprowadzał do szału.
- W każdym razie, panie Czekoladko... - tu Liam odchylił się przed ciosem pięścią w nos - oni zapewne już wiedzą, że pracujesz dla nas.
- Jak mogliby nie wiedzieć skoro łazisz za mną jak pies za suką.
- Chyba jak tłuste dziecko za kawałkiem czekolady.
Louis przysłuchujący się dotychczas w milczeniu tej rozmowie uderzył ręką w stół. Obaj spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Koniec tych amorów. Weźcie się do pracy - warknął Tomlinson, pocierając zmęczone oczy - Zayn, powtórz teraz wszystko czego się dowiedziałeś.
Mulat niepostrzeżenie pokazał język chłopakowi na przeciwko, po czym zwrócił się z stronę Louisa.
- Wszyscy mają się spotkać w porcie i...
- O Boże - Liam przerwał mu z westchnięciem - Co za podręcznikowe zagranie. Czy to zawsze musi być port, doki lub inne miejsce gdzie może być dużo kontenerów? Nie mogliby spotkać się z McDonaldzie lub w kinie i kulturalnie przekazać sobie narkotyków?
- Och, ależ oczywiście. W paczce świątecznej? - zapytał czarnowłosy, z ironicznym uśmiechem. Tomlinson machnął ręką zniecierpliwiony, dając mu znak, by kontynuował.
- To będzie... - Zayn sięgnął ręką do kieszeni i wyjął z niej pomiętą karteczke. Rozprostował ją, po czym przymrużył powieki, starając się odczytać własne pismo.
- 13 grudnia, godzina 23.30.
- Czyli za dwa dni.

Zayn wcisnął komórkę do kieszeni i rozejrzał się. Dochodziła 23.00, a on czekał na samochód, który miał zawieźć go na miejsce spotkania. Kilkanaście metrów dalej w swojej furgonetce przesiadywali policjanci, również czekając. Chwilę potem podjechał do niego czarny ford. Przyciemniana szyba opuściła się powoli i z wnętrza spojrzał na niego jeden z goryli Campbella.
- Wsiadaj - warknął gburowato, a Zayn w milczeniu wykonał jego polecenie. Pomyślał sobie, że jeśli przeżyje to zabije Liama za to, że ten nie dał mu broni. Przecież nie miał zamiarów obrócenia się przeciwko policji.

Spotkanie miało odbyć się w starym magazynie. "Liam na pewno stwierdziłby, że to typowe".
- Jesteś wreszcie - powiedział Campbell, siedzący na fotelu w otoczeniu swoich goryli. Zayn skinął mu głową na powitanie, a tamten machnął na niego dłonią, by do niego podszedł.
- Masz swoją broń? - zapytał, a kiedy Zayn pokręcił głową jeden z mężczyzn wepchnął mu w ręce pistolet.
- Dzięki - mruknął Malik, wsuwając go za pasek. Potem wycofał się i stanął z boku, skąd mógł obserwować wszystkich. Stał i czekał.

- Miło robi się z państwem interesy - powiedział Campbell, ściskając dłoń jednego z handlarzy narkotyków. Z tego co usłyszał Zayn zakupili jakieś 600 kilogramów heroiny. Po co było im aż tyle się nie dowiedział.
- Szefie. Patrz co znaleźliśmy - zawołał ktoś, a Zayn wyrwany z przemyśleń spojrzał w tamtą stronę. Wypuścił głośno powietrze i przymknął powieki. "Cholera".
- Kręcił się na zewnątrz. To gliniarz.
Liam z rękami w kajdankach, upadł na ziemię popchnięty przez mężczyznę, który go tam przyprowadził. Niezdarnie podniósł się z parteru.
- Jeśli jeszcze raz mnie popchniesz to przysięgam, przestrzele ci kolana, a potem obleje twarz kwasem - warknął. Tamten zamachnął się i uderzył go pięścią w policzek.
- Spokojnie - powiedział powoli Campbell - Oczywiście, że to policjant. Witamy panie Payne. Nie wiem jednak czego pan tu szuka. Zważając na okoliczności jestem zmuszony... zabić pana.
Jeden z goryli podniósł karabin i wycelował w niego.
- Stop! - krzyknął Zayn, z gracją wymijając wszystkich i stając obok Campbella. Liam obrzucił go dziwnym spojrzeniem, po czym szybko odwrócił głowę.
- Ten sukinsyn przeszkadzał mi w każdym zadaniu. Pozwól mi go zabić, a potem pozbęde się ciała - powiedział Zayn, przybierając podekscytowany ton. Szef mafii patrzył na niego podejrzliwie, ale po chwili uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Prywatne porachunki. Rozumiem. Dobrze. Załatw go.
Zayn z delikatnym uśmiechem wyjął pistolet i wycelował w Liama. Chłopak patrzył na niego niewzruszony.
- To koniec - powiedział Zayn i oddał trzy strzały.

ziam + others ll one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz