Twoje życie ma sens, bo nadaje sens innym życiom.
5.11.2014
Była dokładnie trzecia w nocy, kiedy Harry przebudził się po raz kolejny z zaschniętym gardłem. Przyniosłem mu kubeczek wody, a później głaskałem kciukiem dłoń, dopóki nie przechylił całości do dna. Jestem lekarzem i szybko zaobserwowałem, że wypadek nie tyle co zdeformował mu nos, co też przez niego narobił się problemów z oddychaniem.
"Kiedy tylko polepszy ci się stan zdrowia." zaczynam cicho, nie przestając przesuwać palcami po jego gładkiej skórze. "I badania, które zrobimy, wyjdą dobre, przeprowadzę ci zabieg nosa, okay?"
"I tak już nigdy nie będę na tyle ładny, żeby wrócić do branży..."
"Nie wierzysz w moje zdolności?" udaję oburzenie, wprowadzając luźniejszą atmosferę. Harry ściska moje palce i kręci głową.
"Oczywiście, że wierzę, ale cała regeneracja potrwa, prawda?" zaczyna mieć chrypkę, która utrudnia mu dokańczanie zrozumiale słów. Przełyka ciężko ślinę. "Mogą mnie wywalić, znaleźć kogoś lepszego na moje miejsce..."
"To się nie stanie. A jeśli miałoby cię to pocieszyć: każda marka oddałaby za ciebie grubą kasę. Ostatnio czytałem ranking na jakiejś prestiżowej stronie i nazwali cię tam 'najśliczniejszym chłopakiem świata mody' Byłem dosyć dumny."
Harry przechyla głowę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Właśnie wtedy uświadamiam sobie, że nawet z tymi bandażami owiniętymi wokół twarzy wygląda jak porcelanowa laleczka.
"Teraz już mnie tak nie nazwą." odzywa się po chwili. Brzmi na załamanego i odchyla głowę, by nie dać spłynąć łzom.
"Będziesz. Obiecuję, że po operacji wszystko wróci do normy i pod kątem zdrowotnym i fizycznym." mówię i zmieniam pozycję na niewygodnym krześle. "Poza tym." mruczę. "możesz mieć pewność, że ja cię będę tak nazywać każdego dnia.
"Co?"
"Najśliczniejszym chłopakiem świata, nie tylko mody."
Harry spogląda mi prosto w oczy i zauważam jego zmieszanie.
"Louis." to jest pytanie, ale tak nie brzmi.
"Tak."
"Dlaczego mi wybaczyłeś?" pyta cicho, spuszczając wzrok na ręce. "Dlaczego...normalnie ze mną rozmawiasz i nie oczekujesz wyjaśnień? Czemu zawsze tak robisz?"
Zawsze?
"Już wszystko wiem, może dlatego." wzruszam ramionami. "Nie rozumiem tylko z jakiego powodu trzymałeś tę informację pod kluczem."
Jego brwi spotykają się pośrodku.
"Skąd? Skąd wiesz?"
"Cara. "pada słowo na które Harry przewraca oczami. "Sam byłem zbyt głupi, żeby to ogarnąć. Nie nienawidzę cię w gwoli ścisłości, to nie była twoja wina i rozumiem dlaczego postąpiłeś tak, a inaczej. Smutno mi tylko, kiedy pomyślę, że myślisz, że na mnie nie zasługujesz, bo przez całe życie wmawiałem sobie identyczną rzecz i wiem jakie to uczucie-"
"Jak mogłeś kiedykolwiek tak pomyśleć?" przerywa mi i otwiera lekko usta, przysuwając mnie za rękę. Zacisnąłem mocno usta, ignorując skapujące w dół łzy. Palcami zahaczył o moją obrączkę, po czym przycisnął palec do ust i go ucałował, przymykając oczy.
"Jeśli ktoś tu na kogoś nie zasługiwał to byłem to ja."
"Harry..."
"Nie." zabrania mi mówić. "Przestań. Nie byłem wystarczająco dobrym mężem. To ja cię zdradziłem i to ja doprowadziłem do tego, że czułeś się jak bezwartościowy i smutny śmieć, przez co z całego, kurwa, serca, siebie nienawidzę." wyrzuca, wkładając to w całą serię negatywnych emocji. "Zasługujesz na kogoś lepszego i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.''
"Nikogo innego nigdy nie chciałem." mówię, przecierając mokre usta. Mrugam krótko na nasze złączone palce i przeszywa mnie nieznośny ból w klatce. "Bo kocham cię takiego jaki jesteś i tyle. Mogłeś robić co chcesz, tak czy siak nie widziałem siebie z nikim innym."
"Czy to znaczy, że dajesz mi szansę?"
Potakuję, jakby to nie było już oczywiste, jakbym wcale już tego nie pokazał.
"Nie jestem pewien czy wiesz co mówisz, Lou..."
"Jechałeś do nas, prawda?" pytam w zamian, kładąc się brzuchem na wolną przestrzeń łóżka, wciąż połowicznie siedząc na krzesełku. "Nie do sądu."
"Jechałem do ciebie, owszem."
"Dlaczego?"
"A dlaczego nie, misiu?" na zdrobnienie, nie potrafię zagryźć uśmiechu. "Zmieniłem kierunek, kiedy rozryczałem się na samą myśl, że do tego ma dojść. I cóż...radzę ci nigdy nie płakać w czasie prowadzenia samochodu, huh?" wskazuje na siebie od nóg po samą górę, na co przenoszę rękę na usta. "Straciłem orientację, gdy szukałem chusteczki, ale wszystko było rozmazane i nie zauważyłem auta, które miało pierwszeństwo. Wszystko stało się za szybko." pauza. "Ważne, że żyję."
"Tak." mówię piskliwie. "Wpadłem w jakiś atak, gdy się dowiedziałem, zresztą nieważne. Mam tu coś twojego."
Wygrzebuję z kieszeni obrączkę i otwieram jego dłoń, by mu ją położyć na sam środek. Harry zerka na mnie oniemiały, zwijając palce w piąstkę.
"Skąd ją masz? Miałem ją ze..."
"Sobą." potwierdzam. "Wiem, jeszcze nie ześwirowałeś."
Wydaje z siebie nerwowy chichot i patrzy na mnie z nieodgadnięciem.
"Lekarka mi to przekazała, masz podobno bliznę po niej w miejscu, gdzie ją teraz trzymasz."
Brunet odchyla rąbek gaziku i patrzy się długo w jedno miejsce, nie mrugając przy tym oczami. Z góry wypatruję dosyć wyraźną otwartą rankę w kształcie kółeczka. Była niczym wypalona pieczęć na skórze.
Odcień cery Harry'ego ulega zmienię, przyswajając różowy kolor.
"Boże, to jak tatuaż, teraz nawet gdybym chciał zdjąć pierścionek-" wybucham śmiechem, na co Harry mi wtóruje. Szybko jednak przestaje przez rozprzestrzeniający się ból. "Chyba jestem na ciebie skazany, maleństwo." ogłasza spokojnie.
Nie potrafię uciszyć myśli jak bardzo tęskniłem za czasami, gdy ciągle mnie jakoś miło nazywał.
Naprawdę nic nie jest jeszcze stracone, może odzyskam dawne życie, dawne chwile i męża.
CZYTASZ
The bed's getting cold and you're not here
FanfictionHarry, rozchwytywany model, podjął już decyzję: chce sie rozwieść z Louisem. Louis, osiągający sukcesy w specjalizacji plastycznej chirurg, także podjął decyzję: nie da mu tak łatwo odejść. Kończą ramię w ramię na terapii małżeńskiej, która ma urat...