1. *Wracam*

104 5 0
                                    

*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*

Wrzuciłam do torby już ostatnie rzeczy z szafki przy szpitalnym łóżku, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech na myśl o tym, że w końcu opuszczam ten szpital. Podeszłam tylko do recepcji pokazać wypis.

- Dzieńdobry . Ja dzisiaj wychodzę.-powiedziałam niepewnie

-Ma Pani wypis?-słowa wypłynęły z pielęgniarki automatycznie, a ona nawet nie podniosła wzroku wyciągając leniwie rękę po kawałek papieru. Chociaż zwolnienie położyłam na ladzie przed jej twarzą, teraz chwyciłam je i włożyłam niechętnie w jej dłoń. Uh, jak się cieszę, że stąd wychodzę. Kiedy pielęgniarka stęplowała i wypisywała coś na mojej kartce podeszła do mnie jej młodsza koleżanka.

-Wraca Pani z tym ciachem?-zapytała z nadzieją na spotkanie z moim częstym tajemniczym gościem. Tak, tajemniczym. Po wypadku nie pamiętałam nic. Nie wiem jak znalazłam się w szpitalu ani co z osobami z drugiego samochodu. Od pielęgniarek i lekarza dostałam jedynie informacje, że przywiózł mnie tutaj wcześniej wspomniany chłopak, nazywany przez damską część obsługi szpitala  „ciachem". Niekiedy słyszałam też jak mówiły „megaciacho".Podobno od czasu do czasu przesiadywał pod moją salą. Ja mam jedynie zamglone wspomnienia postaci za szybą i nie umiałabym nawet powiedzieć czy był to chłopak, nie mówiąc już o tym, czy rzeczywiście był przystojny. Musiał to być ktoś z drugiego samochodu skoro to on przyjechał ze mną karetką. Pewnie czuł się odpowiedzialny za moje zdrowie nie wiedząc, że ten wypadek był tylko i wyłącznie moją winą. Moje sumienie dawało o sobie znać, ale nie miałam żadnej możliwości rozwiązania i przeproszenia poszkodowanych.

-Nie, nie wracam.-na te słowa twarz brunetki stojącej za recepcją posmutniała.- Tak naprawdę go nie znam.

Chwilę później zwrócono mi wypis i mogłam się już udać w stronę upragnionych szklanych drzwi, na które spoglądałam bez przerwy przez ostatni tydzień, od czasu kiedy mogłam swobodnie chodzić.

Czekałam pod Szpitalem na moją przyjaciółkę, która zobowiązała się podwieźć mnie do domu. Przez skwar jaki panował na pustym dziedzińcu koszulka kleiła mi się do skóry. Dopóki moje włosy się jeszcze do czegoś nadawały związałam je w wysokiego koka. Po piętnastu minutach przywitał mnie klakson jak zwykle mało punktualnej i bardzo mało subtelnej Samanthy, która podjechała pod krawężnik w miejsce gdzie siedziałam.

-Schudłaś świnko!-Kąciki moich ust drgnęły, gdy usłyszałam tak typowy dla niej komentarz.

-Tak, też się stęskniłam Sam.-posłałam jej szeroki uśmiech. Moje słowa były prawdą. Nie widziałyśmy się już od dwóch tygodni. Ja spędziłam je w szpitalu, natomiast szatynka wyjechała dwa dni przed wypadkiem. Nawet nie wiem gdzie. Chyba przez swoją nieobecność w „ciężkich chwilach" złapały ją wyrzuty sumienia i postanowiła opiekować się mną przez następny tydzień. Oznaczało to, że przez 24 godziny na dobę będę słuchać o nowych butach i nowych sukienkach. Ewentualnie o nowych chłopakach.

-To gdzie jedziemy?-zapytałam zamykając drzwi od strony pasażera.

-Do domu! A co ty sobie myślałaś?! Że wyjdziesz ze szpitala i będziesz robić co Ci się żywnie podoba? - W sumie to tak. Właśnie tak myślałam.- O nie. Przez ten tydzień będziemy leniuchować oglądając seriale, zapychając się zdrowym żarciem i śpiąc.- Właśnie włączył jej się matczyny tryb, który zapewne utrzyma się jedynie przez następne 15 minut. Nie zamierzałam jednak dyskutować, bo dobrze wiedziałam, że przedstawiony scenariusz będzie odpowiadał mi bardziej niż jej i po jednym dniu zaplanuje dla nas jakieś zakupy, spacer lub spotkania ze znajomymi. Cieszyłam się możliwością powrotu do normalności. Dwa tygodnie w szpitalu to porządna odskocznia od codzienności. Jedyne co nie dawało mi spokoju to chłopak, o którym nie wiedziałam kompletnie nic.

^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*
W mediach zdjęcie Samanthy :3

P:3

Tak trudno być ze mną?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz