7. *Okres*

49 4 0
                                    

,.,.,.,,.,.,.,.,.,.,,.,,.,.,.,.,.,,.,,.,,.,.,.,,

Spędziłam noc w szpitalu gadając z chłopakami na wszystkie możliwe tematy. Mogłam ich lepiej poznać.

Siedzieliśmy na korytarzu, a ja co chwilę wędrowałam do pokoju, w którym leżał mój brat. Nadal się nie obudził. Nie chciałam opuszczać szpitala, ale musieliśmy odpocząć i się odświeżyć. Poza tym Michael i Sam mogli się marwić.

-Dobra chłopcy. Jedziemy do domów. Nie możecie tutaj siedzieć ze mną cały czas. Każdy potrzebuje odpoczynku, więc zabierajcie swoje seksowne dupki i wracamy. - oznajmiłam podchodząc do siedzących na ziemi chłopaków. Zaczęli się niemrawo zbierać. Każdy był półprzytomny i na pewno marzył o swoim łóżku. Wyszliśmy przed szpital i czekaliśmy na Andy'ego, który poszedł po samochód.

Chwilę później zobaczyłam chłopaka wracającego z parkingu. Był bez samochodu. Co on znowu spierdolił? Teraz żadne z nas nie jest gotowe na kolejny problem.

-Słuchajcie – zaczął nieśmiało – nie mamy benzyny...

-Nie mów, że kurwa zapomniałeś napełnić!-uniósł się Chase. Wyglądał śmiesznie, kiedy był wkurzony. Wszystko przez to, że był mojego wzrostu, a na głowie miał burze blond loków.

Nick stał i patrzył się z rozbawieniem na całą sytuacje. Nie wiem dlaczego, ale to wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Najwyraźniej wczorajsza troska zniknęła na dobre.


-A Ciebie co bawi?-wysyczałam. Chyba musiałam się na kimś wyżyć. Nick się podstawił... Przykro. Nie odpowiedział, tylko wybuchł jeszcze większym śmiechem i ruszył w stronę parkingu pokazując ręką, że mamy iść za nim. Nikt nie miał już ochoty się odzywać. Po niecałej minucie staliśmy przed wypożyczalnią rowerów.

-Nie no ty to jednak jesteś pomysłowy. Teraz mamy jechać dwadzieścia kilometrów na rowerze? Boże... moje marzenia się spełniają. Naprawdę nie ma ciekawszych atrakcji po nieprzespanej nocy w szpitalu...

-Zamknij się i wybieraj.-przerwał mi sarkastyczną mowę.- Zawsze możesz iść na piechotę. - No kurwa. Dzisiaj naprawdę dzieją się cudy. Mamy rowery! Możemy sobie zrobić przejażdżkę o szóstej rano do innego miasta! No nic lepszego nie wpada mi do głowy.

Weszłam pod długi namiot z przeźroczystymi ścianami przez które powoli wdzierało się poranne światło. Tak! Wypatrzyłam to, co jest mi potrzebne. Różowo-fioletowy, dwuosobowy rower.

-Nicolas! Chodź misiu, nie musisz już szukać swojego ogiera. Pojedziemy razem. - Powiedziałam przesłodzonym głosem i uśmiechnęłam się niewinnie. On jednak wyminął mnie i chwycił dwa stojące obok rowery.

-Na tych się będziemy mogli nawet pościgać. -Dodał jakby przedstawiał całemu światu, że Ziemia jest płaska. - A tamten zostawimy sobie na ślub, co ty na to kotku? - Cieszyła go możliwość wkurzania mnie. O nie. Tak się nie będziemy bawić. Uśmiechnęłam się szeroko i pociągnęłam za sobą jeden z dwukołowców.

- Sprawdź na jaką masę jest przeznaczony twój rowerek. Nie wiem, czy utrzyma całe ego i żel do włosów.- Rzuciłam zerkając przez ramię na to, co prowadził. - Chociaż... spodnie masz puste to może jest szansa.- Parsknął śmiechem, a ja wyszłam prędko z namiotu. No wkurzył mnie no.

Podeszłam do Chase'a i Andy'ego, którzy już stali po drugiej stronie namiotu przy kasie. Oczywiście nikogo, oprócz nas i karteczki z napisem: „ZARAZ WRACAM", tu nie było. Jak mieć pecha to już po całości. W oczekiwaniu usiadłam na krawężniku.

- Jak się czujesz? - zapytał Luke dosiadając się. Ciągle patrzył na mnie z tym cholernym rozbawieniem. Czemu dzisiaj wszyscy mnie tak okropnie denerwowali?

Tak trudno być ze mną?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz