Dzień 5

217 12 1
                                    




Przetarłam powieki. Spędziłam calutką noc w ramionach Luke'a płacząc jak głupia. Wbrew własnej woli opowiedziałam wszystko co dotychczas mnie spotkało. Z początku obawiałam się odmowy jednakże Hemmings to typ wiernego słuchacza. Obiecałam, że już nigdy nie dotknę swojej ręki żyletką oraz, że będę mówi o wszystkim co mnie zraniło. Tylko on może mi pomóc wyjść ze stanu depresyjnego.

Po wzięciu orzeźwiającego prysznica oraz umyciu zębów zbiegam na dół. Ubrana w dżinsowe spodnie, czarny sweter staję naprzeciwko Mi. Wygląda na delikatnie zdenerwowaną. Z lodówki wyjmuje sok napełniając pustą szklankę.

- Coś się stało?

- Jutro wigilia.

- I?- nie rozumiem. Chyba bardziej powinna się cieszyć. Ma przyjść Luke z Ashton'em. Spędzimy wspólnie wieczór.

- Właśnie zrozumiałam, że nie mam prezentu dla Ash'a- wyszeptała, a ja upuściłam szklankę. Odskoczyłyśmy z piskiem na bok. Cholera! Byłam tak zajęta sobą i strzelaniem fochów na prawo i lewo, że kompletnie zapomniałam o prezentach. Co gorsza, nawet dla Mi nic nie mam. Szybko zbieram z podłogi kawałki szkła. Jak dobrze, że wypiłam już cały sok. Następnie biegnę na górę zabierając torbę. Blondynka czeka w progu z portfelem w ręce. Do najbliższej galerii mamy niecałe pół godziny. Jednakże pokonujemy tę drogę szybciej. Chyba każdy wie co jest najgorsze...

1. Kupowanie prezentów dzień przed.

2. Nie wiesz co kupić.

Najgorsze kiedy twoi chłopcy posiadają dosłownie wszystko. Na niecałe półgodziny tracę Mię z oczu. Tak więc wracam do sklepu Chanel, gdzie wzdychała do cholernie drogiej torby. Wydam ile trzeba, to i tak pieniądze rodziców. Po udanym zakupię zaczynam rozglądać się za Mi. Nie, że coś, ale naprawdę nie lubię chodzić po galerii. Siadam przed jednym ze sklepów jubilerskich. Głupie prezenty. Co ja mam mu niby dać? Może... Tak! Wchodzę czym prędzej do sklepu zamawiając pewną rzecz. Oby Lukey zechciał to przyjąć.

- Hannah! Kupiłam coś wreszcie dla Ashton'a, a jak z tobą?

- Załatwione.

W drodze do domu opowiadamy sobie żarty, obgadujemy dziwnie ubraną dziewczynę, która niesie biednego pieska w torebce. Roześmiane przekraczamy próg, zastając niespodziewanych gości. Ashton z Luke'iem stoją nam na drodze.

- Co zrobiliście?- pyta lekko niepewnie Mi.

- Zamknijcie oczy i podajcie rączki- kiwam głową na zgodę. W końcu czuję ciepłą dłoń Luke'a dotykającą mojej. Po pokonaniu kilku kroków już mogę stwierdzić, iż jesteśmy w salonie. Moje serce zaczyna bić szybciej kiedy aksamitny głos blondyna pozwala na otworzenie powiek. Spoglądam oniemiała na widok przed sobą. Duża, żywa choinka, ubrana niesamowicie pięknie stoi w rogu salonu, a migoczące, białe lampki oświetlają pokój.

- Chłopaki - wzdycha zachwycona dziewczyna. Od razu rzuca się na Ash'a całując go dziko. Ja, nieśmiało spoglądam w stronę Luke'a, który tylko wskazuję głową w stronę schodów. Maszerujemy na górę z towarzyszącą nam ciszą. Kiedy tylko przekraczam próg zostaję przyszpilona do ściany. Blondyn wpija się w moje usta czekając, aż oddam pocałunek. Oczywiście dzieje się to chwilę później. Dawne emocje wracają, chociażby to miłe uczucie w okolicach podbrzusza, rozpalona skóra przez sam jego dotyk. Lądujemy na łóżku dalej nie odrywając od siebie ust. To było długie cholerne, pięć miesięcy.

Luke jeździ palcem po moim biodrze. Ja natomiast oddaję się tej chwili przyjemności. Dosłownie dwie sekundy później ciepłe usta zaczynają całować moją rękę w bliznach.

- Tęskniłem za całą tobą, przepraszam również że mnie nie było.

- Ale jesteś teraz Luke, to mi wystarczy.

14 days for you ||L.H|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz