Dzień 7

206 11 1
                                    


   Pierwszy dzień świąt. Brzmi radośnie, przyjaźnie, w ogóle fajnie. Może nie dla mnie. Powód jest bardzo prosty. Luke ni z gruszki ni z pietruszki wyskoczył z obiadem u jego rodziców. Boje się! Przecież jedno potknięcie i zaraz będzie jaka to jestem nie wychowana i zła. Wyłysieję przez ten stres. 

   Założyłam czarne spodnie, biały sweter, a włosy puściłam wolno. Mia zdążyła mnie umalować, po czym podjechał Luke. Ubrany w zwykłą , czerwoną koszulkę w kratę przywitał mnie wesołym uśmiechem. Stary, mów za siebie. Głupio troszkę, że idę tak bez prezentów, ale na Boga! Nic, a nic nie wiedziałam. Zajęłam miejsce koło Luke'a włączając radio. Leciała typowo świąteczna piosenka, a ja poczułam, że zaraz zwrócę to jabłko, które zjadłam dziesięć minut temu.  

- Stresujesz się?- zapytał. Zgromiłam go wzrokiem.

- Nie Luke, moje ręce pocą się z podniecenia!- fukam zła. Głupszego pytania nie mógł zadać. W odpowiedzi słyszę tylko chichot chłopaka. Ciekawe czy były taki szczęśliwy jakby przyszło mu rozmawiać z moją rodzinką! 

Po półgodzinnej jeździe parkujemy pod białym domkiem. Przełykam gulę, która uformowała się w moim gardle. Blondyn podał mi swoją dłoń, którą z miłą chęcią przyjęłam. Oby nie było tak bardzo źle. Tylko o to proszę losie. Luke zadzwonił, a ja mocniej ścisnęłam jego dłoń. W drzwiach ujrzałam blond włosom kobietę, która aż promieniała szczęściem. Z początku miałam nadzieję, iż to Luke będzie na pierwszym planie, jak w wielkim błędzie byłam.  

- Jestem Liz, a ty to pewnie Hannah?

- Tak proszę Pani.

- Mówi mi po prostu Liz. Mój Luke wreszcie znalazł sobie piękną oraz uprzejmą kobietkę- Liz przytuliła mnie do siebie opowiadając jak to kiedyś Lukey podpisywał stanik fance. Oczywiście nie zabrakło kilku kompromitujących informacji z dzieciństwa. Oj, już lubię jego mamę. Razem przeszliśmy do salonu, gdzie przy choince stał wysoki mężczyzna. Troszkę przy grubszy jednak to w niczym nie przeszkadza.

- Andrew! To jest dziewczyna naszego syna, o której tak ciągle nam mówił!- zaczynam chichotać widząc zarumienionego Luke'a. Zasiadamy do stołu rozmawiając na różne tematy. Nie wiem czego się tak bałam, jego rodzice są naprawdę mili. W porównaniu do moich to istni aniołowie. Pod koniec kolacji ja i Luke wychodzimy na ogród. Z małej sadzawki leje się woda wpadając do niewielkiego jeziorka. Siadam z chłopakiem na drewnianej huśtawce pod palmą. Powoli bujamy się w przód i w tył. 

- Twoi rodzice są naprawdę spoko, w porównaniu do moich to aniołowie- w odpowiedzi słyszę chichot blondyna. 

- Wiesz, zawsze jak szedłem spać ja i moi bracia słuchaliśmy ich kłótni. Bałem się, że niedługo będzie rozwód, ale potem tata przychodził z kwiatami i przepraszał mamę na kolanach. 

- To wspaniałe Luke- spoglądam na niego zauroczona.

- Dlatego boję się tak ciebie stracić. Byłaś pierwszą kobietą, którą przeprosiłem tak szczerze- moje oczy się zaszklił, a serce zaczęło bić mocniej.  

    Szybko złączyłam nasze usta w dosyć namiętnym pocałunku. Język Luke'a badał moje wnętrze, a ręce błądziły, gdzieś po plecach. Toczyliśmy wewnętrzną walkę, którą wygrał. Nie chciałam tego kończyć bo było mi zbyt dobrze aby to przerwać.  


14 days for you ||L.H|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz