Rozdział 13

16.6K 854 337
                                    


*Perspektywa Lei*

Pierwszy mecz quidditcha w sezonie i zarazem moje pierwsze doświadczenie jako ścigająca w naszej drużynie. Nadal nie wiem, czy Draco wybrał mnie ze względu na umiejętności, czy tylko dlatego, że chciał pokłócić mnie wtedy z Isabelle. Faktem jest, że czułam się obco i nieswojo wkładając szmaragdową szatę Slytherinu z moim nazwiskiem. Zupełnie tak jakbym tutaj nie pasowała, ale przecież właśnie tak czułam się całe życie. Nie pasując do reszty. Teraz chyba jednak moje stare doświadczenia dały o sobie znać, żeby dobić mnie jeszcze bardziej. Z niecierpliwością czekałam, aż pani Hooch pozwoli nam wszystkim wyjść na boisko, by wreszcie zacząć grę.

- Gdzie jest ten kapitan?! – wykrzykiwał zdenerwowany Dallas wymachując swoją miotłą.

- Mnie się o to pytasz? – odparłam również delikatnie wkurzona. Wiedział, że mamy mecz. Gdzie go znowu poniosło?

- Zaczynamy już – powiedziała do nas pani Hooch, gdy tylko weszła do naszej szatni.

- Pani profesor – zaczął Dallas. – Nie ma naszego kapitana i szukającego!

- Musicie znaleźć sobie kogo innego – odpowiedziała. – Kto jest waszym zastępcą?

- Nie będzie tu potrzebny – powiedział Malfoy wchodząc do naszej szatni już przebrany w szatę do gry.

- Panie Malfoy, nie spóźniamy się – upomniała go pani profesor, ale on jej już nie słuchał. Patrzył w zupełnie innym kierunku. Może mi się przywidziało, ale chyba puścił do mnie oczko.

- Co to miało być? – spytałam, gdy profesor już wyszła.

- Wielkie wejście kochanie – odparł z uśmiechem. Wzdrygnęłam się na sam dźwięk słowa 'kochanie' i od razu wyszłam na boisko.

Kapitanowie, czyli Malfoy i Potter, niechętnie podali sobie ręce i zaczął się mecz. Wszyscy w tym samym momencie ruszyli w górę. Od razu złapałam kafla, dzielnie leciałam z nim aż do Blaise'a, który następnie podał go Teodorowi, by ten strzelił pięknego gola. Trybuny zaczęły wrzeszczeć, kibice Slytherinu z radości, a reszty domów, raczej ze złości. Wykonaliśmy jeszcze kilka takich udanych akcji, i w końcu Gryffindor zdobył punkty. Spojrzałam z wyższością i lekceważeniem na ścigającą z przeciwnej drużyny, na Ginny Weasley. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok i w tym samym momencie trafił ją w plecy jeden z tłuczków, który niechcący odbił w tak niefortunny sposób Walsh. Ginny zachwiała się na miotle, po czym spadła nie mogąc zachować równowagi. Gdy tylko uderzyła sobą o ziemię rozległ się głos gwizdka pani Hooch oznaczający koniec meczu. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że Potter trzyma w swoich rękach złotego znicza i szybuje w dół, by zobaczyć co się stało z jego ścigającą. Oprócz Pottera znaleźli się obok niej Ron, Hermiona, pani Pomfrey i reszta drużyny gryfonów. Niewiele myśląc wylądowałam tuż obok tłumu gapiów otaczających ranną. Zaraz po mnie wylądowała reszta drużyny Slytherinu, wszyscy mieli nietęgie miny.

- Tyle latałeś za tym zniczem i nie mogłeś go złapać?! – zaczął krzyczeć Blaise na swojego przyjaciela.

- Zamknij się! – rzucił do niego Draco. – Sam byś go nie złapał!

- Przyznajcie, że jesteśmy lepsi – wtrącił się do rozmowy szukający gryfonów, przechodząc obok nas.

- Zamknij się Potter! – krzyknęłam zdenerwowana ich zachowaniem.

- Nie przejmuj się nimi Harry – usłyszałam głos szlamy za moimi plecami. – I tak niewiele wnoszą.

- Nikt się szlamy o zdanie nie pytał – odpowiedział wyraźnie wkurzony Walsh.

- To ty trafiłeś Ginny tłuczkiem! – krzyknął Potter i zaczął wskazywać na jednego z naszych pałkarzy.

- Nie moja wina, że stała na drodze tłuczka! – tłumaczył się uparcie Connor.

- Uspokójcie się wszyscy natychmiast – powiedziała McGonnagal rozpraszając całe towarzystwo jakie się wkoło nas utworzyło. – Panna Granger razem z panem Potterem mogą iść do Skrzydła Szpitalnego zobaczyć co się dzieje z panną Weasley. Walsh, Zabini, Black, Malfoy, za mną.

- Ale przecież Potter też brał w tym udział! – krzyknął Draco.

- Panie Malfoy, proszę się uspokoić i iść do mojego gabinetu – powiedziała McGonnagal ze stoickim spokojem.

- Mój ojciec się o tym dowie! – krzyknął jeszcze na koniec Malfoy i pogroził Potterowi.

***

- Jak ja nienawidzę McGonnagal – żalił się Blaise, gdy tylko wróciliśmy z jej gabinetu i usiedliśmy w Pokoju Wspólnym Slytherinu.

- Taa – zgodził się Walsh. – Minus 20 punktów za spowodowanie wypadku na niewinnej gryfonce i każdemu minus 5 za spowodowanie bójki.

- Jakiej bójki? – spytałam zdziwiona. – My tylko rozmawialiśmy. Głośno.

- Ale gdyby nasz kochany, niekompetentny kapitan złapał znicza, to by nie było nawet rozmowy – wtrącił się wcześniej cichy Teodor.

- Nawet tego Nott nie zaczynaj! – powiedział głośno Draco, po czym wstał i wyszedł. – Za taką rozmowę to ja dziękuję.

*Perspektywa Draco*

- No i co ja poradzę, że Leia tak świetnie wygląda na miotle? Ciekawe co Potter robi, że cały mecz nie obserwuje tej głupiej Weasleyówny. Oczywiście, w niej nie ma nic godnego uwagi, a w Lei jest. Chwila, Malfoy, o czym ty mówisz? Powinieneś się interesować swoim zadaniem, a nie jakąś głupią, śliczną Ślizgonką, której nie zauważałeś przez całe 5 lat chodzenia do tej szkoły – mówiłem sam do siebie, gdy tylko wróciłem do dormitorium. Nie wierzyłem, że coś takiego mogło odwlec mnie od zwycięstwa z Gryffindorem. Spojrzałem na swój nocny stolik i zauważyłem na nim książkę, którą Leia przyniosła mi kilka tygodni temu. Naszyjnik, kartka, urodziny, wiedziałem, że o czymś musiałem zapomnieć. Od niechcenia wyciągnąłem rękę po ten gruby tom, ale zanim zdążyłem go chwycić, pewna Ślizgonka stanęła w moich drzwiach.

- Matko, Malfoy, co się z Tobą dzieje? – pytała. – Już nawet znicza nie potrafisz złapać?

- Przyszłaś tu tylko po to, żeby zadawać głupie pytania? – odparłem siadając na łóżko.

- Nie chciałeś gadać z chłopakami, to wysłali mnie do Ciebie – rzuciła i oparła się o framugę drzwi.

- Stwierdzili, że Tobie odpowiem? – odpowiedziałem udając, że to od niechcenia, ściągnąłem buty i położyłem się na łóżko, zakładając ręce za głowę.

- Tak właśnie powiedział mi Blaise – powiedziała delikatnie zdenerwowana.

Postanowiłem wzbudzić w niej trochę zazdrości. Wiedziałem, że potem będzie dręczyć mnie sumienie, ale moja ślizgońska część osobowości, kazała mi to powiedzieć :

- Nie jesteś Astorią, żebym mógł Ci się z wszystkiego zwierzać.

Gdy tylko to usłyszała trzasnęła moimi drzwiami i wyszła.

_______________

Napisałam go w dwa dni, ale jest dłuższy od wszystkich. Dziękuję bardzo ( sarkazm ) Martynie i Mateuszowi, za rozkazanie mi wstawienia tego rozdziału. Miał być w Sylwestra, i teraz piszę kolejny, który znając was znajdzie się tutaj najpóźniej w środę. Mam nadzieję, że się podobał.




Gdy zapada zmrok...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz