Zapadał już zmrok kiedy Ekspres Hogwart kończył swoją podróż dojeżdżając na stację w Hogsmeade. Odłożyłam książkę i spojrzałam w stronę okna, by ujrzeć zbliżającą się wioskę. Za chwilę przyszły do mnie moje przyjaciółki z dormitorium - Mary i Isabelle. Jedynie one potrafiły w pełni zaakceptować moje pochodzenie i nie bać się o to, że „jestem morderczynią jak mój ojciec".
- Jestem ciekawa jakiego palanta tym razem zatrudnili do Obrony przed czarną magią - powiedziała poirytowana Isabelle. - Pięciu poprzednich niczego mnie nie nauczyło.
- Nawet gdyby był to najlepszy nauczyciel OPCM na całym świecie, to z Twoim podejściem do nauki raczej mało by Cię nauczył - rzuciłam i widząc, że pociąg się zatrzymuje dodałam. - Zbierajmy się. Zaraz powinnyśmy wysiąść.
Chwyciłam swoją kurtkę oraz książkę i ruszyłam razem z dziewczynami do wyjścia. Gdzieś w oddali zauważyłam czarnoskórą dłoń machającą do nas, lub bardziej do Isabelle. Blaise Zabini był jej chłopakiem, chodzili ze sobą mniej więcej od końca poprzedniego roku szkolnego. Podobno wyjechali nawet razem na wakacje. Niestety ja nie miałam tego szczęścia. Całe wakacje spędziłam w mugolskim sierocińcu z mugolami w moim wieku, lub młodszymi, którzy uważali się za nie wiadomo co. Naprawdę nienawidziłam tego miejsca, więc cieszyłam się niezmiernie na powrót do Hogwartu. Czasami rozmyślałam, że w sumie współczuję Voldemortowi, takiego samego dzieciństwa jakie miałam ja i nie dziwię mu się, że stał się tym kim się stał. Obejrzałam się dokoła siebie i nie mogłam znaleźć moich przyjaciółek, więc pomyślałam, że może czekają na mnie już na peronie, podczas, gdy ja stoję i zastanawiam się nad Czarnym Panem. Próbowałam wcisnąć się do drzwi, kiedy moim oczom ukazał się słynny Wybraniec, który chciał wyjść przede mną.
- Ojciec Ci nie powiedział Potter, że damy się w drzwiach przepuszcza? - powiedziałam mu z głupim, acz typowym ślizgońskim uśmieszkiem. -
- Gdybyś była damą, to może bym to rozważył - bliznowaty nie pozostał mi dłużny.
- Gdybyś ty był chociaż w połowie tak mądry i odważny w czynach jak w gębie, to Voldemort zginął by dawno temu. A teraz zamknij się i przepuść mnie - Nie potrafiłam wymyślić nic sensowniejszego, ale bez trudu wyszłam przed nim i zdenerwowana tym co przed chwilą między nami zaszło wpadłam na kolejnego chłopaka i książka wypadła mi z ręki. Schyliłam się, by ją podnieść, ale on był szybszy. Odgarnęłam nieco grzywkę z oczu i zobaczyłam, że przede mną stoi platynowłosy ślizgon, Draco Malfoy. Nawet kiedy było ciemno mogłam poznać ten wyraz twarzy.
- Jak zobaczyłem, że to Standardowa Księga Zaklęć, to zacząłem się obawiać, że to ta szlama Granger, ale to tylko ty. Trzymaj - powiedział podając mi lekturę i odchodząc.
Teraz chyba wreszcie mogłabym przyznać rację wszystkim dziewczynom, którym Malfoy się podobał. Był przystojny, a ja zauważyłam to dopiero teraz. Spojrzałam, że moje przyjaciółki siedzą już w jednym z wozów prowadzonych przez testrale i pobiegłam w ich kierunku. Usiadłam na przeciwko i w tym samym momencie usłyszałam głos Mary :
- Coś jest między Tobą, a Draco? - spytała całkiem poważnie.
- Chyba tylko nienawiść - odparłam odkładając kurtkę i książkę na siedzenie obok mnie, po czym powóz ruszył. - Pomylił mnie z Granger.
- Tą szlamą z Gryffindoru? - upewniła się Isabelle. - Najgorszego wroga nie porównałabym do niej.
- Czyli Pottera? - dopytywała się Mary.
- Oni akurat są siebie warci. I jeszcze ten cały Wieprzlej. Niedobrze się robi jak o nich pomyślę - stwierdziła Izzy udając odruch wymiotny po czym zmieniła temat. - Wiecie może kto jest kapitanem naszej drużyny quidditcha?
- Nie, a co? - spytałam. - Zamierzasz się znowu próbować wkręcić do drużyny? Wiesz dobrze, że oni nie lubią i nie chcą dziewczyn w składzie.
- W tym roku to się zmieni - odparła pewna siebie Izzy i nasz powóz się zatrzymał. - Chodźcie już.
Poszłyśmy za Isabelle i skierowałyśmy swoje kroki ku Wielkiej Sali.
- Wiecie co - zaczęła Mary. - Póki pierwszaki nie przyjdą pójdę jeszcze do naszego dormitorium. Idziecie ze mną?
- Nie chce mi się - dzisiaj nie miałam już na nic ochoty. - Idź Izz jak chcesz.
Izzy kiwnęła głową na zgodę, po czym szybkim krokiem ruszyła razem z Mary w stronę lochów i Pokoju Wspólnego Slytherinu, a ja weszłam sama do Wielkiej Sali. Po otworzeniu drzwi momentalnie wszyscy spojrzeli w moją stronę i patrzyli z podziwem i ze strachem. Spoglądałam na nich z wyższością i gdy przechodziłam obok stołu Gryffindoru poczułam na sobie wzrok Pottera i całej jego gromadki. Podeszłam więc bliżej i zwróciłam swoje słowa do niego :
- No i co bliznowaty? Zazdrość Cię zżera, że to na mnie patrzą, a Ciebie tylko wytykają palcami? - spytałam.
- Ja to przynajmniej mam prawdziwych przyjaciół i nie chodzę wszędzie sam w poszukiwaniu znajomych - Ach ten Potter. Próbuje zabłysnąć. Standardowo.
- Twoi to prawdziwi? - zaśmiałam się jak prawdziwa ślizgonka. - Weasley'owie, którzy naciągają na pieniądze i próbują dać się poznać światu jako wielcy poplecznicy wybrańca, Granger, która kumpluje się z Tobą tylko po to, by nadrobić swoją lamusowatość i szlamowatość i jeszcze Longbottom, który właściwie nie ma kolegów i nie wiadomo czemu przyczepił się do Ciebie - skończyłam i zostawiłam ich z rozdziawionymi twarzami, po czym podeszłam do stołu Slytherinu.
Wolne miejsce było tylko obok Dracona Malfoya. Chcąc nie chcąc musiałam obok niego usiąść. Nie żeby siedzenie obok Draco robiło jakąś różnicę, ale zwykle miejsce było tylko obok Milicenty Bulstrode lub Astorii Greengras. Akurat wtedy do Sali weszły moje przyjaciółki, a za nimi McGonnagall z pierwszakami.
- Wreszcie jesteście. Myślałam, że będę zmuszona sama tu siedzieć - powiedziałam z wyraźną ulgą. Nie uśmiechało mi się siedzenie samej obok Malfoya. Nawet jeżeli był nie wiadomo jak przystojny.
- Mary musiała jeszcze lecieć do łazienki - rzuciła Isabelle i pocałowała Blaise'a, który właśnie siadał między mną, a ją.
Wtedy rozpoczęła się pieśń Tiary Przydziału. Jak zwykle kazała się wszystkim jednoczyć i strzec od wszelkich walk i nieporozumień. Później głos zabrał Dumbledore. Powitał pierwszaków i przypomniał to wszystko co Filch powtarza nam od 6 lat bez przerwy. Najbardziej jednak wszyscy czekali, aż dyrektor wypowie te magiczne słowa „ A teraz Smacznego" i będą mogli jeść. Jednak stary Dumby, zanim zaczęliśmy jeść oznajmił nam, że naszym nowym nauczycielem OPCM zostaje Snape, natomiast posadę mistrza eliksirów otrzymuje profesor Horacy Slughorn. Dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa uczta. Suto zastawione stoły kusiły wszystkich tak, że najchętniej zjadłoby się wszystko, ale trzeba było oszczędzać miejsce w żołądku. Ślizgoni, bowiem zawsze organizowali imprezę z okazji rozpoczęcia roku i zawsze w Pokoju Wspólnym było wtedy dużo pysznego jedzenia. Nigdy nie lubiłam imprez, a ludzie nie lubili mnie, więc zawsze zabierałam trochę jedzenia i szłam do swojego dormitorium, by zaszyć się ze swoją książką. Trochę mnie przerażało, że pod tym względem przypominam Hermionę Granger, ale w sumie, czy tylko ona może czytać?
- Ej, Black - wypędził mnie z rozmyślań Malfoy. - Idziesz dzisiaj do nas na imprezę?
________________________________
Chciałam wstawić jutro, ale zdecydowałam się na dzisiaj. :)
CZYTASZ
Gdy zapada zmrok...
Fiksi Penggemar#1 w Harry Potter 03.03.19 #43 w Fanfiction 04.08.19 #70 w Fanfiction 09.02.19 #90 w Fanfiction 15.01.17 "- Co z tego będę miała? - nie dawałam za wygraną. - Satysfakcję z pomocy najgorszemu, tlenionemu ślizgonowi w tej szkole - odparł. - Pomo...