Po eliksirach miałam przerwę, w trakcie której Izzy wyciągnęła i podała mi kanapki zabrane ze śniadania.
- Wielkie dzięki Isabelle - odparłam jedząc.
- Nie ma za co - odpowiedziała uśmiechając się.
Gdy kończyłam jeść przeszedł koło nas ślizgoński przystojniak razem z gronem swoich wiernych fanek. O dziwo, nie było w nim Parkinson.
- Nie zapominaj - ostrzegł mnie mijając nas i spojrzał zabijającym wzrokiem.
Prawie zakrztusiłam się kanapką i szybko pociągnęłam łyk soku z butelki, a moja przyjaciółka nadal wpatrywała się w kierunku, w którym odszedł Malfoy ze swoją bandą.
- Co Cię tak ciekawi? - spytałam Isabelle, gdy przełknęłam już to co miałam w ustach i zobaczyłam, że patrzy się w przestrzeń.
- To, kto jest naszym kapitanem drużyny, pamiętasz? - spytała wyraźnie zmieszana. - Chciałam się dostać w tym roku. Chodź już, bo muszę się o to spytać Snape'a.
- A.. Okej - zdążyłam dodać tylko tyle, bo Izzy pociągnęła mnie za sobą w kierunku gabinetu profesora obrony przed czarną magią.
Prawie biegłyśmy przez cały zamek, bo moja przyjaciółka chciała się o to spytać koniecznie jeszcze przed początkiem lekcji. Gdy byłyśmy w pobliżu zauważyłyśmy, że profesor już wychodzi, więc podbiegłyśmy do niego.
- Panie profesorze - powiedziała nieco zdyszana Isabelle. - Mam pytanie do pana.
- Słucham panno Shields - Snape odezwał się przyjaźnie, jak zwykle do uczniów swojego domu.
- Kto jest kapitanem naszej drużyny Quidditcha?
- W tym roku jest nim Pan Malfoy - odparł.
- Dziękuję profesorze - rzekła Izz i razem z profesorem poszłyśmy do klasy na kolejną lekcję.
***
Obrona przed czarną magią minęła niespodziewanie szybko. Na całe szczęście już pierwszego dnia namolni Gryfoni zostali pozbawieni kilku punktów i tym samym już pierwszego dnia zjechali na ostatnie miejsce w rankingu domów. Po lekcji przyszła pora lunchu. Dopiero w Wielkiej Sali mogłyśmy porozmawiać z Mary o jej przedmiotach.
- Jak było na numerologii? - spytałam.
- Ciekawie - odparła moja przyjaciółka. - Ale dobrze wiecie, że nigdy nie lubiłam profesor Vector. A co u was?
- Szukam właśnie Malfoya - powiedziała sucho Isabelle błądząc wzrokiem po całej Sali w poszukiwaniu blondyna.
- Chyba już nie musisz - rzekła Mary, bo wyżej wspomniany ślizgon właśnie do nas podchodził. Od razu udałam, że zaczęło mnie bardzo interesować jedzenie, które miałam na talerzu. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. W sumie, ani teraz ani nigdy.
- Kochanie, przecież nie musiałaś udawać, że na mnie nie patrzysz - powiedział przychodząc. - I tak wiem, że to robisz.
Nadal nie podnosiłam głowy z nad talerza z myślą, że może to nie o mnie chodzi. W duchu jednak doskonale wiedziałam, że te słowa kieruje do mnie.
- Ziemia do Black! - krzyknął mi prawie do ucha, więc musiałam podnieść głowę i spojrzeć na to co się dzieje. Teraz oczy na nas wlepiała prawie cała Wielka Sala.
- Czego chcesz? - spytałam bardzo niemile. ( Później bardzo żałowałam tych moich odzywek do Dracona. )
- Pogadać - odparł i usiadł obok mnie. - Wszystkie ślizgonki mile widziane na naszym treningu Quidditcha.
CZYTASZ
Gdy zapada zmrok...
Fiksi Penggemar#1 w Harry Potter 03.03.19 #43 w Fanfiction 04.08.19 #70 w Fanfiction 09.02.19 #90 w Fanfiction 15.01.17 "- Co z tego będę miała? - nie dawałam za wygraną. - Satysfakcję z pomocy najgorszemu, tlenionemu ślizgonowi w tej szkole - odparł. - Pomo...