7. Rodzicielska miłość przetrwa wszystko?

2.2K 108 3
                                    

2 tygodnie później

Wracałam późnym wieczorem do domu. Gdy weszłam do mieszkania, odezwał się dzwonek mojego telefonu.

-Mama? - spojrzałam z przerażeniem na ekran komórki.

-Halo? Halo Samantha? - usłyszałam drżący głos mojej matki.

-Czego chcesz? - spytałam oschle.

-Sam, twój ojciec, on umiera... Przyjedź do niego - płakała.

 Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie odzywali się przez prawie trzy lata, a teraz? Dzwoni do mnie kobieta, która zostawiła mnie bez niczego, bez środków do życia. Przez nią pracowałam jako dziwka. A on? Gdyby nie mój "ojciec" teraz nie miałabym na sumieniu tylu ludzi, nie byłabym szefową mafii tylko przykładną studentką. Wyrzucili mnie z domu. Miałam być im za to wdzięczna?

-Sam jesteś tam?- z zamyślenia wyrwał mnie głos matki.

-Tak, przyjadę. Gdzie jesteście?

-W Los Angeles, w szpitalu św. Rocha na 34 ulicy. - Jej głos drżał. Nigdy nie słyszałam, żeby była w takim stanie.

-Ok. Będę. - rozłączyłam się.

Co ja właśnie zrobiłam? A jeśli ojciec obrzuci mnie przekleństwami i wyrzuci ze szpitala? A jeśli on tego wcale nie chce? Nawet jej o to nie spytałam. Nie wiem. Jechać na drugi koniec Stanów Zjednoczonych, żeby zostać wyrzuconą na zbity pysk ze szpitala? 

-Jack? Przyjdziesz do mnie? - Wybrałam numer przyjaciela, musiałam z kimś o tym porozmawiać.

-Jasne. Coś się stało? - Po ostatnich wydarzeniach wcale nie dziwiłam się, że odebrał po pierwszym sygnale i to ze strachem w głosie.

-Wytłumaczę jak już tu będziesz. To nie jest sprawa na telefon.

Czekałam ledwie dziesięć minut. Jack zawsze był przy mnie kiedy go potrzebowałam. 

-Słuchaj, dzwoniła moja matka. - wypaliłam kiedy tylko zamknął drzwi do mieszkania.

-Co? - chyba był równie zaskoczony.

-Mój ojciec leży w szpitalu w Los Angeles i ona chce żebym przyjechała. Zgodziłam się.

-CO?! Czy ty oszalałaś? Oni cię wyrzucili z domu, chociaż nawet nie byłaś pełnoletnia!

-Ale to jednak mój ojciec. Nie prosiłam cię o życiowe rady. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jesteś moim zastępcą na następne tygodnie. -powiedziałam stanowczo.

-Sam! Jesteś tego pewna? - w jego głosie było słychać troskę.

-Nie, nie jestem. Muszę tam pojechać. 

-Okej, jesteś dorosła. Zajmę się wszystkim. Jedziesz samochodem tak? - skinęłam głową w odpowiedzi. - 2775 mil tak?

-Tak! Do cholery tak. Jak masz tak ze mną rozmawiać to lepiej już idź!

-Sama chciałaś żebym tu przyszedł! Jak śmiesz?! Jestem twoim przyjacielem! Chcę cię chronić!

-Pojedź ze mną. 

-A co z gangiem? Komu go zostawisz?

-Przecież Jaden i Jared sobie poradzą. 

-Okej, zadzwonię do niego, skoczę do domu po ciuchy i za pół godziny jedziemy.

-Dobra, za pół godziny na zewnątrz. Jedziemy moim samochodem? - Jack skinął głową.

Kiedy chłopak wyszedł zaczęłam krzątać się po domu w poszukiwaniu ciuchów i potrzebnych rzeczy. Podróż zajmie nam około trzech dni. Wrzuciłam do torby kilka bluzek, trzy pary spodni i kurtkę. Kosmetyki, buty na nogi i już wychodziłam z domu, kiedy przypomniałam sobie, że nie wzięłam żadnych pieniędzy. Otworzyłam sejf schowany za lustrem w sypialni. Wyjęłam dwie paczki banknotów i chowałam je do torby. 

Ja naprawdę nie wiem co robię...

___________________________________________

Więc wróciłam. Rozdział jest krótki, mam nadzieję ciekawy. I powiem, że mam już pomysły na następne. Przerwa nie była długa, ponieważ wczoraj w nocy naszedł mnie pomysł. Obiecuję pisać częściej, jedno z moich postanowień noworocznych.

Maja xxx









Girls in leathersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz