Gdy coś mnie trapiło albo też trafiłem na problem, z którym nie umiałem sobie poradzić, zawsze dzwoniłem do brata, dlatego też tę formę pomocy wybrałem i teraz, chociaż oficjalnie byliśmy pokłóceni.
- Shannon, mam problem – rozpocząłem od razu, bez przywitania, gdy tylko usłyszałem, że odebrał. W naszych rozmowach na próżno było szukać „cześć".
- Boję się spytać o co chodzi – mruknął do telefonu jeszcze zaspany.
- Nie, nie o takie sprawy. To będzie... dziwne. Mianowicie, poznałem dziewczynę...
- O, zapowiada się ciekawie... zaciągnąłeś już ją do łóżka?
- Nie! – prawie krzyknąłem do słuchawki. – To inna sprawa.
- No... to faktycznie jest już dziwne. Mów dalej.
- Mam wrażenie, że znam ją skądś, nie wiem, ze szkoły, studiów, jakiegoś filmu... To jakieś nieogarnięte.
- Spytaj się jej może? – rzucił pierwszą lepszą myśl.
- Wiesz, na kogo wtedy wyjdę? Na gwiazdora, który nie pamięta swoich dawnych znajomych sprzed lat...
- Jakby na to nie patrzeć... faktycznie jej nie pamiętasz.
- Takie rady sobie zostaw na później. Shirley Irons, mówi ci to coś?
- Nie, - odpowiedział po chwili, a potem dodał: - ale czy to w ogóle jej panieńskie nazwisko?
Cholera, nawet o tym nie pomyślałem.
- Tak myślałem. – odparł po chwili ciszy po mojej stronie. – Tak, więc nie chce się bawić w statystykę, ile dziewczyn o imieniu Shirley poznałeś przez te lata, zważając na to, że mogłaby być każdym na twojej drodze. A i jeszcze przypomnę ci, że jak byłeś na studiach to nie utrzymywaliśmy ze sobą tak ścisłego kontaktu. Raczej ci nie pomogę, musisz działać na własną rękę. Trzymaj się.
Usiadłem nad swoim laptopem i przeglądałem obsady wszystkich filmów, w których dotychczas grałem, wszystkich seriali, w których występowałem; połowicznie spisałem produkcje, do których zaproszono mnie jedynie na przesłuchanie. Ilość źródeł, w których miałbym wszystko sprawdzić, przyprawił mnie o zawrót głowy. Po sprawdzeniu tylko kilku obsad, wypisałem jakieś dwanaście nazwisk kobiet o imieniu Shirley. Potem czekało mnie mozolne sprawdzanie. Niewdzięczna robota, gdy jedna Shirley już nie żyła od dwóch lat (urodziła się w 1948, więc to chyba i tak niezły wynik), inna okazała się afroamerykanką, która aktualnie jest chyba w nienajlepszej formie psychicznej (sfiksowała od leków uspokajających), następna była zdecydowanie za młoda, kolejna wyjechała do Europy. Każde znalezione nazwisko skreśliłem małym, pogryzionym ołóweczkiem, aż dotarłem do samego końca listy. Spędzę wieki nad tym komputerem i notatnikiem, aż ostatecznie nie dowiem się niczego interesującego. Wpisanie samego hasła „Shirley Irons" wyświetliło tylko kilka produkcji, z którymi związana jest aktualnie, jakby przed Irons nie istniała. Bzdura. Musi gdzieś być i z takim mottem przesiedziałem jakieś dwie godziny, aż mój telefon zadzwonił ponownie. Tym razem to była Shirley.
- Czekam na ciebie z instruktorem... wiem, że jeszcze piętnaście minut, ale dzwonię, by się upewnić, że przyjdziesz.
Na śmierć zapomniałem! Jak burza wbiegłem do łazienki, gdzie suszył się mój ręcznik i kąpielówki, potem szybko ubrałem się w to, co przygotowałem do wyjścia. By zdążyć, całą drogę biegłem, a bieg slalomem między ludźmi po nieudeptanym piasku nie należał do najprzyjemniejszych. Gdy dobiegłem, czułem się już zmęczony, a wiedziałem, że czekają mnie dwie godziny nauki surfowania. Że też się na to zgodziłem...
CZYTASZ
Depuis le début | J.L.
FanfictionJared Leto uważa się za spełnionego człowieka. Mieszka w apartamencie w ekskluzywnej części Los Angeles, jeździ drogim samochodem, utrzymuje się z własnej pasji. Do tego ma brata, który przy każdej okazji stara się mu udowodnić, że wcale nie ma tak...