Rozdział 2

695 36 10
                                    

Wyłączyłam odkurzacz i poprawiłam kucyk. Włosy opadały mi na policzki. Było gorąco, a klimatyzacja zepsuta. Marcin miał się tym zająć. Marcin miał też zrobić zakupy. A co robi Marcin? Siedzi w pokoju, przeżywając rozstanie z Agnieszką! Boże, dziękuję, że jestem taka cierpliwa... Ale akurat teraz, przekroczył wszelkie granice.

Ruszyłam korytarzem do jego sypialni. Drzwi były zamknięte, więc zapukałam. Raz, drugi.

— Idę, Jezu, idę... — jęknął i usłyszałam kroki. Po chwili stał przede mną tylko w spodniach od dresu. — Co chcesz?

  — Co miałeś zrobić? — położyłam dłonie na biodrach. — Za chwilę będziesz sam sprzątał, bo ja tu zejdę z gorąca! Marcin, do jasnej cholery, otrzeć ci łzy? 

— Klimatyzacja — przypomniał sobie. Wow, mózg jeszcze pracował. — Zaraz zadzwonię. Wyluzuj, Kaśka. Wyluzuj.

— Nie — warknęłam. — Przestań się nad sobą użalać. Ile ty masz lat? Dwanaście? Rzuciła cię, była za stara i może ty dla niej niedojrzały. Zamierzasz spędzić w tej sypialni całe życie? To współczuję. A teraz... Wyjeżdżam — odwróciłam się i ruszyłam do swojego pokoju. 

— Czekaj, czekaj — pobiegł za mną i złapał za ramię. — Jakie wyjeżdżam?

— Na wakacje. Twój ojciec dał mi urlop. Wyjeżdżam do Grabiny. Wracam za dwa tygodnie. Sprzątaj, gotuj, tylko nie zgiń w tym pierdolniku — wyrwałam się i lekko zaskoczonego zostawiłam go w holu.

Z panią Basią już wszystko ustaliłam. Nawet się ucieszyła, a mi ulżyło. Miałam znów zamieszkać w domu Marty. Chciałam odpocząć. Od pracy, od myśli i... od Marcina, który zajmował większą część mojego czasu. Uczucia czasem były naprawdę głupie i zdawały się być niepotrzebne. Gdyby nie on, nie przeżywałabym takich rozterek. Marcin za miesiąc pójdzie do innej, będzie balował i robił to, co uwielbia. Ja zostanę w domu, dokładnie myjąc talerze. Jego nie obchodziło to, co ja czułam, co ja myślałam. Zresztą — dla Marcina zawsze będę Kasią, koleżanką i współlokatorką. To się nie zmieni.

~*~

Nuciłam pod nosem, leżąc na wygodnej, białej kanapie. W salonie rozchodziła się cicha, spokojna muzyka, a ja opierając się o miękkie poduszki, czytałam książkę. Pech chciał, że był to romans od którego nie mogłam się oderwać. I rzeczywiście zazdrościłam bohaterce. Ona przynajmniej miała osobę, która się za nią ubiegała. A ja siedziałam na pustkowiu samotna. 

Mój relaks przerwał dźwięk telefonu. Niechętnie wstałam i poszłam do kuchni, gdzie komórka wibrowała na blacie. Sięgnęłam po nią i zaskoczona spojrzałam na ekran. Marcin.

  — Halo? — odebrałam, siadając przy wyspie kuchennej.

— Kasiu... Wiesz, że tęsknię? Ooo, za twoimi oczami. Masz takie piękne oczy — mruczał do telefonu.

— Marcin, ty jesteś kompletnie pijany. — Nie musiałam tam być, żeby to wiedzieć. Słyszałam po głosie. 

— Też tęsknisz? — zaśmiał się. —  Nie jestem pijany. Jestem w stanie odprężenia. I może mam obity ryj, ale... Co tam, no nie?

— Boże — westchnęłam cicho. Zostawienie go samego to duże ryzyko. Nigdy niewiadomo, co strzeli mu do głowy. Na pewno się z kimś bił. — Gdzie teraz jesteś?

— Hm... Na spacerze. Warszawa jest duża. Kiedyś cię znajdę... znajdę cię. W końcu znajdę. 

— Marcin! Gdzie jesteś?

— W parku - powiedział zły, że przerywam mu balladę. — Obok bistro?

— Poczekaj, usiądź na ławce. Zrobisz to dla mnie? 

— Przyjdziesz po mnie?

— Coś w tym stylu — rozłączyłam się i wybrałam numer do jego ojca. 

Na szczęście odebrał. Zadowolony nie był po tym, co mu powiedziałam, ale zapewnił, że pojedzie po syna. Obracałam telefon w dłoni, patrząc przez okno. Prychnęłam pod nosem. Czemu zachowywał się jak dziecko? To było nieodpowiedzialne, a on miał już swoje lata. Nie rozumiał, kiedy trzeba przestać. Nie miał zahamowań. Martwiłam się i Marcin tego nie ułatwiał.

Wolnym krokiem poszłam do łazienki. Kąpiel to był świetny pomysł. Zaraz potem położyłam się spać, wiedząc, że i tak będę śnić o nim. 

W satynowym szlafroku wyszłam z sypialni. Byłam jeszcze zaspana, a dochodziła dziewiąta. Skierowałam się w stronę kuchni i stanęłam w progu zszokowana. Czerwone róże stały w wazonie na wyspie, a Marcin szykował śniadanie. To wszystko byłoby normalne, gdyby nie to, że... Co on tu robił?

 —   Cześć — odezwałam się, zwracając jego uwagę. Posłałam mu pytające spojrzenie. Uśmiechnął się lekko. Wargę miał rozciętą, a na policzku sińca. Jego standardowy wygląd.

  — Chciałem cię... no wiesz — wzruszył ramionami i podrapał ręką kark.

— Nie, nie wiem — przygryzłam wargę, czekając na rozwinięcie.

— Kaśka.

— Marcin.

— Przepraszam — wyrzucił w końcu z siebie. — Przepraszam za bycie dupkiem. Taki już jestem. Trudno mnie zmienić i odpierdalam coś, zanim pomyślę. To dla ciebie — wskazał na kwiaty.

Spojrzałam na niego jeszcze raz, po czym podeszłam do wazonu. Wyjęłam jedną róże. 

— Są piękne. Dziękuję. 

— Przebaczysz?

— Jak posprzątasz mieszkanie, to może tak... — odparłam obojętnie, siadając na krześle.

— Nie przeciągaj struny. — Ostrzegł.

Uniosłam brew do góry, patrząc na niego i bawiąc się płatkami róży.

— Dobra. Posprzątam — wywrócił oczami i podał mi talerz. — Jedz.

— Nie powinieneś być w pracy? — odłożyłam kwiat i wzięłam kanapkę.

— Wolne mam — usiadł naprzeciwko. — Dlatego idziemy dzisiaj nad rzekę. Poopalasz się, bo blada jesteś.

— Mam przy tobie chodzić w bikini? No bez żartów.

— Kasiu, nie ma sprawy. Dla mnie możesz chodzić i nago — uśmiechnął się cwaniacko i mrugnął do mnie.  



M jak miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz