Rozdział 10

515 19 4
                                    

– Czym sobie zasłużyłam na kawę i ciastko? – spytała Erica, posyłając mi uśmiech.

Skrzywiłem się, sam nie znając odpowiedzi na to pytanie. Właśnie. A jednak tutaj byliśmy, jednak siedziałem z nią, a nie z Kaśką. Dlaczego? Dała mi swój numer, a ja wytrzymałem cztery dni, nie korzystając z niego. Aż do dziś.

Spojrzałem na Ericę i wzruszyłem ramionami.

– Lubię spędzać czas z pięknymi kobietami.  Ta odpowiedź cię zadowala?

– Ewentualnie.  – Upiła łyk kawy i ponownie się uśmiechnęła.

Zaczęła mi opowiadać o nowym mieszkaniu, jakie znalazła. Zamierzała tam zamieszkać z Janką. Do tego przyjęli ją w kwiaciarni i w poniedziałek zaczynała pracę. Po prostu miała szczęście. A mnie los pchał pod nóż. Sam nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Kaśka była na budowie i miałem ją dziś odebrać. Miałem wolne z... własnego wyboru? Nie chciało mi się dziś tam siedzieć, ojciec to jakoś zrozumie. Raczej. Przeglądanie planów to nie jest najciekawsze zajęcie, a ja mam setkę innych spraw, które mogę załatwić w tym czasie.

– Może kilka razy odwiedzę cię w tej kwiaciarni. 

– A ja ci sprzedam wiązankę. 

– Ooo, to był cios poniżej pasa. To ja ci pomagam, zapraszam na miłe spotkanie, a ty mnie tak traktujesz? Poczułem się urażony.

Erica zaśmiała się i położyła dłoń blisko mojej. 

– To miło z twojej strony, Marcin. Dziękuję. Pójdziesz ze mną na spacer? Chciałabym zobaczyć więcej Warszawy z kimś, kto się na niej zna i może mi trochę pokazać. – poprosiła.

Zerknąłem na zegarek, upewniając się, czy zdążę odebrać Kasię. Mieliśmy jeszcze dwie godziny, więc kiwnąłem głową i wstałem. Pomogłem założyć kurtkę dziewczynie i opuściliśmy kawiarnię. W zasadzie zamierzałem zabrać ją do kilku najlepszych miejsc w Warszawie, a później na Starówkę. To było rozsądne wyjście. 

~Kasia~

Uśmiechnęłam się do sprzedawcy i wzięłam z lady reklamówkę, w której zostały zapakowane moje buty. Wyszłam dziś z pracy wcześniej, żeby móc zrobić zakupy. Nowe kozaki kosztowały sporo, ale nie mogłam się nim oprzeć. Gdy tylko zobaczyłam je na wystawię, uznałam, że muszą znaleźć się na moich nogach. Nie patrzyłam na cenę, która tak bardzo raniła moje oczy, gdy je przymierzałam. Idealnie pasowały do mnie. 

Opuściłam sklep, poprawiając wełnianą czapkę. Śnieg zaczął sypać, okrywając ulice białą kołdrą. Lubiłam zimę, mimo chłodu. To moja ulubiona pora roku, a zaraz potem wiosna, gdy wszystko budzi się do życia. 

Ruszyłam chodnikiem w stronę Pałacu Kultury, żeby dotrzeć do metra. W Złotych Tarasach jak zawsze było tłocznie i duszno. Miałam zamiar zrobić Marcinowi niespodziankę i wrócić do domu wcześniej. Stęskniłam się za nim przez cały dzień. Chociaż rano wkurzył mnie olaniem pracy. Jego ojciec znów był zawiedziony, a nawet zły. Marcin nie rozumiał, że miał obowiązki. Czasami zastanawiałam się, czy on był chociaż trochę odpowiedzialny, bo zachowywał się jak głupi szczeniak. Wiele razy rozmawiałam z nim na temat pracy i tego, że nie może nie przychodzić, kiedy mu się to podoba. Ale jednak nie podziałało.

Szukałam telefonu w torebce, chcąc upewnić się, czy nie dzwonił. Może zapomniał, że miał mnie odebrać? To znaczy, teraz to było niemożliwe, ale on nie wiedział, gdzie byłam, a przecież często zdarzało mu się coś odwoływać. Choć przeważnie nie uprzedzał. Odblokowywałam ekran komórki, kiedy spostrzegłam parę, niedaleko mnie. Stała przed pałacem kultury, robiąc zdjęcie. Chłopak obejmował niższą dziewczynę. To nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że doskonale wiedziałam, jaki płaszcz ma na sobie brunet. Ten sam, który codziennie wisiał na wieszaku w naszym mieszkaniu. I należał do Marcina. Zacisnęłam palce na telefonie, nie ruszając się z miejsca. Ona wybuchnęła śmiechem, a on podał jej rękę. Poczułam, jakby lód wbijał mi się w serce, a potem ktoś rozbijał je o ziemię. Mocny cios...

Łzy spłynęły mi po policzkach, zanim zdążyłam je zatrzymać. Nie mogąc dłużej patrzeć na to, co działo się przed moimi oczami, szybkim krokiem odeszłam. Odeszłam stąd. I odejdę z jego życia. Marcin za każdym razem obiecywał poprawę. Obiecywał, że będzie lepiej, że nam się uda. Ale wystarczył jeden moment, by zburzyć wszystko jak domek z kart. Nie traktował mnie poważnie, zapominał, że miał tę cholerne uczucia. Że się w nim zakochałam. Tak, żałowałam. Gdyby nie on, nie przepłakałabym tylu nocy i nie byłabym w takim stanie. Dlaczego traktował mnie jak zabawkę? Czym sobie na to zasłużyłam?

~*~

Siedziałam skulona na kanapie i wbijałam wzrok w schody przed sobą. Nie zmieniłam pozycji od ponad godziny. Potrzebowałam się uspokoić i wyciszyć, ale mimo wszystko, łzy cały czas napływały do oczu. Zegar tykał, coraz bardziej mnie irytując. Miałam ochotę rzucić nim o ścianę, byleby tylko przestał działać. 

Ciszę przerwał szczęk zamka. Odwróciłam powoli głowę i zobaczyłam Marcina w progu. Odwiesił płaszcz i szybko do mnie podszedł. Patrzyłam na niego. 

– Kaśka, czemu nie odbierasz? Pojechałem po ciebie, okazało się, że wyszłaś. Co... Czemu ty płaczesz? – Ukucnął, przyglądając mi się.

Roześmiałam się sucho. Mógłby sobie darować. Miał mnie za głupią i myślał, że znów może okłamać. Oczarować. 

– Przegraliśmy. – Powiedziałam.

– Co? O czym ty mówisz, do jasnej cholery? I czemu ryczysz? 

Pokręciłam głową i opuściłam nogi na podłogę. 

– Wynoś się, Marcin. Wynoś się. Idź do niej, idź do diabła. Gdzie chcesz. Ale zostaw mnie w spokoju. Nie zasłużyłam na takie traktowanie.

– Do jakiej niej? Nikogo oprócz ciebie nie ma. Kaśka! – Złapał mnie za ręce, a ja próbowałam się wyrwać. Na marne. Był za silny. – Spójrz na mnie, porozmawiajmy. – warknął.

– Widziałam cię, Marcin. Miej honor się przyznać. Chyba tyle mi się należy. Prawda! Dlaczego ona? Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam drżącym głosem.

Patrzył na mnie zaskoczony, pokręcił wolną głową.

– Erica? To jest siostra Janki. My nie... Nie zdradziłem cię. Nie wiem, co widziałaś, ale byłem z nią na spacerze. Pokazałem jej miasto. Nic więcej. 

– Patrzyłeś na nią tak, jak na mnie, Marcin. Śmiała się i dobrze czuła w twoim towarzystwie. Przestań kłamać! Może mnie nie zdradziłeś, ale inaczej byś jej nie pomógł. Podoba ci się. A ja nie chcę być drugą. Rozumiesz?! Zostaw mnie! To potrafisz robić. Ranić ludzi. Bliskich. Ranisz matkę, ojca i mnie. To ci odpowiada? Właśnie taki jesteś, Marcin! – krzyknęłam i zerwałam się z kanapy.

Weszłam do sypialni, trzaskając drzwiami. Nie chciałam go widzieć na oczy. Miałam nadzieję, że da mi święty spokój. Nie byłam w stanie się z nim kłócić. To za dużo mnie kosztowało. Opadłam na łóżko, wybuchając głośnym płaczem. Myślałam, że będzie dobrze...


~~~*~~~~ 

Nie było mnie długo, przez brak weny do tego opowiadania. Ale nadrabiam :)

Jakieś pomysły? Pomóżcie! :)

I obejrzyjcie filmik!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 04, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

M jak miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz