Rozdział 1

1.6K 45 14
                                    

Otworzyłam balkon i wpuściłam do pokoju sporo słońca oraz świeżego, letniego powietrza. Uśmiech wkradł się na moją twarz. Nucąc pod nosem ruszyłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam kilka produktów, by zabrać się za robienie śniadania.

– Niczym słowik z rana – usłyszałam za sobą.

Westchnęłam i odwróciłam się z nożem w ręce.

– Kochaniutki, sprzątasz to – wskazałam na butelki porozrzucane po salonie. – Jasne?

Marcin przeciągnął się, a jego mięśnie napięły. Siłą woli odwróciłam wzrok od klaty chłopaka i spojrzałam mu w oczy. Był całkowicie zaspany i trzymał go kac. Skrzywił się – sprzątanie nie szło mu na rękę. No cóż, za dużego wyboru nie miał.

– Kasiu, słońce ty moje... – podszedł do mnie, by przytulić, ale pogroziłam mu nożem.

– Jak będę twoim słońcem, to ci o tym powiem, a teraz sprzątaj. Potem dostaniesz śniadanie – wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się do niego.

– Jędza – przedrzeźniał mnie.

Pokręciłam głową i wróciłam do robienia kanapek. Zaparzyłam też kawę, wiedząc, że coś musi go postawić na nogi. Nie wiem czy wiedział, ale był zwykły dzień roboczy. Powinien iść do pracy. Zresztą ja też. Tyle, że nie byłam pijana w przeciwieństwie do niego i nie musiałabym tłumaczyć się przed ojcem.

– Czasem zachowujesz się jak moja matka. Przemyślę to mieszkanie z tobą – marudził, zbierając butelki leniwym ruchem, co zauważyłam, gdy spojrzałam przez ramię.

Postawiłam talerz z kanapkami na stole, a obok kawę.

– I co? Wyrzucisz mnie? – zmrużyłam oczy, kładąc ręce na biodra. – Sprzątam, gotuję i stawiam cię do pionu za każdym razem, gdy sięgasz dna – syknęłam.

Właśnie popsuł mi humor. Nie mówił tego na poważnie, ale tak naprawdę jeszcze nigdy mi za nic nie podziękował. Robiłam tu wszystko. Marcin albo wychodził do Agnieszki, albo miał milion innych powodów, by zalać się i wrócić pijanemu. Imprezy, bijatyki... Codzienność. Codzienność, którą z trudem znosiłam. Może się o niego po części bałam. Był nieobliczalny i nieodpowiedzialny. Irytował mnie w każdy możliwy sposób. Ale miał też te dobre strony... Umiał mnie rozbawić, pocieszyć i poczuć, że jestem warta więcej niż myślę. Tylko rzadziej okazywał tego lepszego siebie.

– Nie wyrzucę cię, Kasiu – zamruczał, podchodząc do stołu. – Jesteś skarbem, ale bardzo zrzędzącym.

– Marcin! – rzuciłam w niego ścierką.

Zaśmiał się i usiadł, porywając kanapkę z talerza.

Usiadłam obok niego i westchnęłam. Zapowiadało się tak ładnie...

~*~

– Przecież mogę cię podwieźć – Marcin jechał wzdłuż krawężnika, kiedy ja szybkim krokiem szłam na przystanek. – Kaśka, nie wygłupiaj się. Razem jedziemy do pracy.

– Nie będę z tobą jechać, jesteś jeszcze wczorajszy – odparłam, patrząc przed siebie.

– Kaśka – warknął.

Z uporem szłam dalej, starając się go ignorować. Nie odjechał. Oczywiście, że nie. Zatrzymał się i wysiadł. Dobrze, że to była droga wyjazdowa z osiedla.

– Masz – rzucił mi kluczyki. Zaskoczona spojrzałam na niego. – Wsiadaj i prowadź, tylko nie odwalaj.

– Twoim cudownym samochodem? Wow, Marcin, zapiszę to gdzieś – uśmiechnęłam się ironicznie, a on wziął głęboki oddech.

Spojrzał w niebo. Klepnęłam go w ramię i obeszłam auto, by zaraz do niego wsiąść. Prowadzenie tego cuda sprawiło mi satysfakcję. To po pierwsze. Po drugie Marcin siedział obok mnie naburmuszony jak dziecko, co bawiło mnie jeszcze bardziej.

~~~~*~~~~~

Wiem, że na razie tak krótko, ale to wstęp. Zaczynamy od tego, kiedy Marcin był już na skraju z Agnieszka. Zerwą ze sobą, a Kasia zostanie jego pocieszeniem. 

Filmik obejrzyjcie - miłe wspomnienia. 








M jak miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz