So take me back to the start

904 38 1
                                    

- Tatusiu ja jadę! Jadę!- krzyknęła uradowana pięciolatka.- Widzisz?!!-krzyknęła ponownie widząc brak reakcji ze strony ojca. Większość dzieci zostałaby już dawno uciszona przez swoich rodziców, jednak Klaus nie chciał zabierać emerytom stojącym na mostku tej przyjemności z słuchania jego ślicznej córeczki.
- Widzę księżniczko. Świetnie ci idzie.- powiedział Klaus spoglądając na Hope znad swojego iPhona na co dziewczynka uśmiechnęła się i podskakując pobiegła na plac zabaw. Za to Elijah, który dzielnie biegał za Hope i jej rowerem w każdy weekend, by tylko pomóc jej w nauce jazdy (Hope potrafiła być bardzo opornym dzieckiem, jeśli tylko miała na to ochotę), postanowił przysiąść się do swojego brata.
- Masz pojęcie, że właśnie przegapiłeś jej pierwszą samodzielną przejażdżkę na rowerze? - zapytał swojego młodszego brata.
- Za to ty jesteś na każde jej zawołanie. Tak samo było z jej... - Klaus ugryzł się w język. Prawie poruszył temat tabu. - Masz rację, przegapiłem. Ale to nie znaczy, że mi na niej nie zależy! Kocham ją, to moja córka!! Ja po prostu...
- Nie możesz przyzwyczaić się do takiego życia? - Elijah spojrzał na niego wyrozumiale.
- Nie mogę. Cały czas wydaje mi się, że ktoś chce ją skrzywdzić, albo zabrać, albo.. - ojciec Hope westchnął i zaśmiał się. - Chyba popadam w paranoję.
- Najwyraźniej...
Obaj zamilkli, zapatrzeni w ich własny, prywatny mały cud, który właśnie w tym momencie starał się zrozumieć jak działa zjeżdżalnia, i po co właściwie się na nią wdrapywać, skoro od razy trzeba zjechać z powrotem na ziemię. Po pewnym czasie telefon Klausa zadzwonił, jednak on odrzucił połączenie nie chcąc zakłócać tak wspaniałego popołudnia. Niestety osoba dzwoniąca nie podzielała jego planów i postanowiła zamęczyć go smsami. Odczytawszy je Mikaelson z wielką niechęcią podniósł się z ławki i ruszył w stronę placu zabaw krzycząc.
- Hope musimy już iść!

*** 

- Musimy już iść!!!-wydarła się na cały dom Caroline.

- Care masz świadomość, że mam wampirzy słuch i nie musisz krzyczeć?- zapytał Stefan.

- Jednak muszę, bo w ogóle mnie nie słuchasz.- sprzeczała się dalej.- Jeżeli za dwie minuty nie wyjdziemy z tego domu to Nowy York oglądać będziemy tylko na pocztówkach.- ciągnęła
- Nadal nie rozumiem czemu tak ci się tam śpieszy. Masz dość Londynu?
- Nie, ale to miałabyć podróż dookoła świata, a jak narazie widziałam cztery kraje i od miesiąca gnije w jednym miejscu. Nazwijmy to nudą.- powiedziała próbując dopiąć zamek swej kolosalnych rozmiarów walizki.- A teraz zamiast się gapić zanieś to do auta. Nie mamy całego dnia!- krzyczała jak przewodnik do małych dzieci na wycieczce szkolnej, na co Stefan zareagował gromkim śmiechem.- Dobrze mamo. Masz szczęście że oprócz wampirzego słuchu mam też nadludzką siłę, bo inaczej połowę tej walizki zostawiłabyś tu na pamiątkę dla potomnych. 500 lat później jakiś archeolog zastanawiał by się nad tym samym co ja: Po co kobietom tyle ciuchów??Caroline spojrzała w górę, jakby szukała pomocy niebios, po czym sama podniosła swój bagaż i wpakowała go do samochodu.- Zadowolony!!!!??Stefan uśmiechnął się pod nosem i używając kolejnego wampirzego daru: szybkości dołączył do swojej najlepszej przyjaciółki.- Przecież wiesz że bym ci pomógł.- Wiem. Po 5 minutach narzekania jak stara babcia.- Wiek zobowiązuje.... - skomentował to Stefan, po czym oboje wybuchli śmiechem.~~~~~~Oto prolog ;) Mamy nadzieję, że wam się spodobał i zachęcamy do komentowania ;**Mar&Yacker



>>Perfect Storm<<Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz