- Nie rozumiem cię, wiesz? Zawsze wszystkich olewałeś i byłeś zainteresowany tylko czubkiem własnego nosa, a teraz nagle wyciągasz mnie na jakieś tajemnicze poszukiwania tego Marcela. Skąd wiesz czy po prostu nie wykorzystał okazji i od ciebie nie uciekł?- paplała Caroline już od ponad 40 minut, a Klaus zastanawiał się ile jeszcze musi wysłuchać, aby jej usta się zamknęły.
- Powiedziała osoba, która skręciła mu kark za bycie miłym.- odgryzł się wampir nie mogąc już dłużej słuchać tego monologu pod tytułem "Nie chcący spotkałam na ulicy Mikaelsona, zagadam go na śmierć!".
- Miły? Jeżeli przez bycie miłym rozumiesz straszenie niewinnej dziewczyny w środku nocy to Marcel zachował się jak wzór dżentelmena.- zakpiła Care.
- Serio masz zamiar obrażać go dopóki się nie znajdzie? Po co chciałaś go ze mną szukać?
- Nie chciałam. Zmusiłeś mnie!
- Zaproponowałem.
- Zmusiłeś!- wykłócała się blondynka. Co prawda wcale nie musiała iść z Klausem na tą detektywistyczną misję, ale chciała spędzić z nim trochę czasu. Zapytać co działo się u niego w ciągu tych 5 lat. Rok temu stworzyła nawet specjalną listę dziesięciu pytań do Klausa Mikaelsona, żeby móc je zadać kiedy spotkają się któregoś dnia. Nie przewidziała jednak, że ten dzień nadejdzie tak szybko.
- Słyszysz to?- zapytał znienacka Klaus, a Caroline wytężyła swój wampirzy słuch i zaczęła nasłuchiwać. Wtedy usłyszała specyficzne dla torturowanego wampira krzyki.
- A może faktycznie go porwali...
- No nie mów.- prychnął Mikaelson i w wampirzym tempie zbliżył się do budynku z którego dochodziły odgłosy. Caroline po sekundzie do niego dołączyła i oboje zaczęli skradać się do wejścia.
- A więc zapytam się jeszcze raz: Co wiesz na temat Hope Mikaelson?
- Nic czego ty byś nie wiedział.- odszczeknął Marcel i już po chwili znowu dało się słyszeć krzyk mężczyzny. Caroline jednak niezbyt to teraz obchodziło bo w jej głowie krążyła tylko jedna myśl: "Kto to Hope Mikaelson"?? Przecież Klaus miał tylko jedną siostrę... No może dwie, ale ta druga miała na imię Freya, więc skąd tu nagle Hope? Jakiś kolejny tajemniczy członek rodziny czy może....
- Kto to Hope?- zapytała bezgłośnie poruszając ustami, na co Klaus odpowiedział tylko "Później" i skierował się do drzwi.
- No to spróbujemy inaczej. Czy wiesz dlaczego Rebekah opuściła swoje rodzeństwo i gdzie się teraz znajduje?- zapytał porywacz ale Marcel ciągle milczał.- ODPOWIEDZ MI!!
- Nidy jej nie znajdziesz.- powiedział z pogardą w głosie Marcel i dopiero wtedy Care uświadomiła sobie jak bardzo podobny jest do Mikaelsona. Sposób w jaki zagadał do niej na ulicy. Jego pewność siebie i arogancja. Natarczywość. To jak teraz gardził tym facetem... On i Klaus musieli znać się przez długi, długi czas.... Caroline nawet nie zauważyła, że gdy ona rozmyslała wampir zdążył przemieścić się jeszcze bliżej wejścia i w tej chwili jednym zwinnym ruchem wydarzył drzwi i wtargnął do budynku. Dziewczyna mało myśląc pobiegła za nim i w chwili gdy on rozprawiał się z porywaczem, ona rozwiązywała ręce Marcela.
- Ruszyły cię wyrzuty sumienia kotku?-czy on nawet na pół przytomny musiał być taki arogancki?
- Jeszcze jedno słowo, a zostawię cię tu na pożarcie wilkom.- zagroziła co wywołało krzywy uśmiech na jego twarzy. Kiedy Caroline poradziła sobie z zawerbenowanymi linami i w końcu spojrzała na Klausa był ona cały we krwi, a na podłodze leżało martwe ciało i serce.
- Mieszaniec?- zapytał Marcel, a on tylko skinął głową. Dlaczego? Przecież hybrydy mógł tworzyć tylko z pomocą ludzkiej Eleny... O co w tym wszystkim chodziło?
- Hej czy ktoś mógłby mi wyjaśnić co tu się przed chwilą stało?!- spytała Caroline ponieważ już kompletnie nic nie rozumiała z tej sytuacji.- Jaki mieszaniec? Czemu cię porwał? I kto to jest Hope?!
- Wyjaśnię ci wszystko w domu obiecuję, ale teraz się stąd zmywajmy. Dobrze?- powiedział Klaus a Care bardzo niechętnie przytaknęła.
- Sprawdzę czy nikt tutaj się jeszcze nie czai.- poinformował Klausa Marcel
- Uważaj na siebie.- odpowiedział mu Mikaelson po czym wziął Caroline i ruszyli w drogę powrotną do domu. Domu Klausa oczywiście....***
- Hmm... To jest twoja mama kochanie.- odpowiedziała cicho Camille
- Naprawdę? A tatuś powiedział że mamy już nie ma.- powiedziała zdezorientowana dziewczynka, która nie miała pojęcia o czym mówi do niej ciocia Cami
- Hope...- zaczęła blondynka, bo nie wiedziała co ma jej powiedzieć. Albo co MOŻE jej powiedzieć.- Twoja mama kiedyś była, bo inaczej nie urodziłabyś się ty. To zdjęcie jest z czasów kiedy ona jeszcze żyła, a teraz... Teraz mamusia jest... w innym świecie.
- A zobaczę ją jeszcze?- dopytywała pięciolatka
- Być może...- powiedziała wymijająco Cami.- A teraz pokaż co tam narysowałaś.- spróbowała zmienić temat.
- Dobrze.- rozpromieniła się dziewczynka i pobiegła na kolana opiekunki razem ze swoim szkicownikiem. Na obrazku znajdował się domek, a obok niego dwa psy. "I dlaczego ja musiałam siedzieć nieruchomo?" pomyślała Camille
- Ślicznie ci to wyszło.
- Wiem.- powiedziała jak zwykle skromna Hope. Kolejna cecha odziedziczona po ojcu...- Ciociu a czy moja mama zmieniała ciało tak jak ciocia Bex, albo wujek Kol?
- Nie, czemu tak pomyślałaś?- zapytała totalnie zbita z tropu O'Connell.
- Bo zawsze myślałam, że to jest mamusia.- powiedziała szukając czegoś w szkicowniku. Kiedy znalazła czego szukała oczom Camille ukazał się portret przedstawiający jakąś młodą blondynkę. Na oko miała z 17 góra 18 lat. Cami nigdy dotąd jej nie spotkała.
- Wiesz kto to Hope?- zapytała
- Mama. Chyba...- powiedziała niepewnie dziewczynka
- A czemu myślisz, że to twoja mama?- dociekała prawdy Camille. Ta blondynka z portretu była bardzo ładna...
- Bo jest na wszystkich obrazkach tatusia.- wyjaśniła pięciolatka i zaczęła przewracać kartki szkicownika, który jak się okazało zwędziła z pracowni ojca. Miała racje... Na wszystkich kartach była narysowana ta sama dziewczyna. W sukni balowej, stojąca przed domem, oparta o drzewo, uśmiechnięta, poważna, zamyślona... Kim ona była?!
- Po pierwsze to nie wolno ci zabierać bez pozwolenia rzeczy taty, a po drugie....
- Wróciłem.- Camille usłyszała z dołu ten charakterystyczny akcent, na który Hope od razu zerwała się i popędziła do drzwi.
- Tatuś.- krzyknęła i wpadła prosto w objęcia Mikaelsona
- Cześć księżniczko.- powiedział Klaus i postawił ją na ziemi.- Przywitaj się. To jest Caroline.
- Heej.- powiedziała radośnie ściskając dłoń blondynki.- To ty!-krzyknęła kiedy zauważyła, że jest to dziewczyna z obrazku.- Ciociu to ona!- krzyknęła na co Cami szybkim krokiem wyszła z pokoju prosto na spotkanie tajemniczej blondi.
- TY MASZ CÓRKĘ?!!- usłyszała znienacka damski głos. W zasadzie krzyk....~~~~~~~~~
Kochani wy moi,
Po pierwsze bardzo was przepraszam, że rozdział jest z opóźnieniem, jednak wpadłam w niecne sidła serialu "Chirurdzy" i po prostu nie mogłam zmobilizować się aby zostawić go w spokoju i napisać rozdział :P Poniekąd to wina Mar bo to ona poleciła mi ten serial xD
Po drugie wiem że zrujnowałam wasze marzenia i na zdjęciu była Hayley (okrutna ja xD) jednak wprowadziłam wątek z rysunkami i mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
Nie zapominajcie o komentarzach,
Kochamy Was ;*
Mar&Yacker
(W sumie dzisiaj tylko Yacker xD )
CZYTASZ
>>Perfect Storm<<
FanfictionKiedy wszystko się sypie ludzie nazywają to Perfekcyjną Burzą. Życie Caroline Forbes jest właśnie tego rodzaju katastrofą. Jednak kiedy jej drogi po wielu latach znów zejdą się z Klausem wszystko ulegnie zmianie. Życie Care (i nie tylko) zmieni się...