All you ever did was wreck me

450 32 1
                                    


- A więc Kol...
Stefan spojrzał na Rebekah spokojnie, niemal chłodno.
- Owszem. Myślałam że będzie bardziej uważał na nowe życie.
- To nie zależało od niego.
- Fakt. Więc skoro już wiesz że mam zamiar ściągnąć mojego szalonego brata z drugiej drugiej strony, nadal chcesz mi pomóc?
- Świat bez psychopatów byłby nudny. Chociaż jeśli później rzuci się na mnie z kijem baseballowym, to mogę zmienić zdanie.
Rebekah zaśmiała się.
- Masz dużo lepsze poczucie humoru niż ostatnim razem. Najwyraźniej rozstanie ze słodką Eleną dobrze ci zrobiło.
Stefan zasępił się.
- Uuu, widzę że trafiłam w czuły punkt. Przepraszam. - Rebekah uśmiechnęła się złośliwie. - A już myślałam że nie jesteś bohaterem melodramatu pod tytułem "Dziewczyna rzuciła mnie dla mojego starszego brata, a ja po pięciu latach nadal nie mogę się otrząsnąć z tego szoku".
Stefan spojrzał na nią zszokowany, ale gdy już była pewna że się obraził, nagle zaczął się śmiać.
- A ty nadal zazdrosna?
- Oczywiście.. Jakżebym mogła nie być. W końcu całe życie zmarnowałam czekając na ciebie.
- A ja myślałem że leżąc w trumnie.
Rebekah nagle uderzyła się w czoło.
- Mówiąc o trumnach - muszę zadzwonić do Nika. Chcesz się przywitać?
- Ta... Może jednak nie. Twój brat niezbyt mnie lubi. Zwłaszcza odkąd próbowałem go zabić.
- Co było to było. A Nik... Nik ostatnio ma inne priorytety niż zemsta. No chyba że ktoś chce zrobić coś Hope.
- Hope? - Stefan spojrzał na swoją byłą dziewczynę ze zdziwieniem. - Klaus się zakochał? A ja wysłałem do niego Caroline?
- Hope to nie jego dziewczyna. Hope... Chyba najłatwiej będzie jeśli ci ją pokażę.
Po tych słowach wyjęła z kieszeni telefon, odblokowała ekran i podała Stefanowi otwarty folder ze zdjęciami. Wyobraźcie sobie jak zareagował, skoro 99% zdjęć przedstawiało śliczną dziewczynkę w różnych fazach rozwoju - w śpioszkach, malującą coś na kartce, jedząca lizaka, czy pozująca do zdjęcia z Klausem, Elijah i Rebekah.
- Co... Ale jak.. Czy wy... - Stefan krążył wzrokiem od telefonu do Rebeki i z powrotem.
- Poznaj Hope Mikaelson Stefan. Moją bratanicę, córkę Nika. A teraz, ja idę zadzwonić do brata, a ty przetwórz informacje. - Rebekah uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając osłupionego wampira samego.

xxxx

- Witaj Camille. Nie widziałaś dziś mojego brata? - Elijah usiadł przy barze. Blondynka uśmiechnęła się do niego, ale kiedy wspomniał o Klausie, nerwowo ściągnęła usta. Mimo wszystko spokojnie mu odpowiedziała.
- Nie, nie było go tu dziś. Coś się stało?
- Nie, oczywiście że nie. Po prostu wyszedł dość dawno i jeszcze nie wrócił. A ja najwyraźniej jestem przewrażliwiony. - zaśmiał się.
- Chyba tak. Zamawiasz coś czy mogę się zająć normalnymi klientami?
- Kto w tym mieście jest normalny?
- Racja... Miałam na myśli klientów którzy chcą czegoś innego niż informacje, i którzy na dodatek płacą. - Dziewczyna odwróciła się, ale Elijah ją zatrzymał.
- Może zostanę normalnym klientem. Whisky poproszę.
Camille pokręciła głową.
- Jesteście bardzo staroświecką rodziną. Nic tylko whisky i whisky, albo ewentualnie wino.
- Nie jesteśmy staroświeccy Camille. Jesteśmy po prostu bardzo.. wiekowi.
Barmanka uśmiechnęła się kątem ust i szybko nalała do szklanki bursztynowego płynu.

xxxx

- Ciociu, kiedy wracasz? Tęsknię za tobą. Niefajnie jest być jedyną dziewczyną wśród samych mężczyzn.
Rebekah uśmiechnęła się.
- Kochanie, wiesz że gdybym mogła to w tym momencie wsiadłabym do samolotu. Ale niestety. Obowiązki wzywają.
- Tak, wiem... Wujek Kol. - Hope zrobiła smutną minkę. - Mam nadzieję że niedługo wrócicie razem. Chciałabym go poznać. Ale tata mówi że wujek jest psychopatą. Co to znaczy ciociu?
Rebekah zdębiała.
- To, to... To znaczy że wujek jest kochany! - Blondynka ledwo mogła powstrzymać śmiech. - Hope, czy nie ma tam gdzieś twojego ojca?
Dziewczynka pokręciła głową.
- Nie. Wyszedł gdzieś z tym panem, tym którego tak nie lubi... Marcelem! Właśnie! I Marcel powiedział że idą na polowanie. Co to znaczy ciociu?
Rebekah nagle przestała się uśmiechać.
- Później ci wytłumaczę kochanie. Teraz muszę już kończyć. Kocham cię!
- Ja ciebie też. Dobranoc! - Córka Klausa pomachała rączką, po czym się rozłączyły.
- Marcel... Jak on mógł! Nie, jak Nik mógł!! Przecież wie... Przecież wie o wszystkim!!! Ale nie! Niech się dalej przyjaźnią, niech dalej.... Ooch!! Jak on śmiał powiedzieć coś takiego przy Hope!! Co za palant!!! Zadzwonię do niego i tak mu wygarnę, że...
- Że co?
Stefan najzwyczajniej w świecie stał w drzwiach jej pokoju.
- Jak długo tu jesteś?
- Wystarczająco długo. Co takiego on ci zrobił?
- Nieważne. Czego chcesz?
- A to nie mogę przyjść tak po prostu?
- Niezbyt. Ostatnim razem gdy przyszedłeś tak po prostu, to zrobiłeś to tylko po to żeby pomóc Elenie.
- Więc nadal to rozpamiętujesz?
- Nie! Po prostu nie jestem już taka naiwna.
- I niech zgadnę, to zasługa tego całego Marcela?
- Czego chcesz Stefan? Znaleźć mój słaby punkt i znowu mnie wykorzystać?
Rebekah spojrzała na niego rozgoryczona. Salvatore wpatrywał się w ziemię.
- To ty poprosiłaś mnie żebym tu z tobą został. Więc to chyba ja powinienem zadać to pytanie.
- Jeśli nie chcesz tu być to możesz odejść, droga wolna!! Nie jestem aż tak żałosna żeby cię tu zatrzymywać!!
Stefan westchnął, po czym usiadł obok niej na łóżku.
- To o co chodzi z Marcelem?
- A ty ciągle o Marcelu!
- Ja? To ty drzesz się o nim na całą ulicę. Chcesz to z siebie wyrzucić? To dawaj. Po to są przyjaciele.
Blondynka spojrzała na niego z obawą.
- W sumie... Może to mi dobrze zrobi.

Owszem, dużo Stebeki, ale w końcu świat to nie tylko Klaroline. Mamy nadzieję że wam się spodoba :*
Pozdrawiamy
Mar & Yacker ;*

>>Perfect Storm<<Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz