Caroline jechała, jechała i... Jechała! Za każdym razem, gdy wydawało jej się, że już następne miasto to jej punkt docelowy, myliła się. "Podobnie zresztą jak w życiu" pomyślała. "Za każdym razem kiedy wydaje mi się że ruszyłam na przód, w rzeczywistości cofam się o dwa kroki w tył..." Jej rozmyślania przerwał dźwięk klaksonu samochodowego, krzyczacy na nią ponieważ światło zmieniło się na kolor zielony, a ona wciąż stała w miejscu.
- Kretyn.- mruknęła pod nosem i była święcie przekonana, że mężczyzna, który przed chwilą ja obtrąbił zaśmiał się na tą obelgę w swoim aucie, co było przecież niemożliwe chyba, że...
- Caroline Forbes pogódź się z tym, że nie wszyscy ludzie są wampirami.- skarciła się na głos i wypruła swoim czarnym autem prosto przed siebie. Po około półgodzinnej jeździe w końcu przekroczyła granice Nowego Orleanu. Nie musiała nawet spoglądać na drogowskazy, iż głośne dźwięki jazzowej muzyki i gwar panujący na ulicach mówiły same za siebie. Był już dość późny wieczór, więc postanowiła udać się prosto do hotelu, o którym opowiadał jej Stefan. Był to wysoki biały budynek, w środku urządzony w stylu lat dwudziestych.
- Serio Stef? Serio?- rzuciła w powietrze i opadła na wielkie łóżko. Jej pierwotny plan polegał na odświeżeniu się i porządnym wyspaniu, jednak około drugiej w nocy, nuda dała jej się we znaki tak mocno, że wyruszyła na spacer wzdłóż śpiących ulic Nowego Orleanu.****
- Od kiedy to tak rozmyślasz po nocach?- zapytał Klaus stojącego na a ogromnym balkonie Marcela.
- A od nigdy. Po prostu mi się nudzi.- powiedział tym swoim wiecznie wyluzowanym tonem.
- No to los się do ciebie uśmiechnął. Patrz.- powiedział i wskazał palcem na jakąś drobną blondynkę idącą wzdłuż ulicy.
- No i to mi się podoba.- ucieszył się Marcel.- Jeżeli jest odważna umówię się z nią, jeśli głupia... Mamy kolację.- powiedział i zeskoczył przez balustradę, a Klaus tylko się roześmiał.***
- Taka ładna dziewczyna spaceruje o tak późnej porze?- jakiś obcy, ciemnoskóry facet zaszedł Caroline drogę.
- A tobie co do tego?- zapytała poirytowana
- Martwię się o ciebie.- widać że świetnie się bawił, a Forbes miała ochotę walnąć go w twarz. Tak bez powodu!
- Super, a teraz zejdź mi z drogi.- warknęła i ruszyła przed siebie. Nie była w nastroju do uganiania się z jakimiś debilami, co łażą po nocach i straszą bezbronne dziewczyny. Ona na szczęście nie była bezbronna.
- Hej słonko nie uciekaj tak szybko.- zawołał za nią i znowu zatarasował drogę.- Zacznijmy jeszcze raz. Jestem Marcel.
- A ja niezainteresowana.- parsknęła blondynka i mało myśląc przypadła go do muru za pomocą swojej wampirzej siły.- A teraz łaskawie przestań mnie dręczyć i spadaj.- powiedziała puszając go i odwróciwszy się ruszyła w swoim kierunku. Nie przewidziała, że Marcel też ma pewne "dary". Chwycił ją za kark i pociągnął do siebie, jednak nawet mimo elementu zaskoczenia Caroline była od niego sprytniejsza i jednym zwinnym ruchem wysunęła się z jego uścisku, skrecając mu kark.***
Całemu temu zdarzeniu przyglądał się Klaus i wprost nie mógł uwierzyć, że Caroline- Jego Caroline, właśnie unieszkodliwiła Marcela. Niewiele myśląc zeskoczył z balkonu na ulicę i stanął oko w oko z blondynką.
- A ja myslałem, że nie marnujesz kalorii na idiotów.- były to pierwsze słowa jakie przyszły mu na myśl. Niezbyt romantyczne, ale w końcu.... To Niklaus, czego można było się spodziewać?
- Klaus.- wypowiedziała jego imię prawie szeptem...~~~~~~~~
Kolejny rozdział już gotowy ;*
Wiemy że nie udostępniałyśmy nic przez dłuższy okres, jednak prosimy was o zostawianie znaku życia ponieważ bardzo motywuje nas to do dalszego pisania <3 Jak to mówią:
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ ❤
Pozdrawiamy
Mar&Yacker :*
CZYTASZ
>>Perfect Storm<<
FanfictionKiedy wszystko się sypie ludzie nazywają to Perfekcyjną Burzą. Życie Caroline Forbes jest właśnie tego rodzaju katastrofą. Jednak kiedy jej drogi po wielu latach znów zejdą się z Klausem wszystko ulegnie zmianie. Życie Care (i nie tylko) zmieni się...