If you talk enough sense then you lose your mind

416 23 1
                                    


- Czy ja dobrze zrozumiałam?
Davina spojrzała na Rebekę z ironią i krótko się zaśmiała.
- Chcesz żebym przywróciła do tego świata twojego psychopatycznego brata, a zarazem mojego byłego. Który, dodajmy, perfidnie mnie wykorzystał. A na dodatek nie masz zielonego pojęcia jak to zrobić. Co prowadzi nas do wniosku, że jest to bardzo czarne i stare zaklęcie. A czarne, stare zaklęcia zazwyczaj kończą się śmiercią czarownicy, patrz: ja. - wskazała na siebie dwoma kciukami i uśmiechnęła się w ten sztuczny, charakterystyczny dla sitcomów sposób.
Rebekah westchnęła.
- Davina... Ja... Ja wiem że... Wiem że i tak już zrobiłaś dla mnie, dla nas o wiele więcej niż zasługujemy. Ale... Ale tu nie chodzi o nas. Tu chodzi o Kola!
- Kola nie ma. - powiedziała głucho czarownica. - Nie ma go.
- I jeśli mi nie pomożesz to go nadal nie będzie! - Rebece puściły nerwy i podeszła bliżej do wiedźmy.
I to był błąd.
- Nie zbliżaj się! - Davina rzuciła w blondynkę zaklęciem. - Nie macie prawa wtrącać się do mojego życia! Najmniejszego prawa! Ani ty, ani Klaus, ani ktokolwiek! A już na pewno nie Kol! Nie mam zamiaru cały czas płacić za jedną czy dwie chwile słabości! Byłam wtedy naiwna, a on to wykorzystał... - brunetce lekko zadrżał głos. - WSZYSCY TO WYKORZYSTALIŚCIE!!
Stefan wiedział już co się stanie. Widywał takie rzeczy wcześniej. Ale zanim zdążył zareagować, Davina całkowicie straciła kontrolę nad swoją magią. W zamkniętym budynku powstał mały cyklon, po chwili pękły rurociągi. Wszystko się waliło.
A Davina klęczała na ziemi i urywanymi szlochami dawała wyraźne znaki że żyje.
Stefan odetchnął z ulgą, po chwili jednak spostrzegł że nigdzie nie ma Rebeki. Co prawda nic nie mogło jej się stać (1000 letnie oryginalne wampiry nie giną od ciosu belką w łeb czy serce), ale Salvatore nadal czuł niepokój.
Za to przedmiot jego rozmyślań nie czuł zupełnie nic, oprócz ciemności, pustki i cierpienia.

xxx

- Ciemność, pustka i cierpienie. Jak dla mnie to nie brzmi to za dobrze. - Starsza kobieta krzywo się uśmiechnęła słysząc jego komentarz.
- Cóż, gorzej niż teraz nie będzie, prawda??
- Tutaj chociaż jest whisky...
- Rzeczywiście. Chociaż szczerze mówiąc niezbyt dobra.
- Ale zawsze. - Zaśmiali się. Kol ze zdziwieniem stwierdził, że ją polubił. Kiedy miał akurat gorszy humor i myślał o matce, zawsze wyobrażał sobie ją jako kogoś takiego - jednocześnie ciepłego i sarkastycznego. Nie żeby robił to często - nie był w końcu biednym chłopcem z traumą jak Klaus czy Elijah.
- Czemu mi pomagasz? - spytał nagle podejrzliwie.
- Słynna nieufność Mikaelsonów.... A ja niestety nie mogę ci odpowiedzieć.
- Więc skąd mam wiedzieć że nie chcesz mnie...?? - Chłopak palnął się w czoło. - W końcu i tak nie żyję.
- Trudno zaprzeczyć.
- Ale skąd mam wiedzieć że to nie jest jakiś spisek przeciwko mojej rodzinie?
Nagle kobieta przestała się uśmiechać.
- Nigdy nie skrzywdziłabym niczyjej rodziny. A już na pewno nie twoją. Mikaelsonowie potrafią się mścić, nawet jeśli ich wróg jest już martwy.
- Fakt.. - cień Michaela pojawił się w myślach Kola, ale równie szybko znikł. - Więc załóżmy że nie chcesz śmierci/cierpienia mojej rodziny. I że naprawdę chcesz mi pomóc. Niby jak masz zamiar mnie wskrzesić?
- Nie ja. Pewna inna, młoda i bardzo potężna czarownica.
- Mogę chociaż poznać imię tej tajemniczej istoty?
- Dowiesz się w swoim czasie chłopcze. A poza tym ty też masz dużo do zrobienia. Od dzisiaj nie zmarnujesz ani jednej minuty.
- Ja rozumiem że świat cierpi na deficyt przystojnych mężczyzn, ale nie wiedziałem że aż tak....

>>Perfect Storm<<Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz