Pędziłam przez centrum miasta, żeby znaleźć się tam jak najszybciej. Nie byłam w stanie już mocniej docisnąć gazu a i tak wydawało mi się, że jadę za wolno. Podjechałam pod bramę cholera kod jaki był kurwa kod...
Wyciągnęłam telefon i wybiegłam z auta przeglądając moje ostanie sms'y z Justinem.
-Mam- krzyknęłam do siebie i jak najszybciej wbiłam kod i z powrotem wskoczyłam do auta.
Brama nie zdążyła się całkowicie otworzyć a ja już przejechałam na drugą stronę posesji.Wyłączyłam światła i podjechałam na tyle blisko, żeby nie zostać zauważoną.Wysiadłam z auta przymykając drzwi. Zostawiłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam w stronę domu. Od telefonu minęło już prawie 10 minut. Przecież mogło się tyle wydarzyć..
Szybko wybiłam sobie z głowy niepotrzebne myśli i zaczęłam wspinać się po rynnie na dach. Szło mi to szybko. Wskoczyłam na dach. Przerzucając jedną nogę przez okno weszłam do środka i ujrzałam dwie drobne postacie, które przytulają się do siebie próbując opanować płacz. Podbiegłam do nich i mocno ich przytuliłam.
-Ciii, już dobrze. Gdzie jest wasz Ojciec?- zapytałam i usłyszałam głośny huk, który wydały drzwi od mocnego uderzenia. Dochodził on z pokoju Jazzy co znaczyło, że ten psychol już tu jest...
-Nie mamy czasu... Wyjdziemy drzwiami Jaxon'a dobrze? - powiedziałam a dzieci kiwnęły głowami.
-Od razu biegnijcie do mojego auta - dodałam a dzieci znów kiwnęły głowami.
Drzwi lada chwila były gotowe wypaść do dodatkowo zwiększyło mój strach. Otworzyłam drzwi od łazienki i wyszliśmy do sypialni Jaxon'a. Zamknęłam je za nami i poprowadziłam ich w stronę kolejnych, które miały nas wyprowadzić na korytarz. Wybiegłam trzymając ich za rączki. Zbiegliśmy po schodach wybiegając na zewnątrz. Z domu usłyszałam głośny krzyk tego potwora. Nie oglądając się za siebie wbiegliśmy do środka mojego auta. Dzieciaki usiadły razem na fotelu a ja odpaliłam silnik i z piskiem opon odjechałam w stronę bramy. Przez tylne lusterko widziałam jak ich Ojciec biegnie w naszą stronę z czymś w dłoni.
-Cholera - krzyknęłam kiedy zobaczyłam, że brama się zamknęła....
Wybiegłam z auta i drżącymi palcami wpisałam na nowo kod. Udało mi się za pierwszym razem. Odwróciłam się do auta i kiedy zamykałam drzwiczki zobaczyłam go niecałe 10 metrów od nas..
Biegł w naszą stronę z wielkim metalowym kijem baseballowym. Automatycznie wcisnęłam pedał gazu ledwo mieszcząc się w bramie wyjechałam z posesji. W moich żyłach nadal buzowała adrenalina. Kurwa było tak blisko.. Tak cholernie blisko.....
Wjechałam do centrum i stanęłam na jednych z poboczy żeby się uspokoić i uspokoić dzieciaki.
-Wszystko dobrze? Nic wam nie jest?- zapytałam patrząc na nich z poczuciem troski. Było mi ich bardzo żal cholera. Byli jeszcze tacy mali a takie sytuacje były dla nich niczym wycięte sceny z horrorów.
-Tak.. - powiedziała Jazzy spoglądając na swojego brata raz na mnie. Jaxon miał widoczne łezki w oczach co spowodowało u mnie jeszcze większy ból..
-Chodźcie do mnie - powiedziałam i wystawiłam ręce w ich stronę. Jaxon wskoczył w moje objęcia a zaraz a nim jego siostra. Zaczęli cicho łkać. Serce mi się krajało na ich widok. To tylko niczemu winne małe istotki, a przeżyły już tyle w swoim młodym życiu. Mocno ich przytulałam i głaskałam po głowie kiedy odezwał się mój telefon.Wyciągnęłam go z kurtki nadal ich do siebie przytulając odebrałam telefon.
-Słucham? - powiedziałam drżącym głosem
-Lily! Coś się stało - usłyszałam głos Justina i od razu zrobiło mi się lżej. Potrzebowaliśmy go tutaj tak bardzo...
-Twój Ojciec... Ja .. dzieci.. - jąkałam powstrzymując szloch. Wszystkie emocje próbowały się wydostać z mojego ciała tak bardzo chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. Nie teraz. Musze być silna dla nich..
-Lily co się kurwa stało? - krzyknął Justin
-Ja.. - powiedziałam
-Gdzie jesteś? - zapytał
-W centrum.. - powiedziałam
-Gdzie dokładniej?- zapytał. Zaczęłam rozglądać się przez okno w poszukiwaniu jakiegoś napisu.
-Koło hotelu Monaco.. - wyszeptałam
-Czekaj tam! Będę za chwilę... - powiedział i rozłączył się.
Dzieci nadal łkały i mocniej się we mnie wtulały. Oparłam się policzkiem o główkę Jaxona i pocałowałam go lekko w głowę za to Jazzy mocniej do siebie przytuliłam dzięki temu dziewczynka mocniej mnie przytuliła. Siedzieliśmy tak trochę dopóki nie zobaczyła Justina, który biegnie w naszą stronę. Otworzył drzwi a dzieci nawet nie zwróciły na niego uwagi. Przypatrzyłam się im i zobaczyłam, że obydwoje zasnęli. Prawdę mówiąc sama byłam blisko snu dopóki nie zauważyłam Justina.
-Ciii śpią - powiedziałam. Justin kiwnął głową i wrócił do swojego auta. Ze środka wynurzył się Douglas i uśmiechnął się do mnie lekko. Próbowałam tego samego jednak nic mi z tego nie wyszło. Justin wymienił z nim kilka zdań i oboje do mnie podeszli.
-Douglas weźmie twoje auto i do niego pojedziemy- wyszeptał
-Mhm- odszeptałam. Justin wziął na ręce Jazzy a ja Jaxona starając się go nie obudzić. Był jak malutki, słodki blond aniołek. Wyszłam z auta i powoli podreptałam za Justinem do jego Range Rovera. Położyliśmy ich na tyle zapinając pasami. Spali jak zabici szczerze mówiąc to się im nie dziwiłam. Zamknęłam drzwi i podeszłam do Justina mocno się w niego wtulając..
-Co się stało? Opowiedz mi- wyszeptał mi do ucha
-Twój ojciec... On...
-Ciii.. - powiedział mocniej mnie ściskając
-Jaxon do mnie zadzwonił.. Twój ojciec pobił Martę i oni się bali... Pojechałam ich zabrać..
-Japierdole - powiedział Justin zaciskając pięść
-Justin musisz zadzwonić do Pattie ona nie może tam pojechać! - powiedziałam
Justin chwycił za swój telefon i wybrał numer.
-Kurwa nie odbiera.. - powiedział
-Chodź muszę was stąd zabrać.. - chwycił mnie za dłoń i wprowadził do auta na miejsce pasażera. Trzęsącymi dłońmi zapięłam pas kiedy Justin odjechał z podjazdu kierując się do domu Douglasa.
Jechaliśmy w ciszy. Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy na miejsce. Rozpięłam pas i wyślizgnęłam się z auta. Powoli wyjęłam z niego malucha i poszłam do domu.Douglas zaprowadził mnie do jednej z sypialni i tam położyłam Jaxon'a chwilę potem Justin położył koło niego Jazzy i wyszliśmy z pokoju. Poszliśmy do salonu. Usiadłam na jednej z kanap na której siedział Justin. Złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy.
-Jesteś cała nic Ci nie jest?- zapytał jedną ręką trzymając moją twarz
-Nie nic.. Tak się bałam, nie chodzi o mnie.. Bałam się, że nie zdążę im pomóc..Kiedy tam byłam on tak mocno walił w drzwi. Gdybym przyjechała trochę później nie wiem czy bym zdążyła.. Gdyby coś im się stało nie wybaczyła bym sobie.. - zaszlochałam wtulając się w Justina. Mocno mnie do siebie przytulił i złożył kilka pocałunków na moim czole.
-Ciii... Dziękuję Ci. Nie było mnie.. gdyby nie ty. Tak bardzo Ci dziękuję!- powiedział jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągając
-Dodzwoniłeś się do Pattie? - zapytałam
-Tak, już tu jedzie- na tę wiadomość od razu mi ulżyło. Gdyby ona się nie dowiedziała i pojechała do tego psychola... Nie chcę nawet myśleć.
-Co teraz będzie? - zapytałam niepewnie. To nie była moja sprawa jednak czułam się jakby i tak mnie to dotyczyło bardziej niż powinno..
-Nie wiem.. To decyzja mojej mamy. - powiedział
Usłyszałam jakieś głosy z korytarza. W drzwiach od salonu pojawiła się Ashley razem z Douglasem.
-Hej.. - wyszeptała całkowicie zdezorientowana całą sytuacją.
-Hej- odszeptałam podnosząc się z klatki Justina
-Coś się stało? - zapytała
-Nie.. znaczy tak jakby. - powiedziałam odwracając wzrok i usłyszałam głos Douglasa. Dzięki bogu..
-Chodź musisz mi pomóc - powiedział do Justina a ten zerwał się zaraz za przyjacielem do kuchni. Kiedy oboje zniknęli w pomieszczeniu Ashley usiadła koło mnie i zaczęła swoje przesłuchanie.
-Co się stało? - powtórzyła swoje pytanie
-Nic nie ważne, to drobna sprawa nic wielkiego - powiedziałam wymuszając uśmiech. Nie wiedziałam czy jest sens opowiadania jej o całej sytuacji. To była sprawa Justina jeśli będzie chciał to sam powie. Wiedziałam tylko, że Ja i Douglas byli jednym osobami w naszym gronie, które wiedziało o co chodzi.
-Lily przecież widzę, że coś Cię gryzie..- powiedziała. Dlaczego ona była taka uparta..
-Nic mnie nie gryzie jest dobrze.. - powiedziałam.
-Nic? To dlaczego jesteś smuta hm?- powiedziała
-Dlaczego ty zawsze chcesz wszystko wiedzieć.- powiedziałam pierwsze zdanie jakie nasunęło mi się na myśli i pożałowałam tego.
-Przepraszam, że się martwię! - powiedziała
-To się nie martw bo jest wszystko dobrze! Nic mi nie jest, jestem cała i zdrowa. - powiedziałam
-Może i na zewnątrz tak, ale... - nie dokończyła kiedy przerwałam jej nagle..
-Ale w środku też jest dobrze i przestańmy już o tym rozmawiać.- powiedziałam stanowczo
-Jeśli mnie nie potrzebujesz to już w ogóle przestańmy rozmawiać- krzyknęła
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.. - powiedziałam
-To niby o co? Masz jakieś chore tajemnice o, których nie mówisz a przecież się chyba przyjaźnimy.- wysyczała.
-No właśnie chyba.. - syknęłam. Nie nie powiedziałam tego...
-Trzeba było tak od razu.. - rzuciła kierując się w stronę wyjścia
-Ashley przepraszam nie miałam tego na myśli..
-Jak już się zastanowisz to daj znać bo jak na razie sama nie wiesz czego chcesz.. - powiedziała i wyszła na korytarz po chwili trzaskając drzwiami..
Jeszcze dziś brakowało mi kłótni. Ten dzień się już nie może gorzej skończyć..
-Co się stało? Gdzie Ashley? - zapytał Justin wchodząc do salonu razem z Douglasem
-Posprzeczałyśmy się... - wyszeptałam i czułam jak łzy napływają mi do oczu
-Wyszła.. - dodałam i zaczęłam ścierać łzy z mokrych polików. Byłam wykończona. Siedziało we mnie tyle emocji, że ciężko mi się oddychało. Miałam wrażenie, że ból w klatce jest coraz większy. Tak bardzo wszystko mnie bolało. Podeszłam do kanapy i powoli na nią upadłam zaraz obok pojawił się koło mnie Justin.
-Kochanie wszystko dobrze? - zapytał. Widziałam troskę w jego oczach.
-Mmm.. boli mnie trochę w klatce, ale jest dobrze.. - wyszeptałam zwijając się w pozycje płodową
-Spokojnie kochanie musisz odpocząć.. - powiedział
-Mhm... - wyszeptałam i powoli moje ciężkie powieki zaczęły opadać a ja niekontrolowanie zasnęłam.
Biegłam przez ciemny las.. Rękami odgarniałam wszystkie gałęzie i inne krzaki, żeby się z niego wydostać. Biegłam jak najszybciej wywalając się kilkanaście razy jak nie o swoje nogi to o korzenie drzew. Było tak ciemno, że nic nie widziałam. Jedyne co oświetlało mi drogę był księżyc, który wisiał w powietrzu. W oddali zobaczyłam jakieś światła. Biegłam jeszcze szybciej. Z biegiem czasu światło przypominało już zarys wielkiego domu całego oświetlonego jakby ktoś w nim czekał. Wybiegłam z lasu i przypatrzałam się jemu bardziej. Znałam ten dom ba byłam w nim już wiele razy przecież to dom rodziców Justina..
Powoli udałam się do drzwi. Były lekko uchylone. Lekko je popchnęłam tak, że mogłam już wejść do środka. Na ziemi było pełno śladów świeżej krwi..
Zaczęłam chodzić po domu szukając kogoś kto mógł by w nim być jednak nie znalazłam nikogo. Wróciłam na podwórko i zobaczyłam jakąś postać, która kieruje się w moją stronę. Nie byłam w stanie określić kto to jest. Zobaczyłam jak coś błyszczy w jego dłoni. Przyjrzałam się temu bardziej. Był to wielki topór zakończony wielkim ostrzem. Zaczęłam biec z powrotem do lasu. Muszę się gdzieś ukryć. Biegłam jak najszybciej jednak kiedy spoglądałam do tyłu postać była coraz bliżej niż dalej. Lada chwila i była w stanie mnie złapać. Biegłam najszybciej jak tylko byłam w stanie. Na moje nieszczęście potknęłam się o korzeń drzewa i upadłam na twarz. Odwróciłam się tak, leżałam na plechach. Spojrzałam do góry i ujrzałam tą postać, która szczerzyła się do mnie ciesząc się ze swojej zdobyczy. Ujrzałam wielki topór, który leciał w stronę mojej twarzy. Zacisnęłam oczy i głośno krzyknęłam wyrywając się z tego koszmaru. Obudziłam się cała zadyszana. Nie wiedziałam co się dzieje. Łzy spływały mi po polikach zamieniając się w szloch. W pokoju nie było nikogo co jeszcze bardziej powodowało mój strach. Udałam się do drzwi i wyszłam na korytarz. Zbiegłam schodami na dół i w salonie ujrzałam Justina, Douglasa i Pattie. Spojrzeli na mnie jednocześnie co spowodowało lekkie zawstydzenie. Pewnie rozmawiali o czymś ważnym a ja wbiegłam tu jakby nigdy nic..
-Lily bardzo Ci dziękuję - powiedziała Pattie obejmując mnie mocnym uściskiem.
-Nic takiego.. - powiedziałam kiedy kobieta spojrzała mi w oczy
-Jesteś wspaniałą dziewczyną! Jeszcze raz Ci dziękuję to co dla nas zrobiłaś bardzo dużo dla mnie znaczy jestem Ci ogromnie wdzięczna.. -dodała . Uśmiechnęłam się do kobiety nie wiedząc co jej odpowiedzieć. Oddała mi uśmiech a ja poszłam usiąść koło Justina. Nie chciałam go martwić moim koszmarem w końcu to tylko sen.
-Wszystko dobrze?- zapytał
-Jesteś przerażona.. - dodał mocno mnie do siebie tuląc
-Wszystko okej. Po prostu nie wiedziałam gdzie jesteś.. - wyszeptałam. Najgłupsza wymówka jaką słyszałam.. Dlaczego nie wymyśliłam czegoś lepszego.
-Chcecie dziś tu zostać? - zapytał Douglas.
-Jeśli to nie problem..- powiedział Justin
-Jaki problem sama przyjemność- powiedział Douglas
-To chętnie.. - powiedział Justin
-Ja pojadę do szpitala sprawdzić z Martą, a jutro rano o 9 musimy stawić się na komisariacie.. - powiedziała Pattie
-Okej - powiedział Justin
-W takim razie trzymajcie się dzieciaki- powiedziała Pattie i ruszyła do drzwi wyjściowych. Była świetną kobietą tak jak i mamą.Przeżyła bardzo dużo jednak zawsze chodziła uśmiechnięta. Podziwiałam ją, nie wiem czy była bym w stanie patrzeć na wszystko z uśmiechem pomimo tylu problemów.
-Chodzimy już spać.. - zaproponował Douglas i razem z nim się zgodziliśmy. Poszłam z Justinem do sypialni w, której przed chwilą przyśnił mi się ten okropny koszmar. Położyłam się do łóżka a zaraz za mną położył się Justin obejmując mnie jednym ramieniem.
-Co się wcześniej stało? - zapytał
-Nic takiego to tylko sen.. - powiedziałam
-Opowiedz mi.. - wyszeptał mi do ucha
-Kiedy indziej dobrze?- wyszeptałam. Justin na chwilę zamilkł.
-Dziękuję Ci! Naprawdę jesteś wspaniałą dziewczyną gdyby nie ty.. Gdyby im się coś stało...
-Cii jest dobrze.. - powiedziałam głaszcząc go po policzku
-Nigdy Ci tego nie wynagrodzę.. On mógł zrobić im krzywdę tobie też cholera było tak blisko..
-Nic im nie jest mi też i nic im się już nie stanie kochanie.. - wyszeptałam
-Cholernie Cię Kocham - powiedział jeszcze mocniej mnie do siebie tuląc
-Ja Ciebie też - odpowiedziałam i po chwili odleciałam w spokojny sen wtulając się w mojego ukochanego mężczyznę...----------------------------------------------------------
Mam ogromną nadzieje, że rozdział się wam podoba ;)
Przepraszam za taką długą nieobecność, ale nie chciałam pisać byle czego co mi samej by się nie podobało..
Rozdziały będą się już pojawiać w miarę regularnie :)
+proszę o gwiazdki i komentarze misie :))
Do następnego! xx
CZYTASZ
Love is mine purpose Justin Bieber
Fiksi PenggemarZwykły piątek. Najlepsze przyjaciółki których życie obraca się o 360 stopni Przez jedną imprezę A może przez kilku chłopaków? Lily zwykła dziewczyna z planami na przyszłość. Na jednej z imprez poznaje chłopaka którego w krótkim czasie zaczyna darzy...