Kiedy tylko otworzyłam drzwi i zawołałam:
- Mamo jestem!- moja rodzicielka od razu wychyliła się z kuchni i powiedziała:
- Jak tam w szkole mała?
- Całkiem dobrze. Zaszokowałam młodych Cullenów. Od razu wiedziałam że to oni no i jak jedna z nich chciała mi się przedstawić to ją ubiegłam i powiedziałam to co ona chciała powiedzieć. Gdybyś widziała jej minę... To było bezcenne.- zaczęłyśmy się z mamą śmiać, po czym oczywiście mama musiała mnie zganić:
- Och Bello, nie możesz tak robić. Rosalie chciała być miła, a Ty jej na to nie pozwoliłaś. Następnym razem daj ludziom dojść do słowa dobrze?- pokiwałam głową i powiedziałam:
- Mamy dzisiaj gości?
- Tak. Carlisle i Esme przyjdą z dziećmi.
- Muszę z nimi rozmawiać?
- Bello, zachowuj się. Nie tak Cię z ojcem wychowaliśmy.
- Oj no mamo wiem... Ale naprawdę muszę z nimi rozmawiać? Ten Rudy mnie irytuje...- powiedziałam wzdychając ciężko. Reneé spojrzała na mnie i powiedziała:
- Bells, co Cię w Edwardzie aż tak irytuje?
- To, że próbuje dostać się do moich myśli...
- Oj Bello... Długa droga przed Tobą jeszcze. Idź do siebie na górę, a ja Cię zawołam jak przyjdą, dobrze?
- Dobrze.- pobiegłam do siebie i cierpliwie czekałam. Odrobiłam wszystkie lekcje, nie zajęło mi to dużo czasu, bo rozwiązania same pojawiały się w mojej głowie, sama nie wiem skąd. W ogóle nie chciałam schodzić na dół i gadać z młodymi Cullenami. Esme jakoś przełknę. Carlisle'a też, ale Rudego nie zniosę... Jest okropny... I ten jego natarczywy wzrok... Ugh.. Najchętniej to bym go zamordowała...
- Bella! Kochanie chodź do nas na dół.- zawołał tata. Zbiegłam po schodach i stanęłam pomiędzy ojcem a matką. Uśmiechnęłam się do Carlisle'a i Esme. Esme zaraz do mnie podeszła i przytulając mnie powiedziała:
- Jejku Bello, jak Ty wyrosłaś. Jak ostatnio u was byłam byłaś taka malutka...
- Tak, trochę urosłam. Miło was znowu widzieć. Stęskniłam się za wami.- uściskałam Esme i delikatnie ją odsunęłam.
- Ej, a gdzie Rudy?- spytałam z uśmiechem. Mama popatrzyła na mnie z naganą, ale Cullenowie roześmiali się. Rosalie spojrzała na mnie i z uśmiechem powiedziała:
- Edward parkuje auto i nie tylko Ty mówisz na niego "rudy".- zaśmiałam się i przybiłam piątkę blondynce. Coś czuję, że będziemy dobrymi przyjaciółkami. Kiedy do domu wszedł Edward nie powstrzymałam uśmiechu i powiedziałam:
- Jest i nasz Rudzielec.- wampir szybko znalazł się koło mnie i powiedział:
- Nie jestem Rudy. Moje włosy są miedziane, nie rude. Jasne?
- Dobra, dobra, uspokój się panie Miedziany.- powiedziałam z naciskiem na miedziany i uśmiechnęłam się. Rodzice patrzyli na nas i uśmiechali się. Z ich myśli wyczytałam: "będą wspaniałą parą" odwróciłam się gwałtownie i równo z Edwardem powiedziałam:
- To niemożliwe.
- Co jest niemożliwe Isabello?- spytał ojciec.
- To, żebym ja i Miedziany byli parą. Niemożliwe. Ja go nie znam i nawet nie lubię.- odparłam szybko. Nawet samą siebie zaskoczyłam tym zdaniem. Edward parsknął śmiechem i powiedział:
- Zdjęłaś tarczę. Slyszałem co pomyślałaś.
- A spróbuj coś powiedzieć to nie żyjesz!- krzyknęłam.
- Widzisz kotku, ja nie żyje już od 17 lat.- uśmiechnął się łobuzersko i zmierzwił mi włosy.
- Bella, zabierz młodzież do siebie na górę.
- Okej. Już idę. Chodźcie.- pobiegłam po schodach na górę i usiadłam wygodnie na kanapie. Edward usiadł obok mnie, a reszta rozsiadła się na fotelach. Gadaliśmy dosyć długo, aż w końcu Cullenowie zaczęli się zbierać do domu. Nawet ich polubiłam. Nie są tacy źli. Pożegnałam się z nimi i poszłam spać.
CZYTASZ
Kiedy miłość umiera, wszystko się zmienia...
FanficFanfiction Zmierzchu. Bella traci ukochanego, który jednak pozostawia coś po sobie. Pamiątkę w postaci dziecka, które Ona chce chronić przed Nim za wszelką cenę. Kiedy On niespodziewanie wraca i poznaje swoje dziecko, próbuje odzyskać zaufanie Isabe...