3. Goodbye my friend

71 5 0
                                    

Obudziłam się dziś ze strasznym bólem głowy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam w dół. Uśmiechnęłam się smutno do Lucky'ego, który pocieszał mnie całą noc, ponieważ to już dziś.

Dziś są osiemnaste urodziny mojego przyjaciela, a to oznacza, że musi opuścić sierociniec i zacząć żyć na własną rękę. Gdy poczułam nowe łzy pod powiekami, znów mocno przytuliłam się do jego torsu.

-Uspokój się, wszystko będzie dobrze. Przecież nie zostawię Cię tu samej. Spróbuję coś wymyślić.

-Najpierw musisz zadbać o siebie, rozumiesz? Znajdź dom i prace, a potem wróć po mnie. Ja sobie tu jakoś poradzę.

-Wiem, że dasz sobie radę. Jesteś taka dzielna.

Uśmiechnęłam się i przymknelam oczy, chcąc nacieszyć się ostatnimi chwilami z przyjacielem.

Po dwóch godzinach do naszego pokoju wpadła jedna z opiekunek i kazała Lucky'mu iść do gabinetu dyrektorki, a mi kazała zejść na śniadanie. Niechętnie wstałam z posłania i udałam się do łazienki chcąc się ubrać. Po wejściu do dużego, wspólnego pomieszczenia zauważyłam sześcioletnią Silly, usiłującą ubrać koszulkę, w którą się zaplątała. Szybko pomogłam temu uroczemu maluszkowi i uśmiechnęłam się do niej ciepło.

-Dzień dobry Silly.

-Część Kenny-pomachała mi przed twarzą swoją maleńką rączką i uśmiechnęła szeroko. Była moją ulubienicą.

-Co będzie dziś na śniadanie?

-Słyszałam, że to co zwykle. Kanapki z błotem.

Mała zaśmiała się z moich słów i pokiwała głową.
Po dziesięciu minutach byłyśmy już w drodze na stołówkę. Po wejściu spotkałam się z karcącym spojrzeniem Pani Marthy i od razu wiedziałam, że mam kłopoty za spóźnienie. Zignorowałam kobietę i podeszłam do stolika, przy którym siedział Lucky z opuszczają głową.

-Co jest?

-Dyrektorka kazała mi się pakować tuż po śniadaniu.

-I co? Tak po prostu zamkną ci przed nosem drzwi?

-Tak. Czego się spodziewałaś? Czy dadzą mi czteropokojowe mieszkanie z balkonem i prace w banku?

Nie odezwałam się, tylko usiadłam na przeciwko chłopaka.

-Przepraszam. Po prostu jestem przerażony. Wyjdę stąd i pójdę pod most. Nie mam pieniędzy, jedynie marne oszczędności, które wystarczą mi na dwie noce w tanim motelu.

-Nie pójdę jutro do szkoły.-Pochyliłam się nad stolikiem, chcąc być bardziej dyskretna.-Pomogę ci poszukać jakieś roboty na mieście. Zawsze lepszy zmywak niż nic.

Jake uśmiechnął się wdrażanie wdzięcznością i mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Reszta śniadania minęła nam w ciszy. Po skończonym posiłku postanowiliśmy wrócić do pokoju, jednak pani Martha zatrzymała mnie w progu stołówki.

-Przyjdź do mnie za dziesięć minut.

Kiwnęłam glową i poszłam do Jake'a. Zastałam go pakującego ostatnie pierdoły do walizkek. Podeszłam do niego przytulając go od tyłu. Owinęłam swoje ręce wokół jego korpusu i zaczęłam cicho łkać. Lucky odwrócił się do mnie przodem i mocno przyciągnął do siebie. Pocałował w czubek głowy i szeptał uspokajające słowa. Jednak one niczego nie zmieniły. Ciągle się bałam. Bałam się zostać sama w tym piekle ale i bałam się o los swojego przyjaciela. Po kilku minutach stania w uścisku przypomnialam sobie, że szybko muszę iść do opiekunki, jeżeli nie chce się spóźnić. Poprosiłam go aby poczekał aż wrócę, gdyż chciałam się jeszcze raz pożegnać.

Wyszłam z pokoju i pobieglam do gabinetu. Zapukałam i ostrożnie weszłam do środka. Średniego wieku kobieta siedziała przy swoim biurku wpatrując się w ekran swojego komputera. Kiedy mnie zobaczyła, wstała i po chwili stała już przede mną. Popatrzyła na mnie z pogardą i wymierzyla mi siarczysty policzek. Syknęłam z bólu i popatrzyłam na nią z nienawiścią. Chciałabym powiedzieć, że także ze zdziwieniem, ale po co kłamać... Dobrze wiedziałam, że tak to się skończy.

-To za spóźnienie.

Znów poczułam znajomy ból.

-A to na pokutę. Możesz iść.

Odwróciła się na pięcie i wróciła do swoich zajęć. Szybko wyszłam z pomieszczenia. Po chwili bylam już w swoim pokoju, jednak nie widziałam nigdzie Lucky'ego. Spanikowana pobiegłam do łazienki. Ale tam tez było pusto. Z łzami w oczach wracałam do już tylko mojego pokoju, gdy nagle usłyszałam cichy głosik za plecami.

-Już poszedł.

Odwróciłam się i zobaczyłam główkę Silly wystającą zza drzwi swojego pokoju. Podeszłam do malutkiej i mocno sie przytuliłam znów wybuchając płaczem.

-Czemu płaczesz?

-Nie pożegnał się.

-Pani Kris krzyczała. Musiał iść. Lucky też płakał.

Spojrzałam na Silly i uśmiechnęłam się smutno.

-Będzie dobrze. Obiecuję.

Wzięłam ją na ręce i skierowałem się do siebie. Położyłyśmy się i po krótkiej rozmowie zapadłyśmy w głęboki sen.

Nice choice [H.S.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz