4. Hello Mrs. Styles

73 4 0
                                    

*HARRY*
Wstałem dość wcześnie w bardzo dobrym humorze. Szybko się ubrałem i przygotowałem do wyjścia. To był ten dzień. Zamierzałem dziś pojechać do sierocińca. Nigdy nie lubiłem dzieci ale może to się zmieni. Może jeszcze zmienię zdanie co do moich planów. Wszystko jest możliwe.
Zamknąłem za sobą mieszkanie i szybkim krokiem skierowaŁem się do samochodu. W drodze dostałem smsa od Liama, że jest już na miejscu. Przyspieszyłem i już po dwudziestu minutach jazdy byłem przed starym, zniszczonym budynkiem.

-Jesteś pewny, że chcesz to zrobić?

-Ciebie też miło widzieć przyjacielu.

-To dziecko, a nie koszula, nie schowasz go w szafie na tydzień jak ci się znudzi.

-Masz rację, ładna dziś pogoda.

-Kurwa Styles podchodzisz do tego jak idiota. Możesz ze mną to przedyskutować jak normalny człowiek?

-Jestem pewny, że chce to zrobić, wiec schowaj w kieszeń swoje mądrości życiowe i skończmy temat. Idziemy?

Payne pokręcił bezradnie głową i razem ruszyliśmy w stronę wejścia. Korytarz był straszny do tego stopnia, że dostałem dreszczy. Po kilku minutach znaleźliśmy biuro dyrektora i bez pukania tam wprawaliśmy.

-Proszę wyjść i poczekać aż zostanie pan wyw... Pan Styles?

-Witam, mam sprawę.

-Oh zapraszam, proszę usiąść, coś do picia?

-Nie mamy czasu.

Przedstawiłem kobiecie moje plany bardzo szczegółowo i czekałem na jej reakcję, pomimo że ona mnie wcale nie obchodziła.

-To raczej będzie niemożliwe. Są pewne zasady do których trzeba się dostosować. Pan nie spełnia podstawowych warunków.

-Jestem w stanie szczodrze wspomóc tę placówkę, jeżeli tylko dostanę to czego chcę.

Oczy kobiety zabłysły i wyglądała jakby układała sobie w głowie jakiś niecny plan. Byłem na wygranej pozycji. Jak zawsze zresztą.-Pomyśl

-Będę musiała skonsultować się z przełożoną i dam panu znać.-Odpowiedziała obojętnym tonem choć wyglądała jakby chciała odprawić na swoim biurku taniec szczęścia.-Proszę zostawić swój numer.

Rzuciłem na jej biurko swoją wizytówkę i bez słowa wyszedłem z gabinetu, a tuż za mną Liam.

*KENDALL*
Właśnie siedzieliśmy z Lucky'm w parku i popijaliśmy tanie piwo w geście rozpaczy. Szukaliśmy pracy dla chłopaka jednak nigdzie nie potrzebowali pracowników. Nawet na zmywak! Spoglądałam na bliskiego płaczu przyjaciela i smutno wzdychałam. Było południe dlatego mieliśmy jeszcze kilka godzin, które teraz zamierzaliśmy spędzić na szukaniu jakiegoś mieszkania do wynajęcia. Dokończyliśmy w ciszy nasze trunki i podniesiemy się. Kiedy zobaczyłam tablicę z nieruchomościami szybko do niej podbiegłam i zaczęłam czytać.

-Trzy przecznice dalej jest dom, jakaś rodzina wynajmuje całe piętro, chodźmy tam.

-Nie stać mnie na jeden pokój, a co dopiero cale piętro w jakiejś pieprzonej willi.

Przewróciłam oczami i pociągnęłam chłopaka za ramię w odpowiednim kierunku. Po trzech minutach staliśmy przed uroczym domem, który jak sie okazał nie był takich dużych rozmiarów.

-Zostań tu, sam to załatwię.

-Ale...

-Zostań tu.-Warknął zirytowny.

Usiadłam na krawężniku i wytrwale czekałam na jakieś wieści. Dwadzieścia minut później zobaczyłem biegnącego w moim kierunku Lucky'go. Domyśliłam się, że uśmiech na jego, zazwyczaj zatroskanej twarzy, świadczył o dobrych wieściach. Przytulił mnie mocno i odetchnął z ulgą.

Nice choice [H.S.]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz