Rozdział 11

1.4K 135 14
                                    

*Charlie*

I już po koncercie. Ja i Jennifer szliśmy teraz ulicą, razem, nareszcie. Byłem naprawdę szczęśliwy, ona zresztą też, widziałem po jej oczach.

Złapałem ją za rękę, chciałem ją czuć, że jest ze mną, że będzie zawsze....I wtedy coś do mnie dotarło. Przecież ona nie będzie tu wiecznie, pojedzie do Polski.
Ja zresztą też tu nie zostanę, przecież nie mieszkam w Londynie... ale nie chciałem teaz psuć tej chwili, później będziemy się o to martwić.

- Chciałabym zrobić Ci zdjęcie - powiedziała.

- Mi? A to z jakiej okazji? - zdziwiłem się

- Z żadnej, po prostu będę mogła codziennie na Ciebie patrzeć, w tedy, kiedy nie będziesz mógł być ze mną.

- Zawsze będę z tobą, w twoim sercu, co by się nie stało - uśmiechnąłem się. - A zresztą, mało jest moich zdjęć w internecie?

- Ale tamte zdjęcia są sztuczne, chcę zapamiętać cię takiego, jakim jesteś teraz - powiedziała. Chyba jej nie doceniałem, to bardzo mądra dziewczyna.

- Okey - odpowiedzialem puszczając jej rękę. Stanąłem na tle płaczących wierzb.

- Ale weź się trochę uśmiechnij, teraz wyglądasz jakbym ci rodziców zabiła! - zaczęła się śmiać - Nie no teraz to się tak sztucznie uśmiechasz...

- Ale Ty masz problemy! - zacząłem ją drażnić

- Kocham cię - powiedziała, po czym zrobiła mi zdjęcie. - Tym razem pięknie się uśmiechnąłeś - dodała całując mnie delikatnie. Nawet nie poczułem, że się uśmiecham, ale na zdjęciu naprawdę dobrze wyszedłem. Jak ona to robi? ...działa na mnie jak narkotyk.

Szliśmy wzdłuż ulicy, znowu trzymaliśmy się za ręce, nie chcę jej już nigdy puścić.

Ale wtedy ktoś wyszedł z naprzeciwka, na początku myślałem, że to jedna osoba, ale za chwilę widziałem już zarys conajmniej pięciu postaci. Nie wyglądali przyjaźnie. Złapałem Jennifer mocniej za rękę.

*Jennifer*

O cholera, totalnie o tym zapomniałam!!

- Charlie - zaczęłam szeptać - to Zac, Zac i jego ekipa, rozmawiali dzisiaj o tym z Britney, że nas dopadną, ale nie miałam kiedy ci powiedzieć...

Bałam się, naprawdę się bałam, wiem do czego Zac jest zdolny, a w połączeniu z Britney możemy przygotować się na piekło...

- Jenni, nie bój się, jestem przy tobie - powiedział stanowczo.

- Ale ich jest pięciu! Nie mamy szans! - zauważyłam, po prostu myślałam logicznie

- Masz rację... ale już nie zwrócimy, są za blisko...

- No proszę, proszę! Kogo my tu spotykamy! Słyszałem, że oficjalnie jesteście parą! - brunet cały czas krzyczał, jego koledzy śmiali się donośnie.

- Do sedna - powiedziałam mierząc ich wzrokiem. Postanowiłam nie dać strachu wygrać.

- Wiesz, że cały czas mi na tobie zależy, może być tak, jak dawniej... - zaczął się niebezpiecznie zbliżać.

- Nic nie będzie tak, jak dawniej - złapałam Charliego mocniej, odsuwajac się przy tym, a on coraz bardziej się przybliżał.

- Odsuń się od niej - powiedział mój chłopak, słyszałam, że jest wkurzony, jednak Zac tylko zmierzył go wzrokiem i wykonał kolejne kroki - Powiedziałem ODSUŃ SIĘ! - stanął pezede mną zasłaniając mnie ciałem. Nawet nie zauważyłam, kiedy cała banda Zaca nas otoczyła.

- No tak - odsunął się o dwa kroki - Zapomniałem, że taki wilk alfa, jak ty, nie da jej tknąć, jakie to szlachetne, jakie romantyczne - mówił z wrednym uśmiechem. Jego koledzy znowu zawrzeli, a ja poczułam serce, które znajdowało się już w gardle, okropnie się bałam, choć Charlie zachował zimną krew.

- Ta noc nauczy cię, że jednak czasem warto się zamknąć...TERAZ! - na te słowa banda rzuciła się na nas, to był ułamek sekundy gdy to wszystko się działo. Mnie wziął jeden z twardzieli a 4 rzuciło się na Charlsa. Na początku dawał radę, ale było ich po prostu za dużo.

- NIEEEE!! - zaczęłam się drzeć, waliłam w mojego 'strażnika' ale nic to nie dało, on zdawał się nawet tego nie czuć, byłam bez silna, nic nie mogłam zrobić, patrzyłam tylko jak go katują, serce pękło mi na kawałki, oprócz tego bardzo się o niego martwiłam.

- KURWA, ZAC ZOSTW GO!! - wydarłam się najgłośniej jak umiałam. Wszyscy odwrócili się jak na klasniecie.

- A co masz do zaoferowania? - zapytał z chytrym usmieszkiem. A Charlie tam leżał, bez ruchu, widziałam tylko, że jeszcze oddycha, zalałam się łzami...

- Co tylko chcesz...Tylko zostaw go już! - wykrzyczałam, łzy paliły moje policzki

- No proszę, do czego zdolna jest zakochana dziewczyna - uśmiechnął się durnie, czy wspominałam jak go nienawidzę? - Dzisiaj spędzisz noc ze mną, kochanie - ponownie zbliżył się do mnie, jego kumpel cały czas kurczowo mnie trzymał.

- Nigdy... - Charlie się podniósł, ledwo stał na nogach, był cały we krwi.

- Charlie...co ty robisz? - cały czas płakałam - Nie mamy wyjścia!

- Nie zgodzę się na to! - krzyknął, teraz zauważyłam, że on też na prawdę płakał

- A mogłeś żyć - Zac wykazał gestem, jego koledzy ponownie się na niego rzucili - A z nią zrób co chcesz, już mnie nie obchodzi.

Po chwili poczułam mocne uderzenie w brzuchu, po czym chłopak zdzielił mnie w twarz tak mocno, że upadłam...JAK TO BOLI
CO JA TERAZ ZROBIĘ?
CHARLIE!!

Natłok emocji...a pomimo tego zaczęłam myśleć logicznie, prawie nie wierzyłam w to, co robię. Wzięłam kilka kamieni do ręki i resztkami sił rzuciłam nimi jak najmocniej w głąb ulicy, echo roznioslo się między blokami.

- Chłopaki, słyszycie?
- To policja!!
- Zwijamy się!

Słyszałam takie krzyki. Gdy mnie mijali, Zac kopnął mnie w brzuch, ponownie się złożyłam z bólu i rzucił:
- Pa, księżniczko.

Chwile leżałam czując pulsujący ból, a później przyczolgalam się do chłopaka.

- Charlie...Charlie, powiedz coś do mnie...Charlie - płakałam odgarniając mu włosy z twarzy.

- Przepraszam, że nie umiałem cie uratować, kochanie...

- O czym ty mówisz? - jeszcze mocniej płakałam - Czekaj, dzwonię po karetkę...

Wyciągnęłam telefon 'jak to strasznie boli!!'.
Spojrzałam na zegarek, bo uświadomiłam sobie, że odkąd tu jestem, to nigdy nie sprawdzalam godziny.

Jest 25:009, okey...jaki to był numer na....chwila...przecież taka godzina NIE ISTNIEJE.
Spojrzałam jeszcze raz :
60:693

Co się tu dzieje? Mam naprawdę złe przeczucia.

- Charlie...Charlie, posłuchaj mnie, bo to bardzo ważne...kocham cię i zawsze będę, co by się nie działo, rozumiesz? Kocham cię, skarbie - patrzylam na jego oczy, straciły ten blask

- I will always love you - zaśpiewał szeptem, po czym zamknął oczy.

O nie, nie, tylko nie on. Lzy kręciły mi się w oczach, ale nagle ten obraz zaczął się oddalać, po czym zrobiło się czarno dookoła mnie, tylko po to aby przerodziło się to w nicość.

I Just Want = BAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz